Hofman pozwany za… zadanie pytania prezydentowi

Hofman pozwany za… zadanie pytania prezydentowi


Kategorie

Jeżeli w demokratycznym państwie polityk opozycji pozywany jest w trybie wyborczym za to, że zadał kandydatowi niewygodne pytanie, to znaczy, że przez słynne „25 lat wolności” byliśmy po prostu w letargu.

Polityka polityką, ale to co się stało w dzisiejszy poniedziałek, jest rzeczą nawet w III RP niebywałą. Kilka dni temu Adam Hofman zapytał w programie „Kropka nad i” u Moniki Olejnik o to, czy w skład komitetu honorowego Bronisława Komorowskiego wchodzi Andrzej Kleszczewski, członek władz SKOK-u Wołomin. Zapytał, ponieważ z różnych źródeł docierała do niego ta, jakby nie było, dosyć niewiarygodna opinia. Niemniej jednak, gdyby informacja się potwierdziła, oznaczałoby to, że wśród osób aktywnie wspierających obecnego prezydenta jest biznesmen z bardzo niejasnymi koneksjami, prawdopodobnie zamieszany  w wielomilionowe defraudacje. Przyznacie Państwo, że to dosyć istotny w kampanii szczegół.

Niestety biorący udział w programie Tomasz Nałęcz, doradca prezydenta, nie znał listy komitetu honorowego, ale jak zapewnił „sprawdzi to”, i da Hofmanowi odpowiedź. Ktoś powie, „insynuacja”. Cóż, o powiązaniach towarzyskich prezydenta z ludźmi ze SKOK-u Wołomin wiadomo nie od dziś, ale samo to oczywiście nikogo nie dyskredytuje. Czym innym byłoby jednak czynienie z podejrzanego swojej przybocznej, „honorowej” gwardii.

Po chwili w studio stało się coś bezprecedensowego. Monika Olejnik prosto do słuchawki dostała cynk z… Pałacu Prezydenckiego. Choć lista członków honorowych nie była nigdzie upubliczniona, poinformowała swoich gości, że osoby o którą pytał Hofman w komitecie po prostu nie ma. Zdziwiony poseł, który skomentował cały incydent w tonie „kontaktu z bazą” dziennikarki TVN, zakończył w takim razie temat i do niego nie wracał.

Już w tym momencie historia to mogłaby posłużyć jako scenariusz pod polityczny kabaret albo sytuację możliwą w jednej z bananowych republik, w których prezydent dyktuje przez telefon dalszy przebieg programu. Tutaj jednak rzecz się nie kończy, a dopiero zaczyna. Co się stało dalej? Temat ucichł?

Nic podobnego. Najwidoczniej urażony samym pytaniem prezydent po prostu pozywał Hofmana. I co interesujące, w trybie wyborczym, chociaż ten nie jest nawet kandydatem. Oczywiście w pierwszej instancji wygrywał, żądając sprostowania przed samymi Faktami TVN. Nie muszę chyba dodawać, że takie sprostowanie kosztuje minimum kilkadziesiąt tys. złotych. Nie o pieniądze tutaj jednak chodzi.

I teraz proszę Was moi mili Państwo o jedną rzecz. Zapomnijmy na chwilę, że to ten śmieszny Hofman co się czołgał po chodniku w Madrycie. Zapomnijmy, że to poseł jakby nie było opozycyjny w stosunku do PO i Komorowskiego. Zastanówmy się po prostu z jaką sytuacją mamy do czynienia.

Człowiek został pozwany i skazany (choć jeszcze nieprawomocnie) za to, że zadał prezydentowi PYTANIE podczas trwania kampanii wyborczej. Pytanie, na które odpowiedzi nie udzielił sztab kandydata, tylko dziennikarka w studio telewizyjnym.

Naprawdę powoli przestaję rozumieć co się w tym państwie dzieje. A może dopiero zaczynam, choć wolałem tego przez długi czas nie widzieć. Chłopak, który przyszedł na wiec Komorowskiego z krzesłem, nadal siedzi w areszcie. Były szef CBA, który tropił łapówkarzy, został skazany na trzy lata więzienia. Polityka opozycji pozywa się za zadanie niewygodnego pytania. O jakiejkolwiek otwartej debacie z obecnym prezydentem nie ma nawet co marzyć, ponieważ mogłaby się skończyć kłótnią. A jak do znudzenia nam się powtarza: tylko zgoda buduje.

Niestety na takie zabawy z demokracją zgody nie ma i być nie może. Oznaczałoby to bowiem, że korzystając z „precedensu Hofmana”, prezydent mógłby pozwać każdego, choćby niewygodnego dla siebie publicystę i błyskawicznie doprowadzić do jego skazania. Kiedy obserwuję z boku podobne historie, mam wrażenie, że przez ostatnie „25 lat wolności” trwaliśmy po prostu w przyjemnym letargu. Niestety rzeczywistość zaczyna uwierać. Może pora się wreszcie obudzić?