Tesla – człowiek, który rozświetlił świat

Tesla – człowiek, który rozświetlił świat


Kategorie

Był jednym z najwybitniejszych umysłów wszech czasów. Lista jego patentów oscyluje wokół 300 pozycji. To on, a nie Marconi, wynalazł radio, to on wymyślił silnik elektryczny, baterię słoneczną i elektrownię wodną. Niedługo przed śmiercią był o krok od odkrycia, które miało zmienić oblicze cywilizacji.

Nikola Tesla

Laboratorium wyobraźni

Być może pierwszą rzeczą, jaką usłyszał młody Nikola, był majestatyczny grzmot pioruna. Tajemniczym zrządzeniem losu, człowiek, który spędził życie na poskramianiu elektryczności, urodził się w samym środku burzowej nocy. Miało to miejsce 10 lipca 1856 r. w serbskiej wsi Smiljan, leżącej obecnie na terytorium Chorwacji. Jak było w zwyczaju, Tesla, jako syn kapłana lokalnego Kościoła ortodoksyjnego, powinien pójść w ślady ojca. Jego matka, choć nie umiała pisać, zaszczepiła w nim ciekawość do wynalazków, która z czasem okazała się silniejsza.

Właściwie już od wczesnej młodości Nikola był dzieckiem niezwykłym. Pierwszą turbinę wodną na okolicznym strumieniu skonstruował w wieku pięciu lat. Często podczas przechadzek parkiem doznawał oślepiających wizji, w których jawiły się przed jego oczami gotowe maszyny, osoby oraz miejsca, których nigdy nie widział. Jak napisał po latach w swojej autobiografii: „Żyłem tam, spotykałem ludzi, nawiązywałem przyjaźnie oraz znajomości i, co wydać się może niewiarygodne, były mi one równie drogie jak te z normalnego życia”. Doświadczenie to już nigdy go nie opuściło, będąc jednocześnie piętnem i powodem największych sukcesów.

Tytan pracy

Jeszcze zanim skończył 12 lat, opanował na pamięć tablice logarytmiczne. Rozpoczął również opracowywanie pierwszych silników własnego projektu. Równie szybko objawiły się jego zdolności lingwistyczne, nowe języki zapamiętywał z zadziwiającą lekkością – na studiach posługiwał się już angielskim, czeskim, francuskim, niemieckim, węgierskim, włoskim i łaciną. Przy tym wszystkim Tesla był tytanem pracy, śpiącym w nocy zaledwie dwie godziny. Jedna z relacji głosi, że zaaferowany jakimś problemem spędził w swoim laboratorium cztery dni bez odpoczynku. Na uniwersytecie natomiast, aby zamknąć bibliotekę, trzeba było go z niej najpierw wyrzucić. Nikola słynął również z tego, że prawie nigdy nie nosił ze sobą przyrządów mierniczych. Jego obliczenia „na oko”, ku zdumieniu wykładowców, prawie zawsze zgadzały się do jednej dziesiątej milimetra.

Dzięki staraniom lokalnego profesora, który poznał się na talencie ucznia, Tesla w 1875 r. podjął naukę na prestiżowej Politechnice Austriackiej w Graz. Wtedy właśnie zaczął poważnie rozważać alternatywne w stosunku do paliw kopalnych źródła energii. Pod koniec XIX wieku badania nad elektrycznością przeżywały burzliwy okres swojego rozkwitu. Ciągle wydawała się ona tajemnicza i groźna. Często zdarzały się wypadki, w których konie nadepnąwszy podkową na szynę tramwaju, porażone prądem strącały woźniców. Może właśnie z powodu tego niebezpieczeństwa studia nad napięciem wydawały się młodemu fizykowi tak fascynujące.

Już po niespełna trzech latach Nikola uznał, że niczego więcej nie może się na politechnice nauczyć. W 1878 r. opuścił Graz, zrywając przy tym więzy ze swoją rodziną. Przez jakiś czas wydawało się, że rozpłynął się w powietrzu – jego przyjaciele sądzili nawet, że utonął. Tesla tymczasem przebywał w Budapeszcie, gdzie dzięki niesamowitym umiejętnościom został zatrudniony jako główny inżynier w narodowym centrum telegraficznym, z czasem przyczyniając się do uruchomienia pierwszej linii telefonicznej w Austro-Węgrzech.

„Elektryczne harmonium”

Po pierwszej fali sukcesów Tesla zapragnął wypłynąć na szeroką wodę. W 1886 r. młody naukowiec przeniósł się do Paryża, rozpoczynając pracę w Continental Edison Company. Miej więcej w tym czasie wpadł na jeden z najbardziej genialnych pomysłów życia.

Wszystko wydarzyło się w dość typowy dla niego sposób, podczas wieczornego spaceru. Jak pisał w swoich pamiętnikach, obserwując zachód Słońca przed oczami zobaczył wirujące pole magnetyczne, które przyjęło kształt tajemniczego „elektrycznego harmonium”. W ten sposób narodziła się idea prądu zmiennego, goszczącego po dziś dzień w naszych gniazdkach. Opatentowany w Stanach Zjednoczonych transformator Tesli, wykorzystywany obecnie w prawie wszystkich silnikach samochodowych, okrzyknięty został po latach jednym z najważniejszych wynalazków w historii.

Na początku jednak wcale nie przyjęto pomysłu entuzjastycznie. Zrażony małym powodzeniem swojego wynalazku w Europie, naukowiec postanawia postawić wszystko na jedną kartę i z garścią dolarów ruszyć przez Atlantyk do Ameryki. 6 czerwca 1884 r. Tesla dotarł do Nowego Jorku, miejsca, gdzie jak skrycie liczył, wreszcie ktoś doceni jego talent. Pukając do drzwi gabinetu Edisona, miał ze sobą jedynie kartkę papieru, na której kilka słów nakreślił jego szef z Paryża. Jej treść była następująca: „Znam dwóch wielkich ludzi na tym świecie. Jednym jesteś ty, ten drugi to młody człowiek, który stoi przed tobą”.

Amerykańskie poczucie humoru

Edison z miejsca zatrudnił Teslę. Być może jednak w ramach „utemperowania” jego ambicji zlecił mu znaczne zwiększenie wydajności swoich transformatorów, obiecując pokaźną nagrodę. Kiedy Nikola wywiązał się z zadania przed czasem i poprosił o wypłatę, oniemiały Edison odparł: „Musi się pan jeszcze wiele nauczyć o amerykańskim poczuciu humoru”. Tesli nie było jednak do śmiechu. Ich drogi rozeszły się gwałtownie w 1885 r.

Niezrażony falstartem, swój „amerykański sen” postanowił rozpocząć od nowa. Mając kłopoty ze znalezieniem odpowiedniej pracy, zatrudnił się jako robotnik fizyczny. Po Nowym Jorku dosyć szybko rozeszła się wieść, że młody obiecujący wynalazca zamiast w laboratorium, spędza dni z kilofem. Jednym z tych, którzy wyciągnęli do Tesli pomocną rękę, okazał się znany finansista George Westinghouse. Już po roku, pod własnym szyldem, Nicola zajmował się promocją transformatora na prąd zmienny i opracowywał podstawy pod urządzenie zwane później cewką Tesli. W międzyczasie pracował również nad eksperymentami z promieniowaniem i fluorescencją. Przynajmniej na rok przed Roentgenem sfotografował kości swojej dłoni. W 1896 r. jednocześnie opublikowali niezależne artykuły udowadniające istnienie promieniowania X. Nie pierwszy i nie ostatni raz pomysły Tesli wyprzedzały idee uznawanych powszechnie wynalazców, ale z dziwnych względów nigdy nie wygrały bitwy o pamięć.

Nikola Tesla

AC/DC

Wspomniany już konflikt z Edisonem poza osobistymi animozjami miał również wymiar cywilizacyjny. W osobach tych dwóch wynalazców ścierały się bowiem dwie odmienne idee elektryfikacji świata. Choć koncepcja Tesli umożliwiała o wiele mniejsze straty energii i użycie znacznie cieńszych kabli, Edison postanowił za wszelką cenę bronić swojego monopolu. Między starym mistrzem i młodym gniewnym rozpoczęła się prawdziwa wojna. Edison mając pieniądze i to, co moglibyśmy dzisiaj nazwać zapleczem medialnym, rozpętał psychozę strachu, starając się udowodnić rzekome niebezpieczeństwo prądu zmiennego. W ponurych spektaklach katowano prądem zwierzęta. W archiwach zachowały się filmy, w których wysokim napięciem niemal „usmażono” żywcem słonia. Wynalazca żarówki nie bał się również posunąć do ostateczności, aranżując pierwszą egzekucję na fotelu elektrycznym. Według relacji świadków, zanim więzień zmarł, trzeba było wykonać kilka podejść, co spowodowało spalenie rdzenia kręgowego.

Mając absolutną pewność, że jego pomysł jest lepszy, Tesla nie dawał za wygraną. Aby przekonać do niego ludzi, trzeba było przebić Edisona pod każdym względem. Idealna sytuacja nadarzyła się w Chicago, podczas wystawy światowej w 1893 roku. Lokując na niej swój pawilon, serbski emigrant zaproponował, że oświetli cały neoklasyczny kompleks budynków i stworzy spektakl, jakiego żaden człowiek jeszcze nie widział. Poza samym prądem Nikola potrzebował jeszcze żarówek, a patent był oczywiście w posiadaniu Edisona. Niezrażony trudnościami, jak w transie zabrał się do pracy. Jak mówi Jeff Behary z Amerykańskiego Muzeum Elektryczności: „Tesla pokonał Edisona w jego własną grę. Nie dość, że stworzył alternatywną żarówkę, zrobił to szybciej i taniej niż jej wynalazca”. Efekt był piorunujący i jego nazwisko z dnia na dzień stało się znane na całym świecie. Edison musiał uznać porażkę.

Człowiek, który nie potrafił zarabiać pieniędzy

Niesiony na fali sukcesu, Tesla miał wszelkie predyspozycje, aby przekuć swoje osiągnięcia na miliony dolarów. Jednak pod względem finansowym jego życie to historia zaprzepaszczonych szans. Najbardziej spektakularną z nich było spełnione dziecięce marzenie o ujarzmieniu energii monumentalnego wodospadu Niagara. Dzięki jego uporowi przy wodospadzie postawiono ogromną, stojącą po dziś dzień halę z transformatorami, które zasilane energią spadającej wody dostarczały prąd okolicznemu Buffalo. Niestety, przechodzący kłopoty finansowe George Westinghouse zwrócił się do Tesli z prośbą o umorzenie należności za tantiemy patentowe. Tesla traktował go jak przyjaciela – zgodził się i podarł kontrakt na wynagrodzenie z elektrowni przy wodospadzie. Za jednym zamachem stracił przy tym źródło dochodów, o którym ówcześni milionerzy mogli tylko marzyć.

Podobnie rzecz miała się z radiem. Choć Marconi jako pierwszy przesłał sygnał radiowy przez Atlantyk, w jego urządzeniu było aż 17 patentów konkurenta. Włoski naukowiec otrzymał za swój wynalazek Nagrodę Nobla, jednak niedługo po śmierci Tesli Sąd Najwyższy USA cofnął wcześniejszą decyzję patentową, przypisując autorstwo radia właśnie jemu. Również w przypadku konstrukcji radaru, Émile Girardeau przyznał się, że główne idee zaczerpnął z prac genialnego Serba, który nigdy nie zobaczył dolara za swoje wykorzystane pomysły. Nawet wyprodukowanie pierwszego na świecie urządzenia ze zdalnym sterowaniem (metalowej łodzi) nie przyniosło mu zysków – amerykańskiej armii nie spieszyło się do wydawania pieniędzy na kierowane radiem torpedy.

Nikola coraz częściej mówił o tym, że świat nie dojrzał do jego wizji, ale pracy nie przerwie. Nie dziwi więc, że po pożarze, który pod koniec XIX wieku pochłonął znaczną część dorobku jego życia, skupił całe siły na projekcie, który w prostej linii miał zmienić oblicze świata – mowa o World Wide Wireless, w skrócie… WWW.

Marsjanie z Colorado Springs

Wiosną 1899 r. na prośbę rządu USA Tesla wyjechał do Colorado Springs, aby pracować nad rozwijaniem radiowego systemu łączności. Zbudowana w okolicy wielka stacja generowała ogromne błyskawice, co przyczyniło się pewnego razu do wysadzenia pobliskiej elektrowni. Ludność zaczęła się go bać, a on sam zyskał miano bodaj pierwszego na świecie „szalonego naukowca”. W rzeczywistości Tesla dniami i nocami rozmyślał nad możliwością bezprzewodowej oraz darmowej transmisji prądu i informacji. Jego optymizm nie zawsze udzielał się jednak inwestorom. „Jeśli prąd ma być dostępny dla wszystkich, to gdzie umieścimy licznik?” – zapytał jeden z nich.

W 1905 r. Tesla napisał, że marzyło mu się: „Tanie i proste urządzenie, które każdy zmieści w kieszeni, będzie odbierać wiadomości ze świata albo dowolne inne. Cała Ziemia zostanie przekształcona w jeden gigantyczny mózg”. W pewnym momencie prac nad projektem, prasę obiegła sensacyjna wiadomość o rzekomym nawiązaniu kontaktu z obcą cywilizacją. Choć w rzeczywistości Tesla jako pierwszy na świecie skonstruował prototyp obecnych radioteleskopów, naśmiewano się z niego i traktowano mało poważnie, ponieważ promieniowanie kosmiczne błędnie wziął za sygnał wysłany przez pozaziemską cywilizację.

Nikola Tesla

Niedoceniony wizjoner

Nikola przyzwyczajony do sceptycyzmu kontynuował prace, swoją charyzmą przekonując nowojorską finansjerę do inwestycji w kolejną, jeszcze większą stację nadawczą. Choć ze względu na kłopoty finansowe rozważano zamknięcie ośrodka, Tesla był przekonany, że nieuchronnie zbliża się do swojego ostatecznego celu. Niestety, ze względu na wybuch I wojny światowej i brak realnych sukcesów, projekt wstrzymano, a wielką antenę rozebrano na części.

Tesla z biegiem lat coraz częściej powoływał się na filozofię wschodu, w swoich pismach kosmos przyrównując do symfonii elektryczności, która czeka na okiełznanie. Wychodząc z tego założenia słusznie przewidział, że każdy przedmiot ma swoją częstotliwość drgania, a wzmacniając ją, możemy mieć wpływ na jego strukturę. Jak głosi plotka, pod koniec życia twierdził, że jest w posiadaniu urządzenia wielkości budzika, które dzięki odpowiednim drganiom po godzinie mogłoby zawalić Most Brooklyński. Przyznawał się również do posiadania planów tajemniczego „promienia śmierci”. Niestety ostatni etap działalności serbskiego emigranta, głównie za sprawą pośmiertnej rekwizycji dokumentów przez FBI, nadal wydaje się pełen niejasności. Opuszczony i samotny, zmarł w 1943 roku w skromnym hotelu w Nowym Jorku.

Piękny umysł

Kim naprawdę był człowiek, który rozświetlił świat? U szczytu sławy podczas bankietów organizowanych w hotelu Waldorf Astoria, Tesla niczym wytrawny iluzjonista oczarowywał nowojorską elitę. Przystojny i szarmancki, uwielbiał przyglądać się mimom gości, kiedy przepuszczając przez swoje ciało tysiące woltów, zapalał trzymaną w dłoni żarówkę.

Choć kobiety go ubóstwiały, nigdy się nie ożenił, poświęcając życie nauce. Z czasem zaczął oddalać się od świata i przejawiać symptomy choroby umysłowej. Nie znosił przekłutych uszu, dotyku damskich włosów czy uścisku dłoni. Coraz większą wagę przywiązywał do liczby trzy, np. trzykrotnie okrążając budynek, zanim do niego wszedł. Były chwile, kiedy rozmawiał z gołębiami jak z ludźmi. Po śmierci jednego z nich zaprzestał publikacji, twierdząc, że jego misja dobiegła końca.

Niektórzy mówią, że była to cena, jaką płacił za jeden z najbardziej genialnych umysłów w historii. Wynalazki objawiały mu się w wyobraźni, marzył o bezprzewodowej energii, która zasili cały świat i zażegna konflikty. W praktycznie każdej dziedzinie, od radiofonii po promieniowanie, wyprzedzał oficjalnie uznawanych odkrywców. Jak powiedział szef Amerykańskiego Instytutu Elektryczności na bankiecie zorganizowanym po jego śmierci: „Pewnego razu Bóg powiedział: Niech narodzi się Tesla – i stała się jasność”.