Obcy na linii

Obcy na linii


Kategorie

Trwał dokładnie 72 sekundy, pochodził spoza Układu Słonecznego i nigdy się nie powtórzył. Według niektórych badaczy, sygnał „Wow!” był najbliższym kontaktem z potencjalnym życiem pozaziemskim, jaki kiedykolwiek zarejestrowaliśmy.

„Wielkie Ucho”

Kiedy w słynnym filmie “Kontakt” Jodie Foster odbiera sygnał radiowy pozaziemskiego pochodzenia, rozpętuje się prawdziwe piekło. Agencje wywiadowcze wkraczają na miejsce i przejmują projekt, prezydent natychmiastowo otrzymuje sprawozdanie, które dostarczają doradcy przywiezieni na trawnik Białego Domu w czarnych helikopterach. Wreszcie informacja przecieka do mediów, a świat ogarnia fala entuzjazmu, pomieszanego ze strachem.

Nic takiego nie wydarzyło się jednak w „Wielkim Uchu” – radioteleskopie Uniwersytetu Stanowego Ohio w Delaware. To właśnie tam 15 sierpnia 1977 około 23:16 czasu wschodniego tajemniczy sygnał odebrał jeden z dwóch przypominających rusztowanie rozpięte na płycie boiska odbiorników. Komputer sterujący aparaturą zgodnie ze swoim przeznaczeniem zarejestrował niespotykaną wcześniej anomalię w postaci silnej (i bardzo „głośnej” jak na kosmiczne standardy) fali elektromagnetycznej. I choć po trzech minutach Ziemia obróciła się na tyle, że drugi z nieruchomych odbiorników mógł przeskanować ten sam fragment nieba – sygnał zniknął.

Dziwnym zbiegiem okoliczności – co uwielbiają podkreślać amerykańscy publicyści – kilka godzin po tym wydarzeniu umarł Elvis Presley. Raptem trzy dni później, kiedy ponad 20 tys. ludzi przechodziło obok otwartej trumny Elvisa w Graceland, technik, który przybył na obchód do „Wielkiego Ucha”, zatrzymał pomiar, wydrukował zebrane przez ten czas dane i wyczyścił twardy dysk. Czynność tą trzeba było powtarzać co kilka dni – w końcu były to lata 70., a na dysku twardym mieściło się nie więcej niż jeden megabajt. W drodze powrotnej do Columbus technik teleskopu wstąpił do domu Jerry’ego Ehmana, aby zostawić wydruki. Ehman, profesor Uniwersytetu Stanowego Ohio, jeszcze nie wiedział, że kilka następnych minut uczyni z niego legendę. I choć, jak sam lubi skromnie podkreślać – Nie zrobiłem niczego specjalnego, każdy by to wypatrzył – to właśnie on, wolontariusz programu SETI (poszukującego kontaktu radiowego z potencjalnym życiem pozaziemskim) pierwszy spojrzał na wyniki, którym na początku nie mógł dać wiary.

6EQUJ5

Jerry siedział w kuchni, a przed nim leżały stosy wąsko upakowanych cyframi i literami kartek. Jego zadanie było proste – przejrzeć ciąg znaków i wychwycić anomalie w postaci „głośnych” sygnałów radiowych bądź raptownych skoków mocy promieniowania elektromagnetycznego. I choć większość danych stanowił rząd jedynek oznaczających najsłabszy sygnał w skali (brak odczytu oznaczano pustym polem), w pewnym momencie, ku jego zaskoczeniu, natrafił na słynny już dzisiaj ciąg sześciu znaków – „6EQUJ5”. Oznaczały one, ni mniej, ni więcej, najsilniejszy zanotowany do tej pory sygnał pochodzenia pozaziemskiego. W systemie stosowanym przez SETI im większa była moc przekazu, tym większą cyfrę jej przypisywano. Kiedy jego siła wychodziła poza skalę numeryczną, co zdarzało się niezwykle rzadko, zamiast cyfr używano kolejnych liter alfabetu, gdzie np. 10 odpowiadało A, a 11 B, itd. W takim układzie 6EQUJ5 oznaczało zarejestrowanie czegoś, co stopniowo nabiera na sile, osiąga swój pułap maksymalny, a następnie znowu cichnie. „U” było niemal szczytem skali, niezarejestrowanym wcześniej przez żaden z radioteleskopów.

Sam sygnał przyszedł na wąskopasmowej częstotliwości 1420 MHz, którą 18 lat wcześniej pionierzy SETI, Philip Morrison i Giuseppe Cocconi, zakwalifikowali jako prawdopodobne pasmo kontaktu z inteligentnymi formami życia. Szukając rozsądnych kryteriów uznali, że należy skupić się na częstotliwości, która może coś znaczyć dla istot rozumiejących fizykę i chemię. Wodór jest najczęściej występującym pierwiastkiem we Wszechświecie, sygnał emisji kwantu promieniowania wodoru wynosi równe 1420 MHz, więc powinniśmy nasłuchiwać właśnie takich fal – pomyśleli naukowcy. Ehman o tym wiedział, dlatego w przypływie entuzjazmu chwycił za czerwony długopis, zakreślił sześć znaków i wielkimi literami napisał słynne już dzisiaj: „WOW!”.

Gdzie mieszkają Obcy?

Pierwsze pytanie, które ciśnie się w tym miejscu na usta to: skąd pochodzi sygnał? Innymi słowy: gdzie mieszkają Obcy? Dokładnie tym samym w pierwszej kolejności zajęli się naukowcy. Nie ulegało wątpliwości, że promieniowanie zostało wysłane z jednego, konkretnego punktu w kosmosie. Należało zatem ustalić jego położenie.

Niestety całą sprawę komplikował fakt, że tylko jeden z odbiorników zarejestrował ową niespotykaną anomalię, a ze względu na konstrukcję „Wielkiego Ucha” i brak powtórzenia sygnału, nie sposób było ustalić, który. Prowadziło to do sytuacji, w której pod uwagę brano dwa, nieco oddalone od siebie obszary na niebie. Niemniej jednak, Ehman wraz ze swoim szefem Robertem Dixonem, zabrali się za studiowanie map, aby z dużą precyzją określić dokładne położenie oraz ciało niebieskie, z którego wyemitowano przekaz. Jak się szybko okazało, sygnał pochodził z gwiazdozbioru Strzelca, popularnie zwanego czajnikiem („Teapot”). Ku rozczarowaniu badaczy, gdzieś na północy zachód od jego ucha, niedaleko mgławicy M55 i tam, gdzie spodziewano się natrafić na gwiazdozbiór, nie było niczego poza ciemną próżnią. Najbliższa gwiazda (Tau Sagitarii), oddalona była o miliony kilometrów.

Siła sygnału, jego specyficzne pasmo i częstotliwości nie przestawały być jednak zagadkowe. Może ktokolwiek albo cokolwiek, co go wyemitowało, już dawno zmieniło miejsce położenia? I choć przekaz nie wykazywał żadnych cech przypadkowości, należało wyeliminować wszelkie możliwości pomyłki – od promieniowania odbitego od satelity czy samolotu po zakłócenia pochodzenia ziemskiego. Cała sprawa sygnału „Wow!” stała się jeszcze bardziej kłopotliwa, gdy zespół SETI doszedł do wniosku, że właściwie żaden wytworzony przez człowieka obiekt nie mógł rezonować, odbić ani wydać z siebie sygnału tej jakości. Dodatkowo częstotliwość 1420 MHz została zgodnie z międzynarodowymi zaleceniami zarezerwowana jedynie do celów astronomicznych, zatem trudno tutaj o błąd pomiarowy. Prawie cztery dekady od wydarzenia, nadal nie ma dobrego wyjaśnienia tego fenomenu. Naukowcy nigdy nie natknęli się na podobne zjawisko, choć nakierowywali potężne radioteleskopy w to samo miejsce setki razy. Jedyną informacjązwrotną, jaką otrzymywali była uporczywa cisza. Kiedy amerykańscy dziennikarze po latach skontaktowali się z Jerrym Ehmanem, odpowiedział, że nadal czeka na satysfakcjonujące wyjaśnienie sygnału. – Nie chodzi o to, że wierzę w Obcych, nie lubię brać na wiarę czegokolwiek. Problem polega na tym, że przy wykluczeniu tuzina innych możliwości, ta jedna paradoksalnie wydaje się nadal satysfakcjonująca – ale zaraz po tym dodaje – O ile za satysfakcjonującą uznać jednorazową, niejasną próbę kontaktu ze strony obcej cywilizacji – kończy.

Pojedyńcza natura sygnału, na którą wskazał Ehman, jest jego największą piętą achillesową. W przywołanym „Kontakcie”, Jodie Foster przez tygodnie odbierała prawdziwy zalew wiadomości od cywilizacji pozaziemskiej. „Wielkie Ucho” natrafiło tylko na jedną, której nawet drugi odbiornik trzy minuty później nie mógł potwierdzić. Z pewnością rodzi się pokusa, aby zbyć całą sprawę wzruszeniem ramion. Ot, przytrafiło się jakieś spięcie w elektronice, odrobina powietrza dostała się do systemu chłodzenia azotem, albo… cokolwiek. Gdyby to byli Obcy, którzy celowo chcą nam coś przekazać, na pewno nadawaliby dłużej niż cztery minuty, prawda? Problem z tą teorią jest jednak taki, że nie mamy podstaw do jej utrzymania. Albo inaczej: każdy, kto zajmuje się poszukiwaniem inteligentnego życia pozaziemskiego wie, że istoty rozumne bez najmniejszego problemu mogą wysłać jeden sygnał w przestrzeń kosmiczną i nigdy więcej go nie powtórzyć. Wiedzą to, ponieważ 39 lat temu my zrobiliśmy to samo.

Dokładnie w 1974 r. roku NASA zaplanowała specjalną transmisję z ogromnego radioteleskopu w Arecibo, która skierowana była w kierunku M31, upchanej gwiazdami galaktyki, która wydaje się naszym najbliższym sąsiadem, po którym możemy się spodziewać odpowiedzi. Wiadomość zakodowana była w ciągu zer i jedynek, które ułożone w kolejności (specjalnie umieszczone liczby pierwsze dają ku temu wskazówki), odsłaniają przypominający piksele w pierwszych grach komputerowych obraz człowieka, układu słonecznego oraz podwójnej helisy DNA. Jeśli ktokolwiek odbierze tę informację (co nie stanie się szybciej niż za 21 tys. lat), może pomyśleć, że gdzieś tam w kosmosie jest jeszcze inteligentne życie. Być może uda im się nawet wskazać na Ziemię, zrobi się wielkie poruszenie. Ale prędzej czy później przyjdzie ktoś, kto powie, że jeden sygnał – nie ważne, jak dobry – nie mieści się w metodzie naukowej i statystycznie rzecz biorąc, nie można z niego wyciągnąć żadnych wniosków. Gdyby Obcy chcieli się skontaktować z M31, byłoby więcej informacji, prawda? Co za myśl: być może właśnie zaprzepaściliśmy najlepszą szansę na nawiązanie kontaktu. Niech pocieszeniem dla nas będzie fakt, że sygnał „Wow!”, jeśli jakaś cywilizacja faktycznie wysłała go celowo, podpada pod ten sam błąd.

Artykuł ukazał się na portalu Onet 13 stycznia 2013 (http://strefatajemnic.onet.pl/ufo/obcy-na-linii,1,5392677,artykul.html)