Katolik postępowy, czyli jaki?

Katolik postępowy, czyli jaki?


Kategorie

Oglądając TVN i czytając „Gazetę Wyborczą” oraz „Newsweeka” można odnieść nieodparte wrażenie, że polscy duchowni dzielą się na trzy grupy: postępowych, konserwatywnych oraz takich, którzy „chcieliby być postępowi, ale boją się”.

Nie trzeba być przy tym historykiem, aby wiedzieć, kogo mianem „postępowca” określano w głębokim PRL. Księża patrioci oraz PAX przez dekady bezskutecznie stawiani byli w kontrze do roszczeniowej i „wstecznej” reszty. Dziś, choć zmienili się aktorzy i rozgrywający, mechanizm gry pozostał ten sam.

Postępowy, czyli w kontrze do hierarchii

Pojęcia są jak trendy mody. Ewoluują, płynnie zmieniając znaczenia, odbijają jak w lustrze to, co podświadomie drzemie w społeczeństwie. Jednocześnie wiemy, że nie są odporne na wpływ i istnieją siły zdolne do ich kreacji. Nie inaczej jest z postępem.

To, co pierwotnie kojarzyło się z rozwojem, z czasem stało się symbolem prokomunistycznej kolaboracji. Dziś mało kto o tym pamięta, ponieważ postęp znowu trafił na salony. W końcu to drugie imię tolerancji, świeżego spojrzenie w serce zamkniętego na cztery spusty Kościoła. Tymczasem, choć brzmi to wywrotowo, każdy katolik jest powołany do tego, aby być postępowym. I może to jest największy paradoks dzisiejszych czasów, że niesubordynację nazywamy otwartością, a wierność zacofaniem.  

Piszę o tym na marginesie sprawy o. Krzysztofa Mądela, ale odnosi się to również do wcześniejszych głośnych „skandali” z tzw. kneblowaniem niepokornych kapłanów.

W Faktach TVN z 20 sierpnia, które pokusiły się o obszerny komentarz do wydarzenia, nie zaskoczyło mnie nic. Bez względu na kontekst decyzji, sam fakt ukarania księdza Krzysztofa posłużył Katarzynie Kolendzie-Zaleskiej do sformułowania prostej jak budowa cepa diagnozy: hierarchia po raz kolejny zamknęła usta „tolerancyjnemu, postępowemu i otwartemu” kapłanowi. Co za pokrętna logika: wystarczy zakaz wypowiadania się w mediach, aby zasłużyć na miano księdza lepszego sortu, zaskarbić sobie sympatię liberalnych mediów i generalnie uchodzić w Warszawie za twarz „lepszego Kościoła”. Z drugiej strony, ci sami ludzie, którzy potępiają decyzję przełożonych i z suspendowanych księży robią bohaterów, domagają się podobnej kary dla o. Rydzyka. Może genialnym rozwiązaniem jest faktycznie taki zakaz rąbnąć. No i potem Ojciec Dyrektor z miejsca stanie się „postępowy”. Czyli właściwie jaki? W kontrze do hierarchii, Kościoła? Bo przecież oddzielając hierarchię od wiernych tworzy się hybrydę, która tylko z nazwy może być katolicka. Mogę sobie wyobrazić popłoch w kilku wpływowych redakcjach, które gorączkowo ustalają narrację po zasuspendowaniu Rydzyka. Może właśnie to miał na myśli Franciszek prosząc o raban?

Postępowy, czyli spoza tego świata

Żarty żartami, ale temat jest poważny i tak trzeba go potraktować. Dlaczego napisałem, że choć wielu dzisiaj wyciera sobie usta tym terminem, każdy katolik – nie tylko kapłan – powinien być postępowy? Bo chrześcijaństwo z definicji rozsadza ramy wszystkiego, co zdążyliśmy oswoić.

Jeśli postęp to myślenie ku przyszłości, cała nasza wiara to nieustanne spoglądanie ku przyszłości wiecznej. Dlatego człowiek wierzący zawsze będzie niewygodny dla tego świata, awangardowy i rewolucyjny. Nie muszę chyba przypominać, że Chrystus trafił na krzyż, ponieważ gorszył ówczesny religijny establishment. Kościół prawdziwie postępowy to taki, który stale redefiniuje swoje podstawy w duchu „ewangelicznej niepokory”. Tej, która sprowadza się do słów Jezusa o ogniu, rzuconym na świat. Poetycko można by to ująć następująco: ogień oczyszcza, jest w ciągłym ruchu, ale – by mógł trwać – potrzebuje drewna. Dwie rzeczy tą tutaj jednak kluczowe – ruch i podstawa, fundament, na którym ogień może płonąć. Dzisiejszy postęp coraz częściej jest jednak jak pożar stogu siana. Aby ogień z żywiołu stał się narzędziem, potrzeba wyznaczyć mu granicę. Dziwne, że niektórzy „niepokorni” kapłani sami sobie tej granicy wyznaczyć nie potrafią.

„Proszę was abyście byli rewolucyjni, byście przeciwstawiali się dominującym nurtom. Tak, pod tym względem proszę, abyście się buntowali przeciwko owej kulturze tymczasowości, która w istocie jest przekonana, że nie jesteście w stanie podjąć odpowiedzialności, że nie jesteście w stanie prawdziwie kochać” – apelował Franciszek do wolontariuszy przed powrotem do Rzymu ze Światowych Dni Młodzieży. Kościół musi być rewolucyjny, postępowy i awangardowy albo nie będzie go wcale. Wszystkim tym pojęciom trzeba jednak przypisać sens, zakorzeniony w Ewangelii. Rewolucyjny, bo miłość nie uznaje granic. Postępowy, bo przyszłość to nasz odwieczny cel. Awangardowy, bo chrześcijanin zawsze stoi na przedniej straży i jest drogowskazem dla błądzącego świata. Proste.