Tokio jakiego nie znacie. „The Uwaga Pies Daily” – nowy projekt Krzyśka Gonciarza
The Uwaga Pies to kanał na You Tube, który zgromadził już ponad 40 tys. subskrypcji i cały czas rośnie. Jego twórcy relacjonują na nim swoje codzienne życie w Tokio. Krzysztof i Kasia opowiedzieli nam, co wyjątkowego ma w sobie ta metropolia, jakich dań-pułapek unikać w Japonii i ile jest prawdy w opowieściach o szalonych preferencjach seksualnych mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni.
Marcin Makowski: Ty jesteś popularnym w Polsce Youtuberem. Kasia, Amerykanka z polskimi korzeniami, podczas swoich podróży zatrzymała się w Japonii. Zacznijmy jednak od początku – jak tutaj trafiliście? Z perspektywy Chicago i Krakowa żyjecie na drugim końcu świata. W takie miejsca nie trafia się przypadkiem.
Krzysztof Gonciarz: Przyleciałem do Japonii w lutym 2014 roku, żeby nakręcić serię filmów o tym kraju. Projekt trwał 5 tygodni, nakręciliśmy jakieś 40 odcinków. Kiedy przyszedł czas powrotu, uznałem że wciąż mi mało i muszę zostać dłużej. Zacząłem poznawać ludzi, zawierać przyjaźnie, czuć się coraz bardziej komfortowo. Zawsze interesowała mnie tutejsza odmienność, kultura, kuchnia, ta pewnego rodzaju elegancja w każdym elemencie życia codziennego.
Kasia Mecinski: Od dawna chciałam doświadczyć mieszkania na różnych kontynentach, decyzję podjęłam podczas studiów w Brazylii. Wybierałam pomiędzy Afryką a Azją, akurat Japonia wydawała się ciekawym wyborem i wszystko się jakoś ułożyło w tę stronę. Nigdy nie bałam się mieszkania zagranicą – to co ludzie widzą jako potencjalne trudności, dla mnie jest raczej przygodą. Chciałam tu pomieszkać rok i ruszyć dalej, na kolejny kontynent. Ale wszystko dobrze się tu ułożyło i nie ma pośpiechu.
Co was ze sobą połączyło? Skąd decyzja o założeniu firmy akurat w Tokio, bez znajomości języka i tutejszego prawa?
Krzysztof: Nasze umiejętności dobrze się uzupełniają. Ja umiem produkować wideo, a Kasia pracowała tu w branży reklamowej, miała kontakty i znajomość kultury biznesowej. Nasza usługa – produkcja sieciowego wideo – jest na japońskim rynku nowoczesna, konkurencja jest niewielka, a praktycznie żadna firma nie ma portfolio porównywalnego do mojego doświadczenia z Polski.
Azja słynie ze swojej rygorystycznej etyki pracy, zżywania się z firmą jak rodziną, zostawania w biurze po godzinach. Czy to wpływa w jakiś sposób na wasz biznes?
Krzysztof: „Młoda” Japonia odchodzi od tego morderczego, korporacyjnego klimatu, który zwykle utożsamiamy z tym krajem. Współpracując z firmami internetowymi, prowadzonymi przez młodych ludzi bądź przez zagranicznych inwestorów, nie mamy kontaktu z tą najcięższą odmianą korporacyjnej Japonii. Kultura biznesowa jest natomiast obecna w codziennym życiu firmowym, należy znać zasady japońskiej korespondencji, etykiety, wiedzieć jak się zachowywać na spotkaniach z klientami.
Kasia: Sytuacja się zmienia, ale zbyt wolno, żeby ten proces był efektywny, progresywnie funkcjonujących firm jest bardzo mało. Większość japońskiej młodzieży cały czas czuje ogromne ciśnienie, by żyć tak jak ich przodkowie. Pierwszego kwietnia każdego roku zobaczyć można w Tokio tłumy świeżo upieczonych absolwentów, ubranych w czarne garnitury, którzy obchodzą pierwszy dzień swojego „salarymanowego” życia.
Jak rozmawiać z Japończykami o interesach, aby nie popełnić żadnej gafy?
Krzysztof: Zasad jest sporo. Przykładowo: własną wizytówkę podaje się jedną ręką, trzymając za narożnik, z drukiem zwróconym w stronę odbierającego. Kiedy dostajemy wizytówkę, odbieramy ją dwoma rękami. Co ciekawe, wymiana wizytówek łączy te dwa procesy w jednym momencie, co wygląda w wykonaniu nowicjuszy trochę niezdarnie. Otrzymanych wizytówek nie wolno schować, trzeba je rozłożyć obok siebie na stole na czas spotkania, a jeśli jedna z osób uczestniczących w spotkaniu ma wyraźnie wyższy status od pozostałych – np. mamy naprzeciwko siebie prezesa i kilku dyrektorów – dobrze jest umieścić wizytówkę prezesa wyżej od pozostałych, np. kładąc ją na wizytowniku. W czasie samych spotkań ciekawe jest, jak często zapada niekomfortowa – dla nas – cisza. Dla Japończyków w ciszy nie ma nic specjalnie złego i ludzie nie są nią zakłopotani, natomiast obcokrajowcy zaczynają się wtedy stresować.
Oczywiście są całe książki o poprawnym zachowaniu w biznesie w Japonii, zarówno w wydaniu spotkań biznesowych, korespondencji mailowej, technik negocjacji czy kultury biznesowego picia, które jest bardzo ważnym elementem tutejszych firm.
Co ma w sobie Tokio, czego nie mają inne miasta na świecie?
Krzysztof: Tłumy ludzi. Takie prawdziwe tłumy. Po pewnym czasie mieszkania w Tokio, trudno jest pojechać gdzieś indziej i stwierdzić, „o, ale tłok dzisiaj”.
Kasia: Dodałabym, że w tym tutejszym „tłumie” jest jednocześnie niesamowity porządek.
A czego w Tokio nie znosicie?
Krzysztof: Trudno się zawiera przyjaźnie i znajomości z Japończykami. Relacje międzyludzkie są tu dość sformalizowane, nie ma takiej spontaniczności jak u nas, rzadko prowadzi się głębokie, szczere rozmowy. Na dłuższą metę brakuje tego. Kiedy ostatni raz byłem w Polsce – w kwietniu tego roku – największą przyjemność sprawiało mi po prostu rozmawianie z ludźmi.
Kasia: Zgadzam się. Nie lubię też odpowiadania w kółko na dokładnie te same pytania. „Skąd jesteś? Wow, ciekawe! Jak długo tu jesteś? Dlaczego przyjechałaś do Japonii? Ciekawe!” Trochę żartuje, bo to naturalne, że te pytania padają, jak się kogoś poznaje, ale schematyczność staje się męcząca po pewnym czasie.
Jak to jest z gościnnością Japończyków? Z jednej strony słyszy się, że dla turystów potrafią być bardzo przyjaźni, z drugiej widzi programy w ich telewizji, które ewidentnie szydzą z obcokrajowców. Czy pomimo tak spektakularnego rozwoju technologicznego, nadal jest to kultura, która boi się obcych?
Krzysztof: Japończycy są na pewno bardzo pozytywnie nastawieni do turystów. Mnóstwo jest historii o autostopowiczach, którzy prosili o podwózkę, a skończyli na domowej kolacji i następnego dnia zostali oprowadzeni przez całą rodzinę po okolicy. Jest w Japońskim słowo na japońską gościnność – omotenashi. To ma być jedno z głównych haseł Igrzysk Olimpijskich w 2020.
Niestety, gościnność ta słabnie w przypadku osób, które tutaj mieszkają. Reakcje przestają być jednoznacznie pozytywne i choć na codziennej płaszczyźnie można się tu czuć komfortowo, czasem wychodzi na jaw fakt, że nie jest się tutaj na równych prawach z tubylcami. Kiedyś pewien Japończyk poczuł się urażony filmem, który kręciliśmy, więc zadzwonił na policję. Policja nie rozumiała jego zarzutów, bo nie robiliśmy wedługg nich nic złego, ale odniosłem wrażenie że nie chcą otwarcie stanąc w obronie obcokrajowców przed Japończykiem, więc cała sprawa ciągnęła się dużo dłużej niż powinna. Koniec końców stanęło, że to my mieliśmy rację.
Spotyka się tu dużo serdeczności i niesamowitego ciepła, czasami jest trochę gorzej. Ale bilans jest na plus.
Na waszym kanale bardzo często zachwalacie lokalną kuchnie. Załóżmy, że wybieram się na wakacje do Tokio – czego powinienem spróbować w pierwszej kolejności?
Krzysztof: Z rzeczy, które nie są w Polsce powszechnie kojarzone, a w Japonii bardzo popularne, polecałbym tonkotsu ramen (zupę z makaronem w odmianie, która gotowana jest na kościach wieprzowych) oraz shabu shabu (plastry surowej wołowiny, gotowane przez nas samodzielnie przez kilka sekund w garnku z bulionem na naszym stoliku). Nie trzeba nikogo przekonywać, że sushi w Japonii stoi na kompletnie innym poziomie niż w Europie – warto się o tym przekonać samemu.
A jakich dań-pułapek unikać?
Krzysztof: Raczej nie spotyka się w Japonii rzeczy ewidentnie niedobrych. Czasem się śmieję, że tutaj nie ma ekwiwalentu takiej naszej dworcowej budy z hamburgerami – gdzie wiadomo, że standard jest koszmarny, ale czasami ma się ochotę na taki podły klimat. Wielu obcokrajowców brzydzi się natto, czyli sfermentowanej soi, ale ja je lubię. Wiele osób pewnie chciałoby uniknąć np. mięsa wieloryba, z powodów etycznych, ale raczej trudno na nie trafić przypadkowo.
W jednym z odcinków nawiązując do problemu nierówności płci w Japonii, pokazywaliście menu w restauracji w której oddzielnie reklamowano dania dla mężczyzn i mniejsze porcje dla kobiet. Jak na codzień objawia się jeszcze ta problematyka?
Kasia: Wystarczy przejść się po normalnym sklepie, żeby zobaczyć jak dużo presji wywieranych jest tutaj na kobiety. Oczywiście w świadomości, że to samo można powiedzieć o prawie każdym kraju na świecie. Japonia jednak wynosi te sprawy na kolejny poziom. Branża kosmetyczna, branża suplementów diety – czegoś takiego nie ma nigdzie indziej. Istnieją tu produkty leczące kompleksy, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Można kupić masażer do twarzy, który wyszczupla szczękę. Są rozciągarki do nosa, urządzenia do treningu mięśni policzkowych. Rzeczy, które trudno sobie wyobrazić – a na to wszystko standardowy zestaw trudności, z którymi muszą sobie radzić kobiety w każdym kraju.
A ty Kasiu, czy jako Amerykanka i kobieta odczuwasz w jakikolwiek sposób, aby traktowano Cię gorzej?
Kasia: Jako Amerykanka, a może raczej jako osoba której ojczystym językiem jest angielski, myślę że pod względem prawnym jestem uprzywilejowana. Łatwiej mi dostać wizę, pracę i zamieszkać tutaj niż komukolwiek z kraju nieanglojęzycznego.
Pod względem społecznym – zależy. Tak jak w innych krajach, można tu spotkać osoby nienawidzące Amerykanów, ulegające stereotypom, ale nie spotykam się z tym zbyt często. Częściej ludzie po prostu nie lubią nikogo z zagranicy – nie ma znaczenia, skąd jesteś. Oczywiście jest tu też mnóstwo ludzi kochających Amerykańską kulturę, modę, sport, muzykę itd.
Jako kobieta, spotykam się tu z dużą ilością seksizmu. To nie jest tak, że ludzie celowo próbują cię obrazić, bardzo często intencją jest komplement. Samo pojęcie „seksizmu” zostało tu zaimportowane z zagranicy, wielu ludzi nie rozumie, o co w nim chodzi, ludzie nie wiedzą, na czym polega feminizm. Nawet nasi bliscy znajomi, bardzo progresywnie myślący Japończycy, najczęściej nie mają żadnego zdania na ten temat. Na koniec dnia słyszysz komplement w stylu „wow, jak na kobietę jesteś bardzo mądra!”. „Jesteś kobietą, a masz swoją firmę!”.
Jak Japończycy podchodzą do kwestii światopoglądowych? Czy zagadnienia takie jak legalizacja małżeństw homoseksualnych są u nich tematami poruszanymi przez główne media?
Krzysztof: W Japonii często jest tak, że jeśli temat jest drażliwy, to się go unika. Nie jest to ani wyraźne poparcie, ani wyraźny sprzeciw. W temacie małżeństw homoseksualnych widuje się opinie z obydwu opcji, natomiast mało który Japończyk chce o tym rozmawiać przy piwie.
Kasia: Myślę, że w Japonii zmiany społeczne łączą się z gospodarką. Jak pracowałam w branży reklamowej, widywałam sporo hoteli próbujących sprzedawać pakiety pobytowe dla małżeństw homoseksualnych. Rozmawiałam o tym z ludźmi, widzieli w tym czystą ekonomię i potencjalny zysk. Japońska wersja feminizmu może się narodzić teraz, w obliczu niżu demograficznego i starzejącego się społeczeństwa, bo Japonia potrzebuje więcej rąk do pracy.
Jakiego typu zachowań powinien unikać Europejczyk, który jedzie na wakacje do Japonii? Czy istnieją np. gesty, które dla nas są normalne, a Japończycy odbierają je jako obraźliwe?
Krzysztof: Warto poznać trochę podstaw dobrego zachowania przy stole. Nie wbijać pałeczek w ryż ani w sushi, nie pocierać pałeczek o siebie, nie podawać nikomu potrawy z jednych pałeczek do drugich. Popularną różnicą kulturową jest wydmuchiwanie nosa, które w Japonii jest uważane za bardzo niekulturalne. Milej widziane jest ciągłe pociąganie nosem, co z kolei u nas zwykle źle się kojarzy. Na podobnej zasadzie w większości restauracji i barów woła się obsługę dość głośnym zawołaniem, w polskiej restauracji byłoby to niekulturalne.
Czy to dla was problem nagrywać filmy codziennie, nie kusi was czasami, aby po prostu zrobić dzień przerwy i oglądać seriale bez wychodzenia z domu?
Krzysztof: Kusi, ale chcemy kontynuować ten projekt, to bardzo ciekawe wyzwanie. Musimy codziennie robić coś ciekawego i codziennie znaleźć czas na produkcję. Nie chcemy doprowadzić do sytuacji, w której Daily stałby się vlogiem na zasadzie „siedzę w sypialni i opowiadam, jakie kupiłem słodycze’. Naszym celem jest produkcja treści dla starszego, wymagającego widza. Stawiamy sobie poprzeczkę bardzo wysoko.
Jak wyglądają kwestie mieszkaniowe w Tokio? W Polsce słyszy się historie o hotelach kapsułowych, miniaturowych domach i horrendalnych cenach za lofty wielkości polskiego schowka na miotły.
Krzysztof: Mieszkania są dużo mniejsze niż w Polsce, ceny sporo wyższe. Ale pamiętajmy, że średnia starting zarobków to tutaj w przeliczeniu jakieś 8-9 tys. zł (i tak mniej, niż wiele osób myśli). Ale wrzucanie wszystkiego do worka hoteli kapsułowych i schowków na miotły to przegięcie, aż tak źle nie jest. Hotele kapsułowe zresztą nie istnieją tyle z braku miejsca, co po prostu z zapotrzebowania na ten rodzaj usługi – mają być szybkie w obsłudze, pozwolić się przespać kilka godzin, jak się przegapiło ostatni pociąg i zasiedziało w knajpie. Są nieporównywalnie tańsze od normalnych hoteli, a przy tym całkiem wygodne – i często połączone z łaźniami, które są tutaj w bardzo wysokim standardzie. Polecałbym wizytę w hotelu kapsułowym każdemu odwiedzającemu Japonię, to bardzo fajne doświadczenie.
Co ciekawe, w Japonii duże mieszkanie określa się terminem „mansion”, czyli po angielsku „posiadłość”. Trochę to mówi o przesunięciu standardów powierzchniowych w tym kraju.
Kasia: A ja znam przypadek schowka na miotły! Paru moich znajomych wynajmowało pokoje o powierzchni 6.5 metra kwadratowego, bez żadnej szafy, płacili za to 60.000 jenów. Jak moi rodzice zobaczyli mój pierwszy pokój w Tokio, prawie mieli łzy w oczach. Oczywiście nie trzeba iść na takie kompromisy, jeśli ma się czas poszukać czegoś atrakcyjniejszego i bardziej swobodnie podejdzie do wyboru dzielnicy. „Pierwsze mieszkanie w Tokio” dla wielu osób to jednak schowek na miotły.
W jaki sposób Japończycy podchodzą do rodziny i tradycji? Czy w tak technokratycznym mieście jak Tokio jest jeszcze miejsce na takie wartości? Słyszałem o ojcach, który do domu przyjeżdżają z pracy tylko na weekendy.
Kasia: Kultura pracy ogranicza czas spędzany rodzinnie. Nawet jeśli ojciec wraca do domu każdego wieczora, bardzo często jego dzieci już śpią, a on wstanie do pracy zanim one się obudzą. Ten aspekt też zaczyna się powoli zmieniać, japońscy ojcowie chcą odejść od tego tradycyjnego modelu.
Możecie mi przy okazji wytłumaczyć, jak to jest, że metro w Tokio zatrzymuje się o północy?
Krzysztof: Około północy, to zależy od linii i dnia tygodnia, np. w weekendy główna linia Yamanote jeździ do około 1 w nocy. Jest kilka powodów tego stanu rzeczy, o których się mówi. Najsensowniejszym wydaje się argument, że gdyby nie utrudnienie w dostaniu się do domu w nocy, firmy zmuszałyby pracowników do jeszcze większej liczby nadgodzin niż teraz (w wielu japońskich firmach do pracy wypada przyjść godzinę przed jej rozpoczęciem, a wyjść minimum godzinę po skończeniu swojej zmiany). W pewnym sensie więc ten system stoi w obronie wyzysku pracowników przez pracodawców. Myślę też, że uwzględniając bardzo alkoholową kulturę biznesową w tym kraju, dla samej gospodarki jest lepiej wszystkich zmusić, by skończyli imprezę dość wcześnie.
Czy znając tylko angielski, można żyć w Japonii bez poczucia wyalienowania? W jaki sposób dowiadujecie się o ciekawych wydarzeniach w mieście?
Kasia: Społeczność zagraniczna jest tutaj bardzo duża, są nawet media dedykowane nie-Japończykom. Łatwo jest trzymać rękę na pulsie, plus oczywiście ma się poszerzający się krąg międzynarodowych znajomych, więc okazje ciekawego spędzania czasu przychodzą same.
Zawsze pozostaje poczucie wyalienowania, nawet wśród ludzi mówiących płynnie po japońsku. Mamy znajomych, którzy mieszkają tu ponad 20 lat, mówią płynnie, ale dla Japończyków to i tak po prostu obcokrajowcy. Trzeba znaleźć krąg odpowiednich znajomych i cieszyć się relacją z nimi, nie szukać akceptacji na skalę całego społeczeństwa.
Krzysztof: Jest taki klasyczny żart wśród obcokrajowców, że nie ważne ile tu mieszkasz, zawsze ktoś – z uprzejmości – powie ci komplement, że umiesz jeść pałeczkami.
Jak korzystacie ze służby zdrowia? Domyślam się, że nie z każdym lekarzem łatwo się dogadać.
Kasia: Są tu lekarze mówiący po angielsku. Najlepiej jest znaleźć takiego, który nie tylko mówi po angielsku, ale miał też doświadczenie w pracy zagranicą, bo nawet jeśli pokona się barierę językową, japońscy lekarze np. nie są przyzwyczajeni, że pacjenci zadają im jakiekolwiek pytania. Nikt tutaj nie kwestionuje zdania lekarza, a nadmierna ciekawość może być uznana właśnie za coś takiego. Ja zawsze lubię z lekarzem porozmawiać, popytać, jakie są opcje, dowiedzieć się czegoś.
A ubrania? Przeciętny Europejczyk chyba musi się nieźle naszukać, zanim znajdzie odpowiednie rozmiary.
Krzysztof: Ja najczęściej kupuję ubrania w Uniqlo, czyli japońskiej sieciówce, która ma rozmiary dostosowane do ogólnoświatowych standardów. Próby kupienia czegoś od małych, designerskich marek, bywają niestety frustrujące, ale też czuję że mógłbym po prostu schudnąć i życie stałoby się prostsze. W przypadku męskich rozmiarów standardy nie są aż tak wyśrubowane jak w damskich, szczupły Europejczyk przeciętnego wzrostu raczej znajdzie tu wszystko czego potrzebuje.
Kasia: Ja nie mam zbyt wiele problemów. Najczęściej mam trudności z krojem ubrań, japoński krój jest miejscami za ciasny. Czasami przymierzam coś w sklepie i odnoszę wrażenie, że to było szyte na mrówkę. Ale to tylko czasami, rozmiarówka różnych marek potrafi być kompletnie inna, więc to po prostu kwestia znalezienia odpowiedniego sklepu.
Czy życie w Japonii jest drogie np. w stosunku do kosztów utrzymania w Chicago?
Kasia: Wychodzi podobnie. Na przykład zakupy spożywcze i jedzenie fastfoodowe w USA byłyby dużo tańsze, ale dobra restauracja – droższa. W Japonii płacę więcej za mieszkanie, ale mniej za transport, bo nie mam tu samochodu.
Ile jest prawdy w japońskiej obsesji „absurdalnego” seksu? W Polsce głównie w taki sposób przedstawia się Japonię – jako kraj dziwnych filmików, pokręconych teleturniejów, niezrozumiałych zwyczajów. Spotykacie się z tym na co dzień?
Krzysztof: Duża część teleturniejów o erotycznym wydźwięku, które zdobywają popularność na serwisach ze śmiesznymi filmikami, to programy erotyczne wcale nie emitowane w telewizji, a bardziej gatunek pornografii, dystrybuowany jak pornografia. Japońska seksualność generalnie nie jest taka szalona, jak czasami przedstawia się to w zachodnich mediach, wręcz przeciwnie. Przeciętny Japończyk uprawia bardzo mało seksu. Często też przedstawia się u nas jako „japońskie zboczenia” rzeczy, które wynikają po prostu z poczucia humoru bądź zamiłowania do kultury kawaii. Przykładowo, jest taki znany starszy pan, który przebiera się za uczennicę i chodzi po centrum miasta w weekendy. Na Zachodzie intuicyjnie chcemy go wrzucić do worka z napisem „zboczeniec”, tymczasem nie ma to u niego podtekstu seksualnego. Ma być śmieszne i słodkie, tak sobie wymyślił i taką ma pasję.
Po przeciwnej stronie skali, prawdą jest że w Japonii powstaje bardzo dużo pornografii, która chyba nigdy nie powinna powstać. Szczególnie przerażający jest obecny w niej topos gwałtu. Na szczęście to nie jest tak, że przeciętny Japończyk na ulicy chciałby się z tym utożsamiać, jest to nisza, co jednak nie umniejsza według mnie problemowi.
Skąd pomysł na nazwę kanału? Kiedy pokazywałem mojej mamie The Uwaga Pies Daily, miałem spory kłopot, żeby wytłumaczyć, do czego nawiązujecie. Chyba mogę tak powiedzieć, że uprawiacie językowy trolling…
Krzysztof: The Uwaga Pies wybraliśmy, bo po angielsku brzmi jak coś, co mogłoby naprawdę istnieć, rodzaj ciastka. Po polsku – wiadomo. Owszem, to jest językowy trolling, ale chcieliśmy zawrzeć w tej nazwie jakiś rodzaj ukłonu w stronę polskiej publiczności, od której zaczęliśmy. Dzięki temu każdy widz może na własną rękę trollować zagranicznych znajomych, mówiąc im żeby spróbowali pysznych polskich ciastek Uwaga.
W waszych filmach to Krzysiek jest tym wesołym i rzucającym dowcipami, a Kasia chłodnym okiem spogląda na rzeczywistość, definiuje ją i opisuje miejsca. Czy na codzień, poza kamerą, wasze relacje wyglądają podobnie?
Krzysztof: Hmm, poza kamerą to Kasia jest bardziej przebojowa. Myślę że przed kamerą też sporo żartuje, tylko jej styl żartu to bardziej Nick Offerman niż Jim Carrey.
Kasia: Ja jestem bardziej Bill Murray.
Najdziwniejsza rzecz, jaką widzieliście w Tokio to?
Krzysztof: Trudno jest wybrać, jak do wyboru ma się ludzi przebranych za postaci z Mario jeżdzących gokartami po ulicy, zjazdy pasjonatów tuningu wkręconych w nagłośnienie samochodowe, który pojedynkują się na to, kto głośniej puści muzykę i zagłuszają kilka ulic w centrum miasta, Batmana idącego po ulicy z teczką biznesową, ludzi chodzących po parku z małpką bądź świnią na smyczy. Mógłbym długo tak wymieniać i nie uchwycić jednej dziesiątej dziwnych rzeczy, które można tutaj spotkać, jeśli jest się w jednym z bardziej odjechanych miejsc miasta. W japońskiej dziwności jest sporo zaprzeczeń: z jednej strony w Japonii nikt nie chce odstawać od tłumu (jak głosi tutejsze przysłowie: gwóźdź, który odstaje, zostaje uderzony jako pierwszy), z drugiej strony ludzie na tyle szanują swoją wzajemną przestrzeń prywatną, że wielu ludzi otwarcie realizuje swoje poczucie humoru bądź pasje w przestrzeni publicznej. Oczywiście takie dzikie akcje dotyczą tylko najbardziej rozrywkowych okolic w mieście.
A najpiękniejsze miejsce, które koniecznie trzeba odwiedzić?
Krzysztof: Wspinaczka na górę Fuji podczas dobrej pogody, widoki są tak piękne, że aż nierealne.
Kasia: Wyspa Yakushima, najpiękniejszy las świata. No i ta wyspa jest taka pusta. Kamikochi, Nagano – niesamowita dolina w Alpach Japońskich.
Macie zamiar zostać tutaj na stałe? Nie doskwiera wam czasami samotność?
Krzysztof: Chcę rozkręcić tu firmę, zostać parę lat, potem ruszyć gdzieś dalej. Japonia to niesamowity, piękny kraj, ale jest wiele innych miejsc, które mnie fascynują, życie jest chyba za krótkie, żeby spędzić je całe w jednej kulturze.
Kasia: Mój długoterminowy plan to przeprowadzka do innego kraju, ale tak jak mówiłam, póki wszystko idzie tu dobrze, nie ma pośpiechu.
Japonia to nie tylko Tokio, jak wyglądają inne miasta i życie na wsi?
Krzysztof: Inaczej, dużo spokojniej. Poza Tokio można poczuć dużo więcej klimatu klasycznej Japonii, zen, wabi sabi, klasycznego rzemiosła, poczuć buzującą naturę, na której zasadzony został Shintoizm. Japonia to dużo więcej niż Tokio. Sam niestety nie zwiedziłem jej jeszcze sporo, mam nadzieję zacząć to nadrabiać w najbliższym czasie, również na potrzeby naszych filmów.
Kasia: Ja pojeździłam trochę po Japonii i ten kraj naprawdę wygrał w geografię. Krajobrazy są niezwykle zróżnicowane. Najbardziej zatłoczone miasta obok opuszczonych wiosek, tropikalne plaże i jedne z najlepszych resortów narciarskich świata. Krajobraz zmienia się nie do poznania podczas dwugodzinnej przejażdżki autem. To świetne miejsce, jeśli lubi się różnorodność.
Gdybyście mieli podsumować Tokio jednym słowem, było by to dla was…
Krzysztof: Różnorodność. Można tu znaleźć niewyobrażalną liczbę wszystkiego.
Kasia: Szalone ( ͡° ͜ʖ ͡°)