Kwestia uczciwości
Błędy zdarzają się każdemu – to truizm. Nie ma chyba dziennikarza, który choć raz nie powołał się na niesprawdzone źródło. Jest jednak różnica pomiędzy rażącym zaniedbaniem w warsztacie i etyce dziennikarskiej, a zwykłą wpadką. I właśnie to pierwsze wydarzyło się w poniedziałek w programie Tomasza Lisa.
Wczorajszy program „Tomasz Lis na żywo” oglądało 2 mln 553 tys. widzów. Dla porównania „Fakty” – 2 mln 513 tys., „Wydarzenia” – 2 mln 077 tys. W rzeczonym programie redaktor Lis wraz z Tomaszem Karolakiem debatowali nad fałszywym tweetem Kingi Dudy sprzed kilku miesięcy. Wynikało z niego, że jej ojciec ma zamiar po wygranej w wyborach oddać Oskara za Idę. „Tata mówi, że jak zostanie prezydentem odda Oscara amerykanom. Prawda jest ważniejsza od jakiejś tam nagrody z żółtej blachy #OscarsPL” – brzmiała pełna treść wpisu z 23 lutego.
Co ciekawe, Tomasz Lis tweeta z fałszywego konta miał już wydrukowanego, chociaż temat poruszony został spontanicznie. Karolak żalił się, jak ubolewali ostatnio z Agnieszką Holland nad totalizacją życia publicznego w Polsce, jeśli takie rzeczy jak oddawanie nagród filmowych mają być w prerogatywach nowego prezydenta. Choć każdy, kto tylko pobieżnie śledzi politykę na Twitterze wie, że konto Kingi Dudy jest fałszywe, jeden z najbardziej rozpoznawalnych dziennikarzy w Polsce cytował je z powagą stenogramów smoleńskich.
I co się stało już po wszystkim? Kiedy chwilę po programie dotarła do prowadzącego skala „pomyłki”? Tomasz Lis przeprosił na swoim Twitterze, Karolak napisał na Facebooku, że „został ofiarą manipulacji” i również przeprasza. Łączny zasięg obu Panów w social media nie przekracza 220 tys. obserwujących.
Proszę się nad tym na chwilę zatrzymać. Kłamstwo na oczach 2,5 mln. widzów kilka dni przed drugą turą wyborów prezydenckich. Zrobienie z córki kandydata idiotki, która pisze co jej ślina na język przyniesie (Tomasz Lis próbował ją nawet usprawiedliwiać, że młoda i nie zna się na polityce). I za to wszystko przeprosiny na Facebooku i Twitterze, jakby chodziło o przejęzyczenie się w czyimś nazwisku.
Pisałem to już odnośnie Moniki Olejnik, tutaj warto powtórzyć – żyjemy w epoce celebrytów, którzy udają dziennikarzy. I to jest najdelikatniejsze określenie, na które mnie w tej chwili stać. Sądzę, że pomijając wszystkie sympatie i antypatie polityczne – nie można tej sprawy zbyć milczeniem. Tutaj nie chodzi już o to, czy wygra Duda czy Komorowski. To dla mnie kwestia uczciwości.