Całun Turyński – „Nie ludzką ręką uczyniony”
Acheiropoietos oznacza z greckiego „nie ludzką ręką uczyniony”. Takiego terminu używa kronikarz starożytnego miasta Edessy, opisując cudowne płótno, które ochroniło miasto przed perskim najazdem. Czy mogło chodzić o Całun Turyński? Jak wyglądała historia tej enigmatycznej tkaniny, w którą według licznych badaczy po śmierci owinięte było ciało samego Chrystusa?
Jeden z wielu?
Początki tradycji datowanej na VI wiek mówią o płótnie w sposób jednoznaczny. Ewagriusz Scholastyk, żyjący w Syrii prawnik i historyk, opisuje je jako chustę, w którą owinięto ciało Jezusa przed zapieczętowaniem grobowca. Już sam charakter i umiejscowienie śladów ran odpowiadał podaniom ewangelicznym, co u schyłku starożytności przysparzało niewątpliwej sławy całunowi. Jeśli uważnie prześledzimy choćby sztukę bizantyńską, twarz odbita na tajemniczym materiale co rusz spogląda z monet, mozaik i malowideł. Charakterystyczne smukłe oblicze widoczne na całunie, do złudzenia przypomina bowiem to, które widnieje choćby na rewersach monet Justyniana z VIII w., albo na wizerunkach Chrystusa Pantokratora z bizantyjskiej ikonografii. To nie może być tylko dzieło przypadku, a popularność oblicza widniejącego na całunie w ówczesnej sztuce może sugerować, że był on dobrze znany już w starożytności. Wysoki na 437 cm i szeroki na 113 cm całun wciąż nie przestaje budzić kontrowersji.
Mało kto jednak wie, że w przeszłości istniało przynajmniej kilkadziesiąt całunów do złudzenia przypominających obecny Całun Turyński. Rozsiane były po Europie od francuskiego Compiegne po włoski Mediolan. Większość z nich zaginęła jednak podczas licznych wojen i kataklizmów, część już w średniowieczu identyfikowano jako falsyfikaty. Oficjalne nauczanie Kościoła nie potwierdza ani nie zaprzecza autentyczności wizerunku, pozostawiając tę kwestię osądowi wiernych. Papieże od stuleci twierdzili bowiem, że ewentualne jednoznaczne wskazanie na fałszerstwo tkaniny nie ma związku z prawdziwością nauczania Chrystusa.
Płótno króla Abgara
Pierwotne źródło informacji na temat pogrzebowego płótna Chrystusa stanowią cztery Ewangelie. Obraz wydarzeń, które przedstawiają, różni się jednak w kilku szczegółach. Tak zwane Ewangelie synoptyczne (Marka, Mateusza i Łukasza) przy opisie pogrzebu Jezusa używają pojęcia sindón (całun). Chronologicznie najstarsza Ewangelia św. Jana wspomina natomiast o płótnach, używając pojęcia othonia. Dodatkowo Jan przy opisie pustego grobu, wspomina jeszcze o chuście (soudarion), o której nie donoszą pozostali ewangeliści.
Wśród wielu badaczy szczególną popularnością cieszy się teoria, która dzieje tkaniny wiąże z Edessą, jednym z pierwszych chrześcijańskich miast na Bliskim Wschodzie (obecnie terytorium Turcji). Wiadomo, że stosunkowo wcześnie chrześcijanie wskutek prześladowań musieli uciekać z Jerozolimy. Być może schronienie znaleźli właśnie w Edessie i tam też mogło trafić płótno, przewożone z miejsca na miejsce niczym najcenniejsza relikwia. Ponadto część historyków wiąże obecność całunu na Bliskim Wschodzie z legendą o korespondencji Jezusa z królem Abgarem. Według Euzebiusza z Cezarei, Abgar cierpiał na trąd i kiedy usłyszał o działalności proroka z Nazaretu, wysłał swego posłańca z prośbą o przybycie Jezusa do Edessy, aby go uzdrowił. Posłaniec króla, Ananiasz, zaprosił Jezusa do Edessy, ale ten odmówił, tłumacząc, że musi być ze swoim ludem. Przekazał natomiast list do Abgara, w którym obiecał wysłać jednego ze swoich uczniów. W licznych wersjach legendy istnieje również zapis o cudownym obliczu Chrystusa, które Jego uczeń przyniósł ze sobą i które uzdrowiło chorego władcę.
Nie ludzką ręką uczyniony
Istnieje jeszcze inna hipoteza, zgodnie z którą płótno ukryte w murach Edessy należy utożsamiać z tkaniną znalezioną w VI wieku i określaną jako mandylion z Edessy. Pierwsze relacje o tej tkaninie przekazuje nam ok. 594 roku wspomniany już Ewargiusz Scholastyk, który pisząc o mandylionie, używa pojęcia acheiropoietos (nie ludzką ręką uczyniony). Kronikarz pod datą 544 r. odnotował cudowne zwycięstwo mieszkańców Edessy nad perskimi najeźdźcami. Według Ewargiusza właśnie wtedy mandylion miałby się odnaleźć w murach miasta i posłużyć jako swoista tarcza przeciwko wojskom Chosroesa I.
Tajemnicza tkanina była przechowywana w mieście do 2. poł. X wieku. Jego przeniesienie do Konstantynopola związane jest z wyprawą wojenną bizantyjskiego dowódcy Jana Kurkuasa na kalifaty arabskie. W kwietniu 944 roku Kurkuas oblegał Edessę i zmusił jej mieszkańców do wydania mandylionu, płacąc władzom arabskim 12 000 drachm w srebrze i uwalniając 200 jeńców. 15 sierpnia 944 roku, w dniu uroczystości Wniebowzięcia Matki Bożej relikwia przybyła do Konstantynopola i trafił do słynnego kościoła Hagia Sophia.
Skarb templariuszy
Zdaniem badaczy z Watykanu, z biegiem czasu płótno przechodziło z rąk do rąk aż „zaopiekował się” nim Zakon Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona. Mowa oczywiście o templariuszach, którzy w XIV wieku zostali oskarżeni o herezję i świętokradztwo, a sam zakon w aurze prześladowań i religijnego skandalu rozwiązano. Barbara Frale, włoska paleograf pracująca w Tajnych Archiwach Watykanu (Archivum Secretum Apostolicum Vaticanum) stwierdziła w „L’Osservatore Romano”, że według jej ustaleń całun zniknął, kiedy podczas IV krucjaty z 1204 roku krzyżowcy zdobyli Konstantynopol.
Skąd takie wnioski badaczki oraz autorki głośnej książki „Templariusze i Całun Chrystusa”? Podczas inwentaryzacji archiwum przypadkiem natknęła się ona na notatkę o młodym Francuzie imieniem Arnaut Sabatier, który wstąpił do zakonu w 1287 roku. Arnaut ujawnił, że podczas obrzędów zaprowadzono go do „tajemniczego miejsca”, tam z kolei pokazano „długie, lniane płótno, przedstawiające odbicie postaci mężczyzny”. Wizerunkowi oddawano cześć. Czy mogło chodzić o całun z Edessy?
Węgierski ślad
Interesującym tropem mogącym świadczyć o silnym oddziaływaniu całunu na sztukę średniowieczną jest XII-wieczny węgierski Manuskrypt Praya, nazwany tak na cześć nowożytnego odkrywcy dzieła. Jedna z miniatur w nim zawartych przedstawia złożenie Chrystusa w grobie, a następnie ukazanie się niewiastom anioła oznajmiającego zmartwychwstanie Jezusa (widoczny jest pusty całun pogrzebowy).
Anonimowy artysta przedstawił nietypowy jodełkowy splot tkaniny, ułożenie ciała Jezusa i niektóre cechy anatomiczne charakterystyczne dla Całunu Turyńskiego. Jedną z nich jest specyficzne cofnięcie kciuka do wnętrza dłoni, spowodowane przebiciem nadgarstków. Płótno na ilustracji posiada identyczny wzór powtarzających się otworów w kształcie litery L, które można znaleźć również na współczesnej tkaninie.
Burzliwe dzieje całunu
Historie te w dużej mierze oparte są na legendach i podaniach ustnych. Niebudząca wątpliwości i potwierdzona w wiarygodnych dokumentach historia całunu zaczyna się dopiero w 1357 roku, kiedy pojawia się on w Szampanii w miejscowości Lirey. Jako własność Joanny de Vergy, wdowy po rycerzu Godfrydzie de Charny, jest obiektem kultu w miejscowym kościele pod nazwą „całun z Lirey”. Żaden dokument nie precyzuje daty nabycia całunu przez rodzinę de Charny, która następnie dodała do swego herbu wyobrażenie całunu oraz postać pielgrzyma.
Całun w swojej udokumentowanej historii wielokrotnie zmieniał miejsce pobytu oraz ocierał się o liczne niebezpieczeństwa. W 1532 w Świętej Kaplicy w Chambéry wybuchł pożar. Całun został uratowany w ostatniej chwili, gdy srebrna skrzynka, w której go przechowywano, zaczęła się topić. Wówczas całun został nadpalony w 48 miejscach. Uszkodzenia zostały naprawione rok później przez klaryski, które wszyły tam trójkątne kawałki płótna.
Liczne cerowania dokonywane z biegiem lat wpłynęły na późniejsze problemy z dokładną datacją radiowęglową. W 1578 roku książęta Sabaudii przenieśli całun do Turynu, który był stolicą ich państwa od 1562. Właśnie z tego powodu, do dzisiaj całun określa się przymiotnikiem „turyński”. Co ciekawe, dopiero ostatni król Włoch w 1983 roku podarował całun papieżowi Janowi Pawłowi II. Do tamtego czasu był on jako zabytek własnością państwa włoskiego. W 1997 roku całun został ponownie uratowany z pożaru katedry w Turynie.
Autentyk czy falsyfikat?
Spośród kilkudziesięciu naukowców zajmujących się badaniem całunu większość przekonana jest o jego autentyczności. Przeciwnicy tej teorii publikują natomiast książki i prace, ale nie zjawiają się na kongresach syndonologów – nauki poświęconej badaniu całunu. 1 września 1978 r. podczas wizyty w Turynie, na krótko przed konklawe, całun oglądał kardynał Karol Wojtyła. Był z nim blisko związany i nie czynił przeszkód w jego badaniu.
W 1988 roku świat obiegła nowina o potwierdzonej badaniem węgla C14 średniowiecznej proweniencji tkaniny. Późniejsze eksperymenty wskazały jednak na możliwość zaburzenia wieku wyznaczanego wspomnianą metodą przez absorpcję radioizotopów w czasie wspomnianego pożaru, który miał miejsce w 1532 roku. Wynik ten mogły również zaburzyć bakterie i grzyby, stanowiące miejscami do 60% masy tkaniny, których nie usunięto w oryginalnym badaniu. Jakkolwiek skrajnie ocenia się autentyczność tej słynnej tkaniny, jedno nie ulega wątpliwości. Tajemnica całunu od dwóch tysięcy lat nie przestaje intrygować.