Zamiast iść na dyplomatyczną wojnę z Berlinem, warto poszukać sojuszników

Zamiast iść na dyplomatyczną wojnę z Berlinem, warto poszukać sojuszników


”Pańskie maniery UE”, ”niesprawiedliwe naciski Brukseli”, ”mentalność kolonialna” Zachodu. Jak się okazuje, niemieckie media nie są tak jednomyślne i krytyczne w swojej opinii na temat sytuacji politycznej w Polsce, jak się to zazwyczaj przedstawia. Również w Berlinie są politycy i dziennikarze, którzy potrafią zrozumieć specyfikę Europy Wschodniej oraz uznać rację Warszawy oraz Budapesztu w kwestii nieprzyjmowania imigrantów. Czy rząd ochładzając relacje z zachodnim sąsiadem dostrzega, że ma tam również sojuszników?

To, że relacje na linii Polska-Niemcy przyjmują ostrzejszy ton, nie ulega wątpliwości. Punktów zapalnych jest w końcu wiele: od gazociągu Nord Stream, przez naciski w sprawie obowiązkowego rozlokowywania imigrantów, po podniesioną na nowo kwestię reparacji za II wojnę światową. Choć nie bez powodu w Warszawie stanowisko Berlina prezentowane jest w tonie agresywnych polemik prowadzonych z pozycji siły, nie jest to pełny obraz tamtejszej sceny politycznej. Przykładem może być choćby ostatni tekst Dirka Schumera w opiniotwórczym ”Die Welt”. Niemiecki dziennikarz oraz autor książek o tematyce geopolitycznej zupełnie wprost pisze, że: ”naciski Brukseli, aby rozdzielić uchodźców we wszystkich krajach członkowskich, są niesprawiedliwe i przeciwskuteczne wobec biedniejszych mieszkańców Europy Wschodniej oraz stosowaniem podwójnych standardów”. Jednocześnie dodaje, że kraje te ”potrzebują więcej czasu”, również na poprawę standardów życia własnych obywateli.
Pełnoprawni europejczycy

Co warte odnotowania, cała jego retoryka jak żywo przypomina stanowisko prezentowane przez Prawo i Sprawiedliwość oraz węgierski Fidesz, choć trudno przecież posądzać publicystę ”Die Welt” o polityczny interes w schlebianiu obu rządom. Tym ciekawsze wydają się jego słowa i diagnoza sytuacji. Rozpoczyna on od stwierdzenia faktu: ”Europejczycy ze Wschodu są obecnie nielubiani w UE”, przez co ”można by pomyśleć, że systematycznie zakłócają polityczny konsensus Brukseli i dzielą Unię”. Wszystko z powodu twardego stanowiska w sprawie uszczelnienia granic oraz zatrzymanie exodusu imigrantów przez Morzę Śródziemne. Auto broni jednak prawa zarówno Węgier jak i Polski do autonomii w tym zakresie, podkreślając, że ”(…) jak długo unijne postępowanie ws. naruszenia przepisów UE przez Polskę, Węgry i inne krnąbrne państwa jak Słowacja nie przyniosą sukcesów, nowi unijni członkowie pozostaną pełnoprawnymi Europejczykami, którzy inaczej rozkładają polityczne akcenty niż w Brukseli, Paryżu czy w Berlinie – kładąc nacisk na to, co narodowe, autorytarne i krytyczne wobec migracji”.
Antoni Macierewicz: obserwujemy narastającą agresję ze Wschodu

Choć słowa te brzmią jak wyjęte z felietonu w ”Gazecie Polskiej Codziennie”, niemiecki dziennikarz zupełnie wprost przyznaje, że stanowisko bogatych państw starej Unii zahacza o hipokryzję. ”Czy można biednym społeczeństwom UE jak Węgry, kazać zapewnić [wobec imigrantów – przyp. M.M.] podobne standardy socjalne jak Luksemburg czy Szwecja? Jak rumuński polityk ma przekonać obywateli, że w jakiejś wiosce mają być rozlokowani Irańczycy, Afgańczycy czy Nigeryjczycy, jeśli mieszkańcy tej wioski w większości wyjeżdżają pracować za granicę, aby uniknąć nędzy?” – pyta Schumer. Jednocześnie zupełnie wprost zwraca on uwagę, że takie postawienie problemu przez Berlin czy Paryż unika wzięcia odpowiedzialności za relokowanych, którzy i tak docelowo za cel swojej podróży wybierają bogate kraje Zachodu. A nie Europę Środkowo-Wschodnią.

Pieniądze z Unii to nie jałmużna
Właśnie na tym polu, wg autora ”Die Welt”, Niemcy muszą niezwykle ostrożnie dobierać argumenty, również historyczne. ”Przecież te narody cierpiały przez całe dziesięciolecia pod jarzmem transnarodowej ideologii – sowieckiego komunizmu – i opierały się ingerowaniu centralnych biur zaprzyjaźnionych partii, często poprzez ucieczkę w narodowe tradycje”. Dlatego, w opinii Schumera, „Unia musi uważać, żeby nie zachowywać się podobnie arogancko wobec małych państw członkowskich na Wschodzie, jak ongiś Pakt Warszawski”. Nawet wielu polskim politykom czy dziennikarzom nie przejdzie jednak przez usta odniesienie do II wojny światowej, jakie uczynił autor berlińskiego dziennika. ”Polska słusznie uważa się za ofiarę II wojny światowej”, dlatego „(…) pieniądze, które UE teraz przelewa, są dla wielu Polaków co najwyżej późnym i niepełnym zadośćuczynieniem, a nie jałmużną z brukselskiej kasy dla biednych”. Czy takie słowa, z ust niemieckiego publicysty, a nie polityka prawicy, nie dają do myślenia, że za łatwo odpuściliśmy temat reparacji?
Kluczowym pytaniem tekstu opublikowanego w ”Die Welt” jest jednak zagadnienie podwójnych standardów, stosowanych w przypadku Europy Środkowo-Wschodniej przez starą Unię. Czy jeśli Francja albo Hiszpania uszczelnia granice, to broni swoich praw, a gdy robią to Węgrzy albo Polacy – grzebią europejską solidarność? ”Widocznie wolno politykom z Zachodu otwarcie robić to, co jest zabronione pod groźbą kary pariasom z dzikiego Wschodu. I tak w Brukseli właśnie zadomawia się też zły odruch: Na mądrym Zachodzie rozdaje się oceny, a na krnąbrnym Wschodzie nagany. Na Zachodzie żyją cywilizowani, wzorcowi Europejczycy, a na Wschodzie prymitywni biedacy” – twierdzi dziennikarz, rzucając na koniec mocne słowa o ”mentalności kolonizatorskiej”, która towarzyszy podobnym ocenom.
Warto szukać sojuszników

Cały ten proces – jakby było mało – odbywa się zdaniem publicysty pod kuratelą Jeana-Claude’a Junckera („odwołanego premiera Luksemburga”), Frans Timermanns’a ( „którego socjaldemokraci zostali w Holandii starci w pył”) oraz Donalda Tuska („dla którego własny rząd wycofał poparcie”). Jak uważa autor niemieckiego dziennika: ”(…) w porównaniu z tymi oderwanymi od bazy eurokratami rządzące partie Polski i Węgier, które dysponują absolutną większością, są na wskroś demokratyczne, niezależnie od tego, czy nam podoba się ich polityka czy nie podoba”.
Warto, aby polski rząd idąc na dyplomatyczną potyczkę z Berlinem dostrzegł, że ”Europa pierwszej prędkości” również nie jest ideowym monolitem, wykładanie swoich racji i dialog z sąsiadami ma kluczowe znaczenia dla skuteczności w polityce zagranicznej oraz nie każdy kto Niemiec, to nasz wróg. Wszystkim, którzy chcieliby rozwinąć tę myśl polecam lekturę książki Hansa-Olafa Henkela oraz Joachima Starbatty’ego pt. ”Niemcy na kozetkę! Dlaczego Angela Merkel ratuje świat, rujnując swój naród?”. Obaj panowie nie należą do radykałów, stanowią natomiast polityczną, naukową i biznesową elitę naszego zachodniego sąsiada. I to również jest prawda o Niemczech oraz dowód na to, że wielu obywateli tego kraju potrafi trzeźwo oceniać obecną rzeczywistość.

Tagi