Mykeny nad Dunajcem. Wyjątkowe odkrycie w Maszkowicach
Z czołówek gazet i głównych stron portali nie znika sprawa „złotego pociągu”, ukrytego rzekomo w zasypanym przez uciekających Niemców tunelu pod Wałbrzychem. Tymczasem poza światłem kamer, w niepozornych Maszkowicach dzieje się prawdziwa historia.
To właśnie tam, dr Marcin Przybyła wraz ze studentami z UJ odkryli jedną z najstarszych umocnionych kamiennym murem osad w Europie Środkowej. Kiedy nieznana cywilizacja budowała na obszarze dzisiejszej Małopolski swój gród, w Egipcie panowały dynastie Średniego Państwa, a Hammurabi pisał słynny kodeks. Następnym okresem, w którym doszło do zastosowania architektury kamiennej w Polsce są dopiero początki epoki romańskiej w X wieku. Kiedy rozmawiałem z archeologiem, choć z profesjonalnym dystansem, nie krył emocji, towarzyszących temu odkryciu. „Rozmach całej konstrukcji sprawiają, że umocnienia te wyglądają jakby wzniesione zostały w średniowieczu, a nie ponad dwa i pół tysiąca lat wcześniej” – stwierdził dr Marcin Przybyła. Jak wyglądała tajemnicza cywilizacja, która postawiła kamienny fort? Skąd pochodziła, w co wierzyła i dlaczego po kilkuset latach osadnictwa po prostu zniknęła z kart historii?
Marcin Makowski: Mówi się, że odkrycie, którego Pan dokonał wraz ze swoimi studentami, to znalezisko na skalę europejską. Dlaczego ze wszystkich grodzisk, których przecież niemało na terenie Polski, zdecydował się Pan kopać akurat w Maszkowicach?
Dr Marcin Przybyła (UJ): Stanowisko w Maszkowicach było znane już od bardzo dawna. W 1905 roku Włodzimierz Demetrykiewicz z Akademii Umiejętności w Krakowie przedstawił sprawozdanie, w którym prezentował nowoodkryte grodziska na terenie Karpat, w tym to znajdujące się w Maszkowicach. Sądził jednak, że jest to miejsce osadnictwa z czasów wczesnochrześcijańskich. Trafiając na podobne wzniesienia archeolog od razu widzi, że „coś tam jest”. Chodzi o nietypowe ukształtowanie terenu, o fakt, że szczyt góry jest płaski, a jej krawędzie zbyt strome, co świadczy o tym, że miejsce to nie powstało na skutek naturalnych procesów, lecz w wyniku aktywności osadniczej człowieka.
Po badaniach Włodzimierza Demetrykiewicza, w latach 50. kontynuowała je Maria Cabalska z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Na co wtedy natrafiła?
Tutaj chciałbym uściślić, że Maria Cabalska kontynuowała swoje wykopaliska aż do lat 70., w tym czasie natrafiając głównie na relikty datowane na koniec epoki brązu i wczesną epokę żelaza – czyli pomiędzy rokiem 1000 a 50 przed Chrystusem. Dopiero pod koniec swoich badań zbliżyła się na tyle do wschodniej krawędzi, że znalazła piwniczkę zawierającą materiał, który był starszy niż datowany na wczesną epokę brązu. To znaczy odkryła, że pod osadą, którą dotąd odsłaniała, jest jeszcze jedna, zdecydowanie starsza. Informacja ta odbiła się echem w środowiskach archeologicznych głównie z powodu odkrycia w pozostałościach tej starszej osady ceramiki dekorowanej motywami charakterystycznymi nie dla terenów Małopolski, lecz dla obszaru Kotliny Karpackiej (dzisiejszych Węgier, Rumunii i byłej Jugosławii). Na tym historia się zakończyła na parędziesiąt lat. Wróciliśmy do niej dopiero w 2009 roku, kiedy zainteresowałem się nieskatalogowanym materiałem z ówczesnych wykopalisk. Z grupą studentów podjęliśmy próbę częściowego przynajmniej opracowania tej ogromnej kolekcji. Szybko stwierdziliśmy jednak, że nasze badania zrodziły tyle nowych wątpliwości, że aby je wyjaśnić musimy rozpocząć własne wykopaliska bardziej nowoczesnymi metodami. Już po pierwszym sezonie badań byliśmy pewni, że stanowisko to ma charakter wielowarstwowy, to znaczy składa się z kolejnych, nakładających się na siebie poziomów, pochodzących z różnych odcinków czasu. Podobnie jak ma to miejsce choćby w przypadku miast średniowiecznych.
Albo mówiąc bardziej obrazowo, w Troi.
Faktycznie, są tutaj pewne analogie choćby chronologiczne, ale należy pamiętać, że w Troi mamy do czynienia z pozostałościami znacznie rozleglejszych ośrodków, o miejskim charakterze. Na naszym stanowisku zidentyfikowaliśmy siedem faz budowlanych, czyli siedem kolejnych epizodów wznoszenia nowych budynków lub przebudowywania fortyfikacji. Trzy pierwsze z nich związane są z istnieniem starszej osady, pomiędzy około 1750 i 1500 rokiem przed Chrystusem. Potem mamy pół tysiąca lat przerwy i swoje istnienie rozpoczyna młodsze osiedle, to które badała głównie Maria Cabalska. Ono również pozostawiło po sobie cztery możliwe do wydzielenia etapy – począwszy od roku 1000 lub 900 do 50 p.n.e. Gęstość zabudowy osady w tej partii stanowiska, w której prowadzimy nasze badania była tak duża, że w niektórych miejscach łączna grubość nawarstwień z wszystkich faz sięga dwóch metrów. Są to dwa metry nagromadzonych przez stulecia odpadków, przyniesionego na nogach ludzi i zwierząt błota oraz warstw gliny wylepiającej podłogi. W trakcie naszych prac, zwłaszcza w tym sezonie, skupiliśmy się głównie na pozostałościach najstarszego osiedla z przełomu XVIII i XVII wieku przed Chrystusem, odsłaniając wzniesione wówczas monumentalne konstrukcje obronne. Elementy te są doskonale zachowane: mur ma wciąż miejscami ponad metr wysokości, a płyty budujące bramę nadal są ustawione pionowo – ponad trzy i pół tysiąca lat po ich posadowieniu w ziemi. Zastosowany materiał budowlany i rozmach całej konstrukcji sprawiają, że na pierwszy rzut oka umocnienia te wyglądają jakby wzniesione zostały w średniowieczu, a nie ponad dwa i pół tysiąca lat wcześniej, w początkach epoki brązu.
Ukształtowanie terenu i kamienna konstrukcja sugeruje, że tajemnicza cywilizacja, która tam przybyła musiała cały proces zaplanować znacznie wcześniej.
Faktycznie wszystko wskazuje na to, że osadnicy, którzy dotarli na teren dzisiejszych Maszkowic we wczesnej epoce brązu, gdzieś pomiędzy 1750 i 1690 rokiem przez Chrystusem, posiadali już gotowy plan zagospodarowania przestrzeni. Miejsce lokalizacji osady zostało wybrane bardzo starannie, tak iż stanowi ono prawdziwy kompromis pomiędzy potrzebami obronności i bliskością dostępu do wody oraz do dobrych dla rolnictwa gleb. W trakcie prac przygotowawczych ścięto cały wierzchołek wzgórza, co umożliwiło uzyskanie płaskiej przestrzeni pod zabudowę. Powierzchnia ta została następnie poszerzona dzięki usypaniu tarasów na wschodnim i północnym stoku wzniesienia. Łatwo wyobrazić sobie, że wymagało to ogromnego nakładu pracy, ale też jej doskonałej organizacji. Mówimy tu o wykopaniu rogowymi motykami dziesiątek ton ziemi oraz pozyskaniu i wyciągnięciu na szczyt wielkiej ilości kamienia. Materiał budowlany z jednego metra muru mógł ważyć ponad tonę, a cała konstrukcja miała 120-150 metrów długości.
Wiemy o monumentalnym jak na ówczesne czasy kamiennym umocnieniu, ale jak mieszkali ludzie, którzy go wnieśli?
W strefie naszych badań (to tylko kilkunastometrowy wycinek osady), mamy ślady po dwóch domach, które funkcjonowały do około roku 1600 p.n.e. oraz jamę, w której trzymano zboże. Po tym okresie zabudowa uległa spaleniu, ale co ciekawe, później zaraz osadę odbudowano: zasypano i zapieczętowano kamieniami bramę oraz postawiono nową zabudowę, z której korzystano przez kolejne sto lat. Następnie od roku 1500 przed Chrystusem aktywność w kamiennym grodzie zamiera na pięć stuleci, i dopiero około roku tysięcznego na ten sam teraz przychodzą nowi osadnicy.
Czy mieli świadomość, że osiedlają się na ruinach znacznie starszej cywilizacji?
Tak, dla tych ludzi to mogło być czymś porównywalnym z odkryciem Myken przez antycznych Greków, którzy w swojej poezji opiewali miasto, jako stworzone przez olbrzymów. Osadnicy o nowej kulturze, bliskiej temu, co nazywamy kulturą łużycką, którzy przybyli na teren dawnej kamiennej osady również zetknęli się z monumentalnymi głazami. Mógł to być jeden z powodów, dla których zapragnęli się tam zatrzymać.
W odosobnieniu, jak budowniczy kamiennego grodu?
Nie do końca, w tamtym czasie w rejonie następuje intensywne osadnictwo, w promieniu kilku kilometrów od osady w Maszkowicach znamy przynajmniej 20 innych stanowisk archeologicznych z pierwszego tysiąclecia przed Chrystusem.
Kultura łużycka może być kojarzona z budowniczymi Biskupina. Czy ci ludzie mogli mieć świadomość, kto przed nimi zamieszkiwał wzgórze w dzisiejszych Maszkowicach?
Nic na to nie wskazuje, najprawdopodobniej były to dla nich dzieje legendarne. Niemniej jednak wielokrotnie musieli stykać się z pozostałościami po poprzednich mieszkańcach. Mamy ślady wskazujące choćby, że drewniane konstrukcje domów z młodszej osady wkopywały się w pozostałości starszych budynków. Bardzo ciekawą historię ma drobna, wykonana z brązu ozdoba stroju kobiecego, tzw. zausznica. Została ona wykonana gdzieś na terenie dzisiejszych Węgier około XVIII lub XVII wieku przed Chrystusem i noszona była przez jedną z mieszkanek pierwszej osady. Następnie zagubiona, może w trakcie pożaru około 1600 roku, została znaleziona przez innych ludzi na przełomie epoki brązu i wczesnej epoki żelaza, jakieś tysiąc lat później. Powtórnie zgubiony przedmiot odkryliśmy dopiero podczas naszych prac w 2014 roku.
Okazuje się, że również w kulturze nic nie ginie.
Wręcz przeciwnie, nowe domy budowano na kamieniach pochodzących z rozwaliska starego muru. Budując fundamenty, odsłaniano historie pierwszych mieszkańców, wraz z ich przedmiotami codziennego użytku. Można powiedzieć, że pierwsze wykopaliska archeologiczne na tym terenie zaczęły się trzy tysiące lat wcześniej, zanim my wbiliśmy łopatę w ziemię.
Słyszałem, że – nazwijmy ich umownie „Mykeńczykami” – nie tylko konstruowali mury, ale również lepili bardzo zaawansowaną ceramikę.
To również dość interesująca historia. Ceramika jest ważna dla archeologów, bo to rodzaj źródeł, który pozyskujemy w największej liczbie. Ludzie ciągle tłukli gliniane naczynia, a skorup często nie zbierano, wdeptując je w podłogi domów. W efekcie na jednym metrze kwadratowym wykopu znajdujemy niekiedy nawet 100-200 ułamków. Ciekawe jest to, że najdoskonalsza z punktu widzenia technologii wykonania jest tutaj najstarsza ceramika. Z pewnością była ona wypalana w piecach garncarskich. Jeszcze w trakcie trwania starszej osady, w pokoleniu wnuków lub prawnuków jej założycieli, jakość produkowanych naczyń zaczęła się psuć. Inna interesująca obserwacja dotyczy oczywiście stylu wykonania naczyń, a zwłaszcza sposobu ich dekoracji. Jak wspomniałem już wcześniej, ceramika ta różni się od wytwarzanej przez innych mieszkańców ówczesnej zachodniej Małopolski, jest natomiast taka sama jak ta, produkowana na terenie dzisiejszych Węgier, Rumunii i wschodniej Słowacji.
Wiemy już, że „Mykeńczycy” jedli, lepili garnki i potrafili się bronić. Czy potrafimy ustalić, w co wierzyli?
W pewnym sensie tak, w 2011 roku odkryliśmy fragment statuetki przedstawiającej stylizowaną postać kobiecą. Tego typu idole były popularne w epoce brązu na pograniczu Rumunii i Bułgarii, a w tysiącach wypalano je z gliny w cywilizacji mykeńskiej. Badacze kultury epoki brązu w Grecji spekulują, że mogło chodzić tutaj o bardzo ważne bóstwo kobiece. Ponieważ wiadomo, że mitologia mieszkańców mykeńskich cytadel była zbliżona do tej, znanej z klasycznej Grecji, daje to również pewne wyobrażenie o sferze wierzeń najstarszych osadników z Maszkowic.
Czy to znaczy, że „nasi” osadnicy byli związani wierzeniami religijnymi z basenem Morzą Śródziemnego?
Wiele na to wskazuje, być może był to jeden krąg kulturowo-komunikacyjny, który wiódł od Grecji szlakami handlowymi przez dzisiejsze Węgry na północ.
Może właśnie stamtąd przyszedł również kunszt architektoniczny?
To dość skomplikowane. Z pewnością budowanie z kamienia jest całkowicie obce dla ówczesnej Europy, poza obszarami śródziemnomorskimi. Do końca starożytności fortyfikacje wznoszono tutaj niemal wyłącznie z drewna i ziemi. Nie ma również wątpliwości, że budowniczy warowni w Maszkowicach widzieli lub nawet wznosili tego typu konstrukcje już wcześniej, a takie rozwiązania znane z naszego stanowiska, jak zbudowanie zewnętrznej fasady muru z bardzo dużych dopasowanych bloków, czy też wąskie, korytarzowe przejście znajdują bardzo bliskie nawiązania w najstarszej architekturze kamiennej Europy śródziemnomorskiej. Wydaje się, że w oparciu o dostępną dziś wiedzę dobrym kierunkiem poszukiwania bezpośredniego źródła tego pomysłu mogą być tereny leżące nad Adriatykiem, pozostające w tym czasie w intensywnych kontaktach z ludami ze wschodniej części Basenu Morza Śródziemnego. W latach 90. w miejscowości Monkodonja na Istrii zbadano osadę znacznie większą od tej w Maszkowicach, ale posiadającą bardzo podobne fortyfikacje i zbudowaną niemal dokładnie w tym samym czasie (XVIII wiek przed Chr.). Pozostaje ona najbliższą geograficznie analogią do odkrytych przez nas umocnień.
Pytanie brzmi, czy stanowisko to jest wyjątkowe dzisiaj, bo innych nie znamy, czy było wyjątkowe już wtedy, kiedy powstawało?
Odpowiedź na to pytanie pozostaje w sferze spekulacji. Istotna jest tutaj na pewno lokalizacja osady, która jest sama w sobie wyjątkowa. Dolina Dunajca, nad którym jest osiedle jest położone to jeden z niewielu naturalnych szlaków prowadzących przez Karpaty z dorzecza Wisły (a więc również znad Bałtyku) w dorzecze Dunaju i dalej na Bałkany. Kotlina Łącka, czyli przestrzeń, którą bezpośrednio kontrolowali mieszkańcy warowni to natomiast jedno z bardzo niewielu miejsc, gdzie nad górnym Dunajcem możliwe było samodzielne przetrwanie większej grupy ludzi. Dzięki dostępności górskich pastwisk w otoczeniu kotliny możliwe było trzymanie tutaj dużych stad bydła, czego dowodem są znajdowane przez nas bardzo licznie kości zwierząt. Sąsiedztwo żyznej doliny Dunajca umożliwiało natomiast uprawę nawet bardziej wymagających zbóż, takich jak pszenica. Na co również gromadzimy dowody badając szczątki roślin zachowane w nawarstwieniach domów.
Czyli uprawiali zboże na styl egipski.
Coś w tym rodzaju. Ta praktyka spotykana jest zresztą już od końca epoki kamienia. Ludzie czekali aż skończą się powodzie wczesną wiosną, i kiedy wody się cofały na użyźnionej w ten sposób ziemi sadzili pszenicę i liczyli, że uda się doczekać początku lata i zabrać plony. Było to możliwe również dzięki nieco cieplejszemu niż dzisiaj klimatowi. Badania szczątków roślinnych wskazują też, że obok pszenicy mieszkańcy warowni w Maszkowicach uprawiali też jęczmień, co mogło wiązać się w jakimś zakresie z produkcją browarniczą. Poza strefą pól uprawnych i pastwisk zbierali ponad to dziko rosnące owoce – orzechy, poziomki oraz tarninę – dzikiego przodka śliwy. Bardzo mało znajdujemy natomiast kości dzikich zwierząt, choć przedmioty wykonane z poroża wskazują na ich odławianie. Przed nami jeszcze miesiące pracy, ale nie mam wątpliwości, że prędzej lub później stanowisko w Maszkowicach znowu nas czymś zaskoczy.
Wywiad ukazał się pierwotnie w Tygodniku Powszechnym.