Nauczyć się mądrości od rzymskiego cesarza

Nauczyć się mądrości od rzymskiego cesarza


Najtrudniej dotrzeć do siebie samego – mawiał Marek Aureliusz.

Nie pisał, żeby zaimponować potomnym. „Rozmyślania” początkowo nie miały nawet tytułu. Jak sądzą historycy, wydała je i zredagowała po śmierci cesarza sama rodzina. Być może miały stanowić wskazówki dla syna Kommodusa – następcy cesarskich laurów. Nie są one również charakterystycznym dla epoki zbiorem aforyzmów, cytatów, krótkich przemyśleń. To raczej próba wewnętrznego dialogu, swoiste rekolekcje stoika, który w obliczu ciągłych wojen i spadających na Rzym tragedii stara się zachować spokój ducha. „Najtrudniej dotrzeć do siebie samego” – mawiał Marek Aureliusz. Mi w tej drodze pomógł, i choć brzmi to patetycznie, od byłego cesarza jeżdżąc pociągami na studia, uczyłem się jak rozumieć mądrość.

Marek Aureliusz był postacią niezwykle ciekawą, nie tylko ze względu na rozważania filozoficzne, które po sobie pozostawił. Był również osobą pełną hartu ducha i konsekwencji w działaniu. Właśnie te przymioty ducha cechowały styl władzy sprawowanej nad największym imperium świata. Urodził się w roku 121 w Rzymie, po śmierci swojego ojca został adoptowany przez wuja Hadriana, ówczesnego cesarza. Rządy wraz z przyrodnim bratem Lucjuszem Werusem objął jako starannie wykształcony 39-latek, który w przeciwieństwie do Werusa, prowadził ascetyczny i pełen wyrzeczeń tryb życia.

Wewnętrzna dyscyplina Aureliusza okazała się niezwykle pomocna nie tylko w praktykowaniu filozofii stoickiej, ale idealnie odpowiadała wyzwaniom czasów, które do spokojnych nie należały. Marek Aureliusz pół życia spędził w podróżach i polach bitew. Pięć lat odbierał najazdy wojowniczych Partów. Właśnie podczas tej kampanii zmarł jego brat, po którym przejął pełnię władzy. Walczył również na północnych rubieżach Imperium Romanum, głównie z dzikimi plemionami Markomanów, Kwadów i sarmackich Jazygów. W międzyczasie musiał również gasić w zarodku punty wewnątrz państwa, gdzie z inspiracji jednego z niegdyś zasłużonych wodzów, Azja i Egipt rozpoczęły spisek przeciw stolicy. Po bracie, pożegnać musiał również swoją żonę Faustynę, która z wyprawy na południe nigdy nie powróciła. Sam cesarz również zmarł niespodziewanie w 180 roku na północnym froncie naddunajskim najprawdopodobniej w Windobonie, czyli obecnym Wiedniu.

Mówi się, że to właśnie w osobie Marka Aureliusza spełnił się platoński ideał filozofa, który zasiadał na tronie. Sam z resztą powtarzał: „Jako cesarz jestem pierwszy w Rzymie, jako człowiek jestem równy wszystkim ludziom na świecie”. Być może to właśnie ta pokora i intelektualna dyscyplina uwiodła mnie w „Rozmyślaniach”, pisanych 1900 lat temu w namiotach na linii frontu. Tą krótką książkę zacząłem czytać w wieku 20 lat, dojeżdżając porannym pociągiem osobowym ze Stargardu do Szczecina. Pamiętam konkretny obraz: 6 rano, zima, wagon pełen stoczniowców, których głowy bujają się miarowo w rytm taktu pociągu, podczas gdy oni starają się wywalczyć jeszcze chwilę snu. W tym czasie przewracam kolejne kartki, i starałem się zrozumieć, jak zachować pogodę ducha, gdy trzeba wstać o 5. „Nasze życie jest takim, jakim uczyniły je nasze myśli” – mówi cesarz. „Straszną jest rzeczą, kiedy dusza zmęczy się życiem szybciej niż ciało” – dodaje.

Czasami takie proste rzeczy wystarczą, aby w kluczowym momencie życia zmienić bieg myślenia. Aureliusz mi imponował swoją niezłomnością. Chciałem zrozumieć jak, spędzając codzienność na krwawych wojnach, zdołał zachować spokój i pogodę ducha. On wtedy, jakby mi odpowiadając, pisał „Nie należy gniewać się na bieg wypadków, bo to ich nic nie obchodzi”. Więc przestawałem się gniewać. W końcu na jak wiele rzeczy w życiu nie mamy wpływu, albo jak wiele może nie mieć na nas wpływu, jeśli po prostu skierujemy myśli gdzie indziej?

„Niezdobytą warownię przedstawia dusza wolna od namiętności” – to była dewiza władcy Rzymu, i dla młodego studenta historii wystarczyło, aby przestać zajmować się tym, co myślą o mnie inni. Zachwycały mnie te proste rady, które nie były subtelną filozofią, ale raczej praktyką codzienności. „Zaczynając dzień, powiedz sobie: Zetknę się z człowiekiem natrętnym, niewdzięcznym, zuchwałym, podstępnym, złośliwym, niespołecznym. Wszystkie te wady powstały u nich z powodu braku rozeznania złego i dobrego. Mnie zaś, którym zbadał naturę dobra, że jest piękna, i zła, że jest brzydkie, i naturę człowieka grzeszącego, że jest mi pokrewnym, bo (…) ma rozum i boski pierwiastek, nikt nie może wyrządzić nic złego”. Odzyskać władzę nad samym sobą, czy to nie jest ciekawe?

Aureliusz nauczył mnie również doceniać rolę szczęścia w życiu, do zdobycia którego nie potrzebujemy tak wiele, jak się może niektórym dzisiaj zdawać. „Zawsze masz możność żyć szczęśliwie, jeśli pójdziesz dobrą drogą i zechcesz dobrze myśleć i czynić. A szczęśliwy to ten, kto los szczęśliwy sam sobie przygotował”, albo „Ty zaś pamiętaj, że tylko istota rozumna otrzymała zdolność chętnego przyjmowania losu, a bezwarunkowo przyjmować go muszą wszystkie”. Owszem, racje mają ci, że refleksje cesarza nie zawsze bywały optymistyczne. Pełno w nich myślenia pozbawionego łatwego zachwytu i iluzji. „Życie – to wojna i przystanek chwilowy w podróży” – pisał, i faktycznie wiedział o czym mówi.

Zmagał się z chrześcijaństwem, którego wiary w życie wieczne nigdy nie zrozumiał. dla niego los świata i człowieka to wielki i nieustanny powrót. Tak czy inaczej, również dzisiaj do „Rozmyślań” sięgam, przypominając sobie, jak rozumiałem je wtedy, i jak rozumiem je dzisiaj. Bez względu na to, ile się przez ten czas zmieniło, dochodzę do wniosku, że ta książka nauczyła mnie myśleć i stawiać pytania. A przede wszystkim, zajmować się i obchodzić tym, co w życiu naprawdę istotne. Po prostu – byciem dobrym człowiekiem. To zadanie nadal w toku.

Felieton dla portalu Stacja7.pl