Myślicie, że to koniec? Najgorsze w kryzysie polsko-izraelskim dopiero przed nami

Myślicie, że to koniec? Najgorsze w kryzysie polsko-izraelskim dopiero przed nami


Choć niektórym może się wydawać, że wszystko co najgorsze w kryzysie dyplomatycznym na linii Polska-Izrael już za nami, a właśnie w tej chwili rozpoczyna się trudny proces konsultacji i dialogu, najwidoczniej nie spojrzeli w kalendarz. Ten temat nie zejdzie z czołówek mediów przez miesiące. A czkawką będzie się odbijać przez lata.

Gdy w poniedziałek 29 stycznia, niespełna 48 godzin od wybuchu polsko-izraelskiego kryzysu napisałem, że może on być największym wyzwaniem dyplomatycznym w historii III RP, wiele osób twierdziło, że przesadzam. W tym samym czasie fraza ”Polish Death Camps” pojawiła się na Twitterze ponad 30 mln razy. Artykułów, wywiadów i felietonów atakujących polską politykę historyczną i zakusy naszego rządu do ”wybielania historii” i ”cenzurowania prawdy”, nie da się nawet zliczyć. To nie one jednak świadczą o autentycznej wadzę kryzysu, i jego możliwych następstwach. Wystarczy spojrzeć w kalendarz, aby zrozumieć, że spór o kształt nowelizacji ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej (wraz z całą paletą reperkusji polityczno-gospodarczych), to maraton obliczony na miesiące. A nie dni, czy tygodnie.

Protesty i media

Na najbliższym horyzoncie, który już rozgrzewa Izraelskie media, nie pojawiają się dzisiaj informacje o dialogu polskich polityków z ambasador Izraela w Polsce, ani telefoniczna rozmowa premiera Mateusza Morawieckiego z Benjaminem Netanjahu. Środa w ostatni dzień stycznia poświęcona jest natomiast informacjom o zapowiedzianych protestach środowisk nacjonalistycznych pod placówką dyplomatyczną Jerozolimy, oraz wypowiedziom Rafała Ziemkiewicza i Marcina Wolskiego z programu ”W tyle wizji”.

Chodzi o (moim zdaniem mało fortunną) analogię, mówiącą, że skoro obozy koncentracyjne wg niektórych dziennikarzy i polityków były ”polskie”, to dlaczego nie uznać ich używając tej samej absurdalnej logiki ”żydowskimi”, skoro w dużej mierze obsługiwali je, i ginęli w nich właśnie Żydzi. Na tej podstawie, m.in. Jerusalem Post, a za nim większość lokalnych mediów, twierdzi, że Polska zamiast szukać przestrzeni dialogu, odbija piłeczkę, dotykając najczulszej strony Izraela – martyrologii Holokaustu. Nie trzeba wybujałej wyobraźni, aby zrozumieć, że jeśli dodamy do tego obrazka potencjalnie agresywne protesty pod ambasadą, z zapowiedzianym udziałem Obywateli RP oraz poleceniem zablokowania zgromadzenia, wydanym wojewodzie przez szefa MSWiA Joachima Brudzińskiego, otrzymamy recepturę na beczkę prochu, do której za chwilę ktoś podpali lont.

Marzec ’68

Następna w kolejce do historycznych analogii i zaognienia kryzysu jest przypadająca na 8 marca rocznica wydarzeń społeczno-politycznych z 1968 roku. I to nie kontekst walki studentów o wolność słowa i protesty przeciwko zdjęciu ”Dziadów” ze sceny Teatru Starego będą tutaj istotne, ale kontekst antysemicki tamtych dni. W końcu Władysław Gomułka, 19 marca w słynnym przemówieniu w Sali Kongresowej wskazał, że niepokoje społeczne były inspirowane przez studentów żydowskiego pochodzenia, którzy inspirowali ”antysocjalistyczne” zajścia. Wskutek kampanii antysemickiej w latach 1968-1972 Polskę opuściło około 20 tys. osób pochodzenia Żydowskiego. Wiele z nich osiedliło się w Izraelu, gdzie po dziś dzień żywa jest pamięć o tym, jak zostali potraktowani.

W kontekście aktualnych napięć oraz akcentowanego w Izraelu ”odrodzenia polskiego neonazizmu oraz antysemityzmu”, wszelkie państwowe uroczystości będą bacznie obserwowane, ostro komentowane, a ewentualne niezręczności użyte, aby przypomnieć o atmosferze panującej w naszym kraju po sporze o nowelę ustawy o IPN.

Powstanie w getcie

Również marzec nie zwiastuje wyciszenia sporu, ponieważ niespełna miesiąc później, tj. 19 kwietnia, przypada 75. rocznica wybuchu powstania w getcie warszawskim. Poszczególne obchody i uroczystości będą natomiast trwały aż do 16 maja, czyli zakończenia walk które symbolizuje rozkaz Jurgena Stroopa nakazujący wysadzenie WIelkiej Synagogi na ulicy Tłomackiej.

Właśnie wtedy, czym już w 2016 roku groził izraelski profesor Shlomo Avineri w głośnym tekście ”Zbrodnia Polski przeciw historii”, zostanie wypomniana Polakom bierność wobec walczącej i ginącej ludności żydowskiej. ”(…) dlaczego Armia Krajowa czekała ponad cztery lata, aby powstać przeciwko niemieckiej okupacji? Dlaczego nie przeszkodziła systematycznej zagładzie trzech milionów Żydów, polskich obywateli, albo dlaczego nie uderzyła podczas żydowskiego Powstania w Warszawskim Getcie w kwietniu 1943 roku? Czasem słyszy się argumenty o tym, jak wiele sztuk broni AK wysłała – albo nie wysłała – do powstańców w getcie. Ale nie o to chodzi. Niemiecka pacyfikacja Powstania w Warszawskim Getcie trwała tygodniami; po stronie ’aryjskiej’ Polacy widzieli i słyszeli co się działo – i nic nie zrobili” – twierdził Avineri. Nie mam wątpliwości, że te same działa on i wielu izraelskich polityków wytoczy właśnie w kwietniu, ”udowadniając” polską współodpowiedzialność za niemieckie zbrodnie. Jako państwo i jako dyplomacja, jesteśmy kompletnie nieprzygotowani do skutecznego odpierania tych ahistorycznych pseudoargumentów.

Globalna polityka

W perspektywie globalnej, niezwykle groźne dla polskiej dyplomacji oraz racji stanu wydaje się planowane zaangażowanie w spór Stanów Zjednoczonych. Według moich informacji, Kongres USA zamierza w ciągu nadchodzących dwóch tygodni wystosować oświadczenie w związku z tarciami na linii Polska-Izrael. Zwleka tylko dlatego, że w obecnej sytuacji oba kraje stanowią dla Waszyngtonu strategiczne sojusze geopolityczne, ale stawiam orzechy przeciwko dolarom, że jeśli trzeba będzie wybierać, na uprzywilejowanej pozycji zostanie postawiona Jerozolima.

Co wtedy? Jak będziemy tłumaczyć, że pomimo autentycznie najlepszych relacji gospodarczych i dyplomatycznych z USA, nie jesteśmy jednak pupilkiem administracji Donalda Trumpa, a szczególnie amerykańskich demokratów? Ale nie tylko ich. Przecież już w 15 grudnia 2017 roku, Senat USA jednogłośnie przyjął ustawę 447, opisaną jako ”Justice for Uncompensated Survivors Today”, która przyznaje Departamentowi Stanu prawo do wspierania organizacji międzynarodowych zrzeszających ofiary Holocaustu i do pomagania kanałami dyplomatycznymi w odzyskaniu żydowskich majątków, których właściciele nie pozostawili spadkobierców. W tej chwili dokument czeka jedynie na przyjęcie przez Komisję Spraw Zagranicznych Izby Reprezentantów oraz sygnaturę Donalda Trumpa. Do czego taka sytuacja doprowadzi, nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć. Podobnie jak prace nad polską ustawą reprywatyzacyjną, o czym zupełnie wprost mówi w licznych mediach ambasador Anna Azari.

Ubój rytualny

Last but not least, według mojej wiedzy ogromne zaniepokojenie w środowiskach żydowskich wywołuje również rządowy projekt nowelizacji o ochronie praw zwierząt. W jego zapisach, obok planów stopniowej likwidacji branży futrzarskiej, znajdują się również zapisy na temat ograniczenia i zaostrzenia norm związanych z przeprowadzeniem uboju rytualnego. Chodzi wymagany przez islam oraz ortodoksyjnych Żydów sposób świadomego zabijania zwierząt (przede wszystkim wołowina), które dzięki temu otrzymują certyfikat ”czystości” – halal.

Próby ograniczenia masowego uboju zwierząt jedynie na użytek grup wyznaniowych, powodują poruszenie w konserwatywnych lobby Izraela. Ustawa trafiła natomiast 30 stycznia do prezydenta oraz Senatu, i jest na ostatniej prostej przed uchwaleniem i podpisem. Również w tym przypadku nie jest tajemnicą, w jaki sposób zostanie w ciągu ostatnich wydarzeń opisana.

Dopiero jeśli weźmie się te wszystkie wydarzenia pod uwagę, można sobie zdać sprawę ze skali problemu i ciężarem gatunkowym wyzwania, przed których stoi polski rząd oraz MSZ. Mam poważne obawy, szczególnie obserwując nieporadne ruchy Polskiej Fundacji Narodowej, czy jesteśmy w stanie wypromować na świecie korzystną dla polskiej racji stanu kontrnarrację. Niemniej jednak, trzeba próbować. Jest jeszcze wystarczająco dużo czasu, aby przygotować się do minimalizowania strat wizerunkowych.

Marcin Makowski dla WP Opinie