„Jesteśmy skazani na sukces” – wywiad z Przemysławem Wiplerem
Jeździmy po całym kraju i widzimy miliony osób, które boją się wojny. Dawno jej ryzyko nie było w naszym kraju tak duże, a partia KORWiN wprost mówi, że w ten konflikt nie da się wplątać – mówi Przemysław Wipler, poseł i wiceprezes partii KORWiN. O strzelaniu do rabusiów i szacunku do górników, planach na zawojowanie sceny politycznej, gospodarce, kontrowersji jako strategii medialnej i pokoju z Rosją opowiada w rozmowie z Marcinem Makowskim.
Marcin Makowski: Czy nie nudzi się już Panu tłumaczenie za Janusza Korwin-Mikkego?
Przemysław Wipler (KORWiN): Nie, dlaczego? Moim zdaniem to bardzo dobrze działa. Proszę sobie wyobrazić, że Korwin nie mówił ostro, tylko językiem anegdotek – jak prezydent Komorowski. Wtedy w ogóle zostałby przemilczany przez media, które są albo mocno powiązane z obecnym układem władzy, albo z opozycją. To są drzwi, przez które bardzo trudno jest się przebić komukolwiek innemu. Niestety, na tym polega problem z polityką medialną, że jeżeli mówisz grzecznie, to jesteś nudny i w ogóle nie ma żadnego powodu, by zająć się twoimi wypowiedziami. Natomiast kiedy mówi się ostro, momentami nawet przesadnie – robi się awantura. Nagle głowy odwracają się w twoją stronę. Ktoś słucha. Sytuacja się zmienia.
Twierdzi Pan, że bez prowokacji nie da się dzisiaj uprawiać polityki?
Najpierw jest prowokacja, a później zaprasza się takiego człowieka do studia i tam ma szanse przedstawić swoje poglądy. Konferencja, na której nie machniesz szablą, nie pokażesz kontrowersyjnego materiału, nie zaatakujesz personalnie innego polityka, to konferencja, której nie pokaże nikt, poza twoimi kanałami na Youtube i Facebooku.
Taką postawę nazwałby Pan cynizmem czy pragmatyzmem?
Tak działa nie tylko polityka. Kwestia przebicia się z wizją inną niż akceptowana przez mainstream wymaga sięgania po kontrowersyjne środki ekspresji. Inaczej będziemy skazani na Polskę taką, która jest obecnie, ponieważ wybór pomiędzy Andrzejem Dudą a Bronisławem Komorowskim to wybór personalny, a nie ideowy. My chcemy głębokiej zmiany, czasami tylko takimi środkami można ją osiągnąć. Janusz Korwin-Mikke nawet kiedy jest kontrowersyjny, to jest szczery. On nie zmienia poglądów jak chorągiewka i szczególnie młodzi ludzie bardzo to sobie cenią.
Nawet strzelanie do górników, albo jak próbujecie to teraz przedstawić – „rabusiów”?
Korwin-Mikke przez ostatnie tygodnie udzielił kilkudziesięciu wywiadów. Mieliśmy świetną konferencję w Kłobucku, na której zaprezentowaliśmy program dumnej i bogatej Polski. Jak budować system podatkowy, co zrobić, aby Polacy przestali wyjeżdżać? Te materiały nie przebiły się do żadnej stacji telewizyjnej w paśmie od 18:45 do 20:00, w którym uprawia się poważną politykę. Jeśli nie było cię tam, to znaczy, że bawiłeś się w działalność społeczno-publicystyczną, ale nie zdobywałeś władzy. Kilka milionów obywateli RP nie dowiedziało się o twoim istnieniu. A o kim w polityce się nie pamięta, ten przestaje istnieć.
Trzeba zatem wyciągnąć broń i strzelić na wiwat…
Albo powiedzieć kilka mocnych słów i nagle ludzie przypominają sobie, że Janusz Korwin-Mikke kandyduje na prezydenta. Bronisław Komorowski czegokolwiek by nie powiedział ma zapewnione, że zostanie to puszczone w „Wiadomościach”. Jeśli pogłaszcze pieska albo wręczy cukierek dziecku, to jest wydarzenie dnia. Andrzej Duda ma swoje media powiązane kapitałowo i personalnie z PiSem oraz dużo słabszy, ale jednak, establishment medialny i narzędzia masowej komunikacji. My mamy tylko internet i media społecznościowe.
Czyli to nie są lapsusy słowne, tylko celowo obrana strategia przebicia się do głównego nurtu debaty?
Jestem przekonany, że niektóre rzeczy da się powiedzieć inaczej i łagodniej, ale przecież dla każdego rozsądnie myślącego człowieka oczywiste jest, że górnik to facet, który wydobywa węgiel a rabuś to ktoś, kto przemocą chce odebrać nasze pieniądze. Janusz Korwin-Mikke powiedział, że jako prezydent Polski potraktowałby ostro każdego, kto napada twoją rodzinę, bliskich i przemocą chce ci coś zabrać. Przed takimi ludźmi Polaków trzeba chronić każdym sposobem.
To skąd się wzięło to całe zamieszanie? Znowu spisek mediów, a może jednak brak precyzji w wypowiedzi?
Wie Pan co, nawet ja się dałem na to złapać. Mówię: cholera, czemu on wypalił o tych górnikach, a Janusz odpowiada – nie, przecież tam wyraźnie stwierdziłem, że strzelać należy tylko do rabusiów, którzy Polakom przemocą chcą odebrać ich majątek. I jeszcze raz przeczytałem ten wywiad i zobaczyłem, że nawet ja dałem się zmanipulować. Jestem synem górnika i wiem jak bardzo Janusz Korwin-Mikke szanuje tych ciężko pracujących przy wydobyciu węgla ludzi. Nasz program gospodarczy to wielka nadzieja dla górników i ich synów na dobrze płatną pracę w Polsce. Janusz Korwin-Mikke kandydował na europosła ze Śląska właśnie dlatego, że nasz program jest szczególnie ceniony przez szanujących ciężką pracę Ślązaków. Manipulacje i atak na jego wypowiedzi to reakcja na to, że właśnie na Śląsku mamy największe poparcie.
Politycy i urzędnicy też, niejednokrotnie mieliśmy tego przykład w ostatnich latach, kradną i marnotrawią pieniądze z naszych podatków. Czy do nich Janusz Korwin-Mikke też kazałby strzelać?
Oczywiście nie, ale uważa, że wszyscy ludzie, którzy postępują w taki sposób, powinni być odsunięci od wpływu na sprawy publiczne, ponieważ niszczą Polskę. Są przeciwieństwem osób, które ostatnio pokazaliśmy na naszych bilbordach. Thatcher, Regan, Sobieski, Dmowski, Piłsudski. Dzisiaj Polską nie rządzą mężowie stanu tylko cwaniaczki, którzy robią biznes za nasze pieniądze.
Może wyjaśnijmy w takim razie wyborcom raz a dobrze. Jeśli KORWiN dojdzie do władzy, wiemy już, że do politycznych rabusiów strzelać nie będzie, ale jaki ma plan na ich rozliczenie? Zapełni członkami PiS i PO polskie więzienia?
Uważamy, że ludzie, którzy łamali prawo i jako politycy dawali sobie parasol ochronny, stracą go i wtedy będą mogli pójść siedzieć. Dzisiaj bardzo wielu prokuratorów wie, że może mieć problemy, jeśli zabierze się za sprawy, za które zabierać się nie powinni. Mamy takich sędziów Milewskich, którzy działają na telefon od premiera. Kiedy dojrzejmy do władzy, damy jasny sygnał: od teraz koniec z bezkarnością. I tego establishment panicznie się boi.
W najnowszym sondażu „Faktów”, partia KORWiN z 8-procentowym poparciem staje się trzecią siłą polityczną w kraju. To wciąż jednak za mało, aby zabrać się za wielkie rozliczania. Czy w międzyczasie jesteście gotowi zająć miejsce PSL, SLD i Ruchu Palikota, stając się parlamentarnym języczkiem u wagi?
Dlaczego mierzyć tak nisko? My jesteśmy gotowi zająć miejsce PO i PiS i zostać największą partią w Sejmie. Partią wszystkich Polaków, którzy chcą zmiany i nie mają zamiaru siedzieć na walizkach, czekając na emigrację.
Czy partia „antysystemowa”, która w planach ma nie tylko zmianę konstytucji, ale całego modelu rządzenia, może w ogóle mierzyć w parlamentarną większość?
KORWiN to program, który popierali i popierają Polacy głosujący na PO jako partię niskich podatków oraz na PiS, jako partię, która naprawi wymiar sprawiedliwości i zacznie walczyć z korupcją. Wyborcy, którzy się na nich zwiedli, mogą głosować na nas. Proszę tylko pomyśleć o jakiej skali mówimy. Ten wybór jest oczywisty zwłaszcza dla młodego pokolenia. Tego, które codziennie musi wybierać pomiędzy pracą i zakładaniem rodziny w Polsce, a wyjazdem do Anglii czy każdego innego kraju, rządzonego gospodarnie i transparentnie. Tak samo może być nad Wisłą i to jest obietnica, która da nam większość.
Zejdźmy na chwilę na ziemię. Póki co trzeba będzie się zmierzyć z prozą budowania potencjalnej koalicji. Jest ktoś, z kim już dzisiaj wiecie, że do stołu usiąść się nie da?
My idziemy do wyborów prezydenckich i parlamentarnych z konkretnymi postulatami: mniej podatków, miej biurokracji, więcej wolności osobistej. Państwo musi być silne tam, gdzie może efektywnie działać, a nie mieszać się do obszarów, w których ponosi porażki. Ten pogram będziemy chcieli wymusić na potencjalnym koalicjancie, starając się wyrwać najwięcej zmian, o które walczymy. W tym momencie nie mamy żadnych uprzedzeń odnośnie kandydata do koalicji. Możemy usiąść do negocjacji z każdym i z determinacją walczyć o nasze postulaty.
Mimo wszystko nie obawia się Pan, że KORWiN może podzielić los LPR i Samoobrony – wykorzystanych do celów politycznych PiS-u, a następnie „rozegranych” i porzuconych?
W polityce czasem jeden błąd sprawia, że przestaje się istnieć. Można to zrobić wchodząc do trudnej koalicji, ale również będąc w opozycji. Tutaj nie ma reguł. My natomiast wiemy jakich mamy ludzi, wiemy że energia, siła i zmiana jest po naszej stronie. Zupełnie się tego nie boję. Doskonale znam PO i PiS oraz ich parlamentarzystów, tymczasem ludzie z naszej partii to przedstawiciele nowej generacji. To tak, jakby porównać internet i internet 2.0. To gigantyczna różnica, którą wykorzystamy na naszą korzyść. Klub parlamentarny KORWIN będzie o 15-20 lat młodszy niż dotychczasowe kluby. Trzon naszej partii to przedstawiciele klasy średniej – przedsiębiorcy, prawnicy, żyjący z pracy własnych rak i płacący podatki. Oni nie zapomnieli, jak to jest użerać się z Polską rzeczywistością, która dwa miliony rodaków zmusiła do wyjazdu za granicę. To będzie nasza siła, która sprawi, że odniesiemy sukces jak węgierski Fidesz, który zaczynał od kilku procent, by dojść do poparcia przez dwie trzecie Węgrów.
O ile PiS teoretycznie ma przed sobą przyszłość bez Jarosława Kaczyńskiego, a na naszych oczach PO wychodzi z cienia Tuska, o tyle jak może istnieć partia KORWiN, bez Korwina? Macie strategię długodystansową, czy za pięć lat będzie się o was mówić jak o politycznym evencie? Liberalnym gospodarczo Ruchu Palikota.
Partia ma pomysł na siebie nawet bez swojego lidera. Widzę to po działaniach poszczególnych regionów. Ludzie, którzy nimi zarządzają, będą naszą wizytówką. Wykonamy w Polsce taką pracę u podstaw, jaką na Węgrzech zrobił Wiktor Orban. To na początku też była grupa ludzi młodych o poglądach wolnorynkowych, która później przerodziła się w szeroki ruch społeczny rządzący krajem. W końcu to Orban jest pierwszym premierem w Europie, który podjął stare hasło Janusza Korwin-Mikkego i powiedział, że podatek dochodowy trzeba zlikwidować. Liczymy również, że po wyborach prezydenckich będzie jasne, kto jest liderem zmiany. Dzięki temu uda nam się zbudować szeroki front parlamentarny z Pawłem Kukizem oraz innymi politykami antysystemowymi. To świetnie rokuje na przyszłość.
Orban znany jest ze swojej szorstkiej miłości do Unii. Czy gdyby to od Pana zależało, Polska opuściłaby szeregi Wspólnoty?
Tak, ale z zagwarantowaniem Polakom swobody pracy w poszczególnych krajach Unii i swobody przepływu kapitału. Chcemy wyjścia z Unii Europejskiej jako instytucji biurokratycznej, niewydolnej i marnującej pieniądze Europejczyków. W końcu najbardziej spektakularnym produktem Unii jest Grecja -kraj, w który wpompowano najwięcej pieniędzy, niszcząc fundamenty gospodarki wolnorynkowej. Przez taką politykę Unii doszło do sytuacji, w której w Grecji rządzą populistyczni komuniści, żebrzący u Putina o pieniądze na kolejny kwartał. To państwo zbankrutowało i ewoluuje w kierunku eurosocjalizmu. Na przykładzie Grecji widać, co stanie się z innymi państwami, jeśli nie opuszczą szeregów Unii, bądź nie przerodzi się ona w strefę wolego rynku, zdolnego konkurować z krajami Azji i obu Ameryk.
„To nie bogaci ludzie mnie popierają, ale ci, którzy chcą być bogaci” – powiedział u Kuby Wojewódzkiego Janusz Korwin-Mikke. Macie jakąś magiczną receptę na to, jak z Polski w jedną kadencję uczynić podatkowe eldorado?
Polska będzie dumna i bogata, jeśli pieniądze Polaków zostaną w ich kieszeniach, a nie kieszeniach urzędników. Kiedy Polacy będą wydawać swoje pieniądze, a nie urzędnicy za nich. Jeżeli będziemy krajem o najniższych podatkach w Europie, krajem, w którym najłatwiej założyć firmę czy zbudować fabrykę – to do nas za chlebem będą przyjeżdżać i pracować najzdolniejsi ludzie w Europie. A to sprawi, że sami Polacy będą się bogacić.
Jeśli – teoretycznie – żadna partia „antysystemowa” nie dojdzie do władzy, w przyszłych wyborach przy braku finansowania z budżetu państwa nie będzie kandydowała już żadna?
Odpowiem na to pytanie najszczerzej jak umiem: jesteśmy skazani na sukces. Energia społeczna, która przejawia się choćby w tym, ile osób przychodzi na spotkania z Januszem Korwin-Mikkem pokazuje, jak bardzo ludzie pragną zmiany. Będziemy mieć bardzo dobry wynik, a czarny scenariusz to nie jest coś, nad czym warto się zastanawiać. Zamiast tego już dzisiaj szykujemy się do rządzenia.
Dlaczego Polacy od tylu lat godzą się na permanentną wojnę PO-PiS? Ze względu na siłę tych partii czy niemoc opozycji? Czy da się jeszcze odwrócić ten impas?
My pokazujemy realną programowa alternatywę. Problemem PO i PiS jest fakt, że te partie są do siebie bliźniaczo podobne. Andrzej Duda i Bronisław Komorowski zaczęli kampanię od wzajemnego zarzucania sobie plagiatu i, co gorsza, mieli rację, ponieważ program Komorowskiego i Dudy są dramatycznie do siebie podobne. W Polsce wszystko zostanie tak jak jest, jeśli któryś z nich zostanie prezydentem. Dla nas kluczowe jest nie tylko przekonanie do zmiany, ale ukazanie, na czym ona ma polegać i co na tym Polacy faktycznie wygrają. Ta zmiana wpłynie na ich zamożność, a to argument, który przemawia do każdego.
Wyjdźmy jednak na chwilę z naszego podwórka i skupmy się na polityce międzynarodowej. Czy znany z co najmniej ciepłego podejścia do polityki Putina Janusz Korwin-Mikke, jako prezydent, umiałby rozmawiać z Kremlem tak, aby ten zwrócił nam wrak Tupolewa? Czy wyjaśnienie tej tragedii w ogóle jest jednym z istotnych celów politycznych Pana partii?
Wrak to jest nasza własność i chcielibyśmy tą własność odzyskać. Dużo ważniejsze z perspektywy milionów Polaków jest jednak ułożenie relacji gospodarczych i ekonomicznych z Federacją Rosyjską, zakończenie wojny celnej i uniknięcie wojny konwencjonalnej, która mogłaby dotrzeć do naszych granic. To jest wyzwanie fundamentalne, o kilka poziomów ważniejsze niż oczywiście ważny zwrot szczątków Tupolewa.
Czy poświęciłby Pan Ukrainę na rzecz pokoju i dobrych stosunków ekonomicznych z Rosją?
Nie ma takiej potrzeby. W naszym interesie jest istnienie suwerennej i bezpiecznej Ukrainy. Janusz Korwin-Mikke tym się różni od innych kandydatów, że on bardziej kocha Polskę niż nienawidzi Rosji. My uważamy, że w sprawach międzynarodowych kluczowy jest interes naszego narodu, a nie resentymenty. Dla nas wzorem w prowadzeniu polityki z Rosją jest Wiktor Orban. To on załatwił Węgrom tani gaz i tanią elektrownię atomową. Nie poniósł za to wielkich konsekwencji, pozostając w Unii i zachowując poprawne stosunki z Putinem. Poza tym jest osobą, za pomocą której prowadzona jest dyplomacja z Rosją przez resztę Europy. Polacy ze swoją niepragmatyczną polityką przestali być dla świata jakimkolwiek solidnym partnerem, który mógłby mediować w rozwiązaniu konfliktu na Ukrainie. Nawet pomimo nieudolnego prężenia muskułów przez ówczesnego szefa MSZ Radka Sikorskiego.
Nie obawia się Pan, że do Polaków nie trafia ten rodzaj polityki? Że na przestrzeni stuleci zawsze wybieraliśmy „walkę o honor” zamiast pragmatyzmu?
Jeździmy po całym kraju i widzimy miliony osób, które boją się wojny. Dawno jej ryzyko nie było w naszym kraju tak duże, a partia KORWiN wprost mówi, że w ten konflikt nie da się wplątać. Ci, którzy mieszkają przy granicy z Ukrainą, dalecy są od entuzjazmu naszych władz i nie chcą zbroić sąsiadów, którzy na poziomie symbolicznym czują się spadkobiercami banderowców.
Czyli, mówiąc delikatne, ostatnie wystąpienie prezydenta Komorowskiego w ukraińskim parlamencie musiało nie przypaść Panu do gustu…
To mało powiedziane. Chwilę po jego wystąpieniu parlament przegłosował ustawę nobilitująca i przyznającą świadczenia socjalne dla ludzi mordujących naszych rodaków na Wołyniu. To dobitnie świadczy o nieefektywności Polskiej polityki zagranicznej.
Dobrze, pójdźmy jednak o krok dalej. Załóżmy, że sytuacja się pogarsza a „zielone ludziki” docierają do Kijowa. Wtedy też powinniśmy zachowywać przyjazną neutralność z Putinem?
W chwili obecnej powinniśmy modernizować i wzmacniać polską armię. Stara rzymska maksyma głosi: „Chcesz pokoju, szykuj się do wojny” działa również w Polsce. Niestety, kraj, który marnuje tak gigantyczne środki na biurokrację, nie może sobie pozwolić na silną armię. Jeśli ktoś zagłosuje na Dudę lub Komorowskiego, to wybierze armię urzędników, a nie dobrze wyszkolonych żołnierzy. Nasz program i nasza partia zamierza to zmienić.
Co by Pan dzisiaj powiedział młodemu człowiekowi, który skończył studia, popracował za 2000 brutto na umowie o dzieło i rozczarowany pakuje walizki. Jak zatrzymałby go Pan w kraju?
Recepta jest prosta: zamiast 2000 brutto powinien zarabiać 5000 netto, czyli tyle, ile jego rówieśnicy na Zachodzie. To wszystko będzie możliwe, jeśli dokonamy głębokiej przebudowy państwa i obniżenia podatków. Jeśli Polska wystrzeli gospodarczo tak jak państwa Azji południowo-wschodniej, jak Niemcy po II wojnie światowej, jak Irlandia 20 lat temu – wtedy ci ludzie nie tylko zostaną w Polsce, ale za nimi przyjadą tutaj do pracy inni Europejczycy. Bo ludzie emigrują do krajów, które nie rzucają obywatelom kłód pod nogi, a taka byłaby Polska rządzona przez nas.
Nie uważa Pan jednak, że pieniądze, które zamiast na podatki trafiałyby do naszej kieszeni, w rzeczywistości lądowałyby poza granicami Polski? W końcu kapitał zagraniczny jest w naszym kraju tak silny, że pieniądze „uwolnione” od podatków zamiast cyrkulować i napędzać gospodarkę, wypływałyby do innych krajów Unii.
W kwestiach podatkowych nie ma czegoś takiego jak patriotyzm i polskie firmy robią dokładnie to samo, czyli po prostu nie płacą podatków w Polsce. Tutaj nie ma znaczenia jakiej narodowości jest kapitał. Przy tak dziurawym systemie podatkowym, a mówię to z pełną odpowiedzialnością jako człowiek, który obsługiwał największe polskie koncerny jako doradca podatkowy. My wiemy, jak trzeba zmienić polski system, aby podatki były niskie i proste, nie dało się od nich uciekać – ale też nie było takiego powodu. Znowu przytoczę przykład Wiktora Orbana, który zredukował CIT do jednego z najniższych progów w Unii, a za tym do Budapesztu ruszyły zagraniczne firmy, rozwijając lokalną gospodarkę. Polska jest większa, my możemy powtórzyć ten sukces na jeszcze bardziej spektakularną skalę.
Skoro już jesteśmy przy marzeniach. Czy za 5, 10 lat widzi Pan siebie na miejscu Janusza Korwin-Mikkego? Przemysław Wipler – premier. Mierzy Pan aż tak wysoko?
Nie wypada w polityce opowiadać o własnych planach i ambicjach. To wszystko zależy od tego, jak ocenią naszą pracę wyborcy i absolutnie kluczowe jest, aby w Polsce zaszła zmiana pokoleniowa. Aby do polityki trafiało coraz więcej osób, które autentycznie pragną Polski dumnej i bogatej. Myślę, że jestem jedną z tych osób.