Przeszczep duszy, czyli zakamarki transplantologii

Przeszczep duszy, czyli zakamarki transplantologii


Kategorie

Wyobraź sobie taką sytuację. Jesteś śmiertelnie chory i z nadzieją czekasz na przeszczep serca. Po udanej operacji czujesz się jak nowo narodzony, ale nagle okazuje się, że ulubiona wcześniej pizza pepperoni, nie sprawa ci już radości. Ni stąd, ni zowąd zaczynasz przechodzić na wegetarianizm i świetnie jeździć na nartach. Zaniepokojony tym odszukujesz rodzinę swojego dawcy. Okazuje się, że była nim wegetarianka, zawodowo uprawiająca narciarstwo alpejskie. Tego typu historii jest znacznie więcej. Czy choć w jednej z nich kryje się ziarno prawdy, a narządy faktycznie gromadzą w sobie pamięć po wcześniejszym właścicielu?

Serce samobójcy

Była jesień 1995 roku. Pięćdziesięcio siedmioletni Sonny Graham od dłuższego czasu cierpiał na skomplikowaną niewydolność serca. Bez znalezienia dawcy, lekarze dawali mu najwyżej sześć miesięcy życia. Kiedy Sonny stracił już nadzieję, ze szpitala uniwersyteckiego w Południowej Karolinie zadzwonił telefon. „Proszę się natychmiast spakować, mamy dla pana serce” – powiedział lekarz. Przeprowadzona jeszcze tego samego dnia operacja okazała się sukcesem. Niestety, jak w wielu tego typu przypadkach, za szczęściem jednej osoby, stała tragedia drugiej. Jak się później okazało, przeszczepiony organ należał do młodego mężczyzny, który z niewiadomych przyczyn popełnił samobójstwo strzelając sobie w głowę we własnym garażu. Nieświadomy tego Sonny szukał rodziny dawcy, aby podziękować jej za zgodę na transplantację. Po dwuletniej wymianie listów z Cheryl, wdową po mężczyźnie, którego serce biło teraz w piersi Grahama, umówili się na spotkanie i z miejsca zakochali. Sonny długo się nie zastanawiał i niemal natychmiast zadecydował o przeprowadzce do Georgii, w której mieszkała jego przyszła żona wraz z czwórką dzieci z wcześniejszego związku. Za zgromadzone oszczędności wspólnie zakupili dom, a w 2003 r. postanowili się pobrać.

Zaraz po ślubie zainteresowanym całą sprawą mediom Cheryl wyznała: „Kiedy poznałam Sonny’ego poczułam wielką ulgę. Cieszę się, że coś tak dobrego mogło wyniknąć z tak strasznej historii”. Niestety, po kilku latach udanego małżeństwa, niczym klątwa powtórzył się ten sam scenariusz. Bez wyraźnych sygnałów ani śladów depresji, mężczyzna targnął się na swoje życie w sposób niemal identyczny jak jego „poprzednik”. Wszyscy, którzy znali Sonny’ego, nie mogli w to uwierzyć. „Był typem faceta, do którego idziesz, jak coś się zepsuje. Zawsze wszystkim pomagał i był uśmiechnięty” – opowiadał po zdarzeniu jeden z przyjaciół.

„Danny, moje serce należy do ciebie”

Przez lata podobnych przypadków zdarzyło się znacznie więcej, a każdy z nich brzmi bardziej nieprawdopodobnie od poprzedniego. Wierzący w możliwość transferu osobowości pomiędzy dawcą a biorcą prof. Gary Schwartz z Uniwersytetu w Arizonie w swojej karierze zgromadził i udokumentował ponad 70 tego typu historii. W jednej z nich osiemnastolatek, który zginął podczas wypadku samochodowego, przed swoją śmiercią nagrał piosenkę pod tytułem „Danny, moje serce należy do ciebie”. Kiedy rok po tragedii rodzice własnym kosztem wydali płytę z jego nagraniami, uderzyły ich słowa utworu. Po poszukiwaniach osoby, do której trafił organ, okazało się, że otrzymała go młoda Danielle, która po odsłuchaniu nagrania stwierdziła, że brzmi „dziwnie znajomo”, umiała również bezbłędnie powtórzyć wszystkie słowa.

Choć to zdarzenie można z dużym prawdopodobieństwem nazwać przedziwnym zbiegiem okoliczności, prof. Schwartz na poparcie swojej tezy wyciąga jeszcze bardziej spektakularne przypadki. Tak oto mężczyzna w średnim wieku po przeszczepie nagle zapałał nieprzejawianą wcześniej miłością do muzyki klasycznej. Jakie było jego zdziwienie, kiedy okazało się, że serce otrzymał od 17-letniego skrzypka, który zmarł podczas ulicznej strzelaniny. Innym razem 29-letnia lesbijka, uwielbiająca mięso i fast-foody, z dnia na dzień po operacji przeszła na wegetarianizm i zmieniła orientację seksualną, a niedługo potem wyszła za mąż. Serce, które jej przeszczepiono, należało wcześniej do 17-letniej heteroseksualnej wegetarianki.

Podobne doświadczenie przydarzyło się Amerykance Claire Sylvii, która po skomplikowanym przeszczepie płuc i serca w pierwszych słowach po wybudzeniu z narkozy zażądała butelki piwa, choć wcześniej nie przepadała za alkoholem. Po operacji zaczęła dodatkowo szaleć za smażonym kurczakiem i zielonym pieprzem. Z niepokojem stwierdziła też, że choć nie przejawia zainteresowania tą samą płcią, niektóre kobiety zaczynają się do niej zalecać. I ta historia ma podobny do poprzednich finał. Dawcą okazał się młody piłkarz, który lubił wypić, a jego ulubionym przysmakiem był… kurczak z zielonym pieprzem właśnie.

Gdzie mieszka dusza?

Choć większość naukowców zbywa tego typu opowieści machnięciem ręki, geneza upatrywania w ciele siedliska duszy jest starsza niż nam się wydaje. Już Arystoteles twierdził, że jest ona formą ciała i wraz z jego śmiercią, sama ulega zniszczeniu. Inni greccy filozofowie, utrzymywali natomiast, że dusza składa się z występujących w całym organizmie atomów, oraz że można ją porównać do oddechu, przenikającego całego człowieka. Jako jeden z pierwszych, istotę duszy umieścił w sercu rzymski poeta i myśliciel Lukrecjusz, który odróżniał duszę biologiczną, od mieszczącej się w sercu duszy subtelnej, będącej centrum poznawczym i emocjonalnym człowieka. Co ciekawe, z koncepcji tej czerpał Jung, formujący swoją psychoanalizę.

Nieco inaczej kwestię tą postrzegano w Chinach, gdzie twierdzono, że to wątroba, jako o wiele bardziej skomplikowany organ, jest siedzibą naszych emocji i pamięci. Choć dziś wydaje nam się oczywiste, że świadomość człowieka generowana jest przez mózg, przez wiele stuleci nazywany był on przez naukowców „zbiornikiem śluzu”, czy „miską twarogu”. Problem tożsamości osoby po przeszczepie nie jest jednak banalizowany w środowisku medycznych oraz wśród psychologów. Głośnym echem obił się w tym kontekście przypadek Clinta Hallama, który 1998 r. został pierwszym pacjentem, który otrzymał przeszczep dłoni z przedramieniem. Nie mogąc jednak zaakceptować tej części ciała jako swojej, po trzech latach poprosił o jej chirurgiczne usunięcie.

Co na to nauka

Pomimo tego, że przytoczone wcześniej opowieści są prawdziwe, kubeł zimnej wody na głowy wielbicieli medycznych sensacji wylewa jednak sama statystyka. Badania przeprowadzone przez lekarzy Uniwersyteckiego Szpitala w Wiedniu na grupie 47 pacjentów będących dwa lata po operacji wskazują, że aż 79% z nich nie zauważyło żadnej zmiany w swoim charakterze. Pacjenci, których charakter uległ zdecydowanej zmianie, stanowili jedynie 6% badanych. Pozostałych 15% uważa, że przeszczep mocno na nich wpłynął, ale jedynie w kwestii lęku o własne życie i niepewności związanej z pomyślnością zabiegu. 

Nie zraża to jednak wielu badaczy, którzy za wszelką cenę starają się dowieść prawdziwości tezy o istnieniu pamięci zapisanej w naszym ciele. Np. prof. Candace Pert twierdzi, że pamięć jest utrwalana dzięki peptydom – krótkim łańcuchom aminokwasów, obecnym w całym ciele. Dzięki temu wspomnienia mają być rozproszone równomiernie w całym organizmie, a mózg nie ma na nie prawa wyłączności, choć nimi steruje. Inni zwolennicy hipotezy pamięci narządów wskazują na istnienie autonomicznych układów nerwowych. Dr Ming He-Huang twierdzi, że odkrył jeden z nich i znajduje się on w… sercu. Występujące w nim specjalne komórki, których istnienie wykryto do tej pory tylko w mózgu, reagując na oddziaływanie elektromagnetyczne, mają z nim bezpośredni kontakt. Są też i tacy specjaliści, jak akupunkturzysta Attilio D’Alberto, którzy fenomen ów tłumaczą modnym w latach 70. połączeniem tradycyjnej chińskiej medycyny z fizyką kwantową.

Zapytany o te kwestie wywiadzie dla Onetu dr Karol Wierzbicki, kardiochirurg z Kliniki Chirurgii Serca, Naczyń i Transplantologii w Szpitalu im. Jana Pawła II w Krakowie odpowiada: – Mówienie o czymś takim jak „pamięć narządów” to science-fiction. Każda komórka ma swój kod genetyczny, różny u dawcy i biorcy, ale nie ma w niej miejsca na magazynowanie cech charakteru czy pamięci. Za to przecież odpowiadają neurony w mózgu. – Dr Wierzbicki cały ten fenomen proponuje wyjaśnić prościej. – Proszę zwrócić uwagę na czynnik ludzki. Pacjenci przed operacją często są w depresji, przez długi czas wyczekują na przeszczep, mają znacznie obniżone samopoczucie. Po udanej transplantacji i spontanicznej poprawie zdrowia nagle zmienia im się optyka, inaczej podchodzą do życia. – Zaraz po tym wspomina jeszcze o ważnej kwestii farmakologicznej. – Osobnym czynnikiem mogą być też leki immunosupresyjne, podawane po operacji, które silnie oddziaływają na układ nerwowy, ale bardziej w sposób fizjologiczny.

Faktycznie, specyfiki takie jak np. takrolimus czy cyklosporyna mogą powodować wzmożoną nerwowość, niekiedy wzrost masy ciała poprzez zatrzymanie wody w organizmie, zaburzenie cyklu miesięcznego oraz chroniczne zmęczenie. Jeśli połączymy wszystkie wymienione wcześniej czynniki, nie będą nas dziwiły opisane na początku artykułu przypadki. Ponad wyjaśnieniami medycznymi, przeciwko istnieniu pamięci narządów przemawia również sama logika. Jeśli przeszczep wątroby, serca czy ręki z przedramieniem może spowodować, że osobowość dawcy przeniknie do ciała biorcy, dlaczego mechanizm ten nie działa w odwrotną stronę? Równie dobrze wraz z amputacją kończyn, powinniśmy tracić część naszej osobowości. Na szczęście nic takiego się nie dzieje, a jedyne o czym musimy pamiętać to fakt, że przeszczepy ratują ludzkie życie. I to jest w tym wszystkim najważniejsze.

Artykuł mojego autorstwa pierwotnie opublikowany na portalu Onet.pl (http://ciekawe.onet.pl/spoleczenstwo/przeszczep-duszy,1,5262630,artykul.html)