Ślepota na jedno oko
Krzysztof Ziemiec za ujęcie na tle zdjęcia Andrzeja Dudy został publicznie skarcony przez szefa TVP. A przecież wystarczyło się zachowywać jak Piotr Kraśko czy Tomasz Lis, którzy wiedzą, komu okazywać sympatię.
Pamiętam, jak przed pierwszą debatą z kandydatami na prezydenta, do której prowadzenia zaangażowano Dorotę Gawryluk i Krzysztofa Ziemca, pojawiły się obawy o brak obiektywizmu. „Ziemiec jest konserwatywny, trzeba to zrównoważyć” – ubolewała część środowiska dziennikarskiego. A później, jak w tej anegdocie o prowokacji, którą opowiadał towarzysz Jan Winnicki – oni weszli do studia, zachowali się profesjonalnie i wyszli. „Tak że z tymi prowokacjami trzeba ostrożnie” – można podsumować słowami kacyka partyjnego z bloku przy Alternatywy 4.
Tak zwane zaangażowanie społeczne
Na skrajnym biegunie tego wydarzenia plasuje się dyskusja z Bronisławem Komorowskim w Polsacie, moderowana przez Jarosława Gugałę, oraz słynna TVN-owska debata, podczas której Monika Olejnik nawet nie starała się ukryć swojej antypatii do Andrzeja Dudy. Czy sposób prowadzenia tamtych spotkań wzbudził w troskliwych o niezależność Ziemca podobne zaniepokojenie? Skądże.
Generalnie rzecz ujmując, relacja dziennikarze–władza uległa w III RP niespotykanemu wręcz zachwianiu. O tym wiemy wszyscy. Nie jest niczym niestosownym chwalić się zdjęciem z przytulonym Donaldem Tuskiem czy Bronisławem Komorowskim, dostawać kwiaty od premiera i ordery od prezydenta za „wkład w 25 lat wolności”. Media prywatne gremialnie odrzuciły maski podczas ostatniej kampanii, wprost popierając konkretnego kandydata. Redakcje same nazywały taki ruch zaangażowaniem społecznym, nie wspominając w ani jednym zdaniu o zależności.
Możemy nad tym ubolewać, nie zmienia to jednak faktu, że współczesne media z informacyjnych zamieniły się w tożsamościowe. I nad tym również postanowiono przejść bez wzruszenia ramion. Gdzieś tam tylko czepiała się gorsza część środowiska, „prawicowi dziennikarze” oraz (wymawiani z kpiną w głosie) „niepokorni”.
Tym bardziej tragikomiczna wydaje się afera, która wybuchła wokół niewinnego zdjęcia zamieszczonego przez Ziemca na prywatnym koncie twitterowym. „Taka sytuacja. Zaaranżowane przez realizatora w studiu TVP w przerwie uroczystości” – czytamy w opisie. A co widzimy? Dziennikarza siedzącego w studiu na tle grafiki z Andrzejem Dudą unoszącym palce w geście zwycięstwa. To samo robi Ziemiec, podobny z aparycji do obecnego prezydenta. Nie muszę chyba dodawać, że do samej relacji z zaprzysiężenia Dudy, bo wtedy zostało zrobione zdjęcie, nikt zastrzeżeń nie miał. To jedno zdjęcie wystarczyło jednak, aby prowadzący „Wiadomości” został wezwany na dywanik przez nowego prezesa TVP.
„Nic nie mam przeciwko żartobliwym zdjęciom dziennikarzy. Jednak dopóki znajdują się one w domowych albumach, są tylko, a może aż, pamiątką dla potomności. Natomiast autorska publikacja takiego żartu, nawet spontaniczna i nieprzemyślana, może prowokować pytanie o bezstronność dziennikarza telewizji publicznej. Taka niefrasobliwość nie mieści się w moim systemie wartości” – skomentował sprawę Janusz Daszczyński w rozmowie z magazynem „Press”. „Sądziłem, że ludzie podejdą do niego [zdjęcia] z humorem. Odpisywałem zresztą komentującym, żeby potraktowali sprawę z przymrużeniem oka, lecz nie na wiele się to zdało. Teraz mam nauczkę. Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby wrzucać to zdjęcie na Twittera. Nigdy nie zrobiłem nawet selfie” – tłumaczył swoje zachowanie Ziemiec.
Ikony niezależności
Trudno nie przyznać mu racji, mając w pamięci choćby agresywnie prowadzony wywiad Beaty Tadli z Andrzejem Dudą przed drugą turą wyborów prezydenckich oraz ewidentną sympatię Piotra Kraśki okazywaną ludziom obozu władzy. Z tego jednak nie trzeba się tłumaczyć przed przełożonymi. Podobnie jak z maszerowania za czekoladowym orłem z Komorowskim czy haratania w gałę z Tuskiem. Są odcienie, cienie i blaski niezależności dziennikarskiej i po prostu pewne rzeczy „się mieszczą” w systemie wartości poszczególnych prezesów, inne nie. Tomasz Lis na przykład się mieści, choć jego portal to jedno z najbardziej spektakularnych narzędzi piaru politycznego, swoista antyteza serwisu wPolityce. Nie mówiąc już o programie „Tomasz Lis na żywo”, który w ramach misji wypełnianej przez TVP oferuje widzom popis partyjnego zaangażowania, którego kulminacją był słynny odcinek z fałszywym tweetem Kingi Dudy.
Być może feralne zdjęcie Ziemca jest właśnie początkiem fali ślepoty na jedno oko i walki na śmierć i życie w rodzimych mediach. Takiej, której III RP, zaprawiona w medialnych wojenkach, jeszcze nie widziała. „Dlaczego konserwatywnym dziennikarzom tak trudno zachować obiektywizm?” – pyta serwis NaTemat, który z błahego przecież wydarzenia zbudował narrację o prawicowych odchyleniach Ziemca. Za przykłady jego stronniczości podano ton głosu w niektórych wywiadach z politykami PiS.
Właśnie do tego poziomu doszliśmy – nie selfie z politykiem, ale samo sfotografowanie się na jego tle może zostać odczytane jako manifest polityczny. Ci jednak, których z audycji w radiowej Trójce Urban podwoził samochodem do domu, nadal stawiani będą na piedestale jako ikony niezależności. W końcu ciężko na to przez lata pracowali.