Czy można żyć bez mózgu? Terlikowski ostro o decyzji Angeliny Jolie
Ciekawe czy Tomasz Terlikowski wie, że istnieje coś takiego jak przekroczenie granic absurdu. I pytanie, kiedy wreszcie zorientuje się, że swoimi wypowiedziami wystawia najgorsze świadectwo nie tylko chrześcijaństwu, ale przede wszystkim zdrowemu rozsądkowi.
Ponad dwa lata temu pół świata żyło wiadomością o radykalnym zabiegu, któremu w obawie przez wystąpieniem raka poddała się słynna aktorka, Angelina Jolie. Choć chora nie była, z pełną świadomością i po licznych konsultacjach medycznych zdecydowała się na usunięcie obu piersi. Dyskusja, która wtedy przetoczyła się przez media, do tej pory budzi mój niesmak z dwóch powodów.
Po pierwsze, wielu publicystów pozwoliło sobie na pełne ignorancji uwagi, porównując decyzje Jolie, u której określono niemal 90% prawdopodobieństwo wystąpienia nowotworu, do gwiazd, które bawią się swoim ciałem na operacjach plastycznych. Po drugie, ta bardziej prawicowa część polskich mediów (choć naturalnie nie cała), uznała decyzję aktorki za wątpliwą z etycznego punktu widzenia. Skoro Pan Bóg daje zdrowe ciało, należy je bezwzględnie szanować. A „potencjalne choroby” to żaden argument na ingerencję w jego integralność. W atakach tych przodowali Łukasz Warzecha i Tomasz Terlikowski. Dziś, kiedy wiemy już, że Jolie dokonała również profilaktycznej operacji usunięcia jajników i jajowodów, nie musieliśmy długo czekać na reaktywację tamtego sporu. Niestety, tym razem na jeszcze niższym poziomie.
Kiedy o tym myślę, „niski poziom” w kontekście komentarza, który na swoim Facebooku zamieścił Tomasz Terlikowski, zakrawa na eufemizm. „Ciekawe, czy Angelina Jolie wie, że istnieje też rak mózgu… I pytanie, kiedy jej mąż wyrazi radość, że w celu wiecznego życia żona prewencyjnie dokonała amputacji mózgu?” – zapytał redaktor. Aż prosi się w tym miejscu, aby odbić piłeczkę, dlatego pozwolę sobie na odrobinę prywaty i również zapytam; Panie Tomaszu, a czy Pan wie, że istnieje taka pożyteczna funkcja mózgu jak myślenie, zanim się coś napisze? Czy Pan rozumie, że takimi słowami robi Pan krzywdę nie tylko postrzeganiu w Polsce chrześcijaństwa, ale przede wszystkim zdrowemu rozsądkowi? Ba, nawet to wszystko mało ważne w kontekście istotniejszym – świadomości opcji, które każda kobieta z medycznego punktu widzenia mieć powinna.
Kiedy po pierwszym zabiegu Angeliny Jolie rozmawiałem na ten temat z dr hab. Tomaszem Byrskim, specjalistą onkologii klinicznej z Katedry Onkologii Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie, powiedział mi on o pewnej rzeczy, której samozwańczy eksperci medyczni najwidoczniej nie rozumieją. Po pierwsze, „dzięki profilaktycznej obustronnej mastektomii obniżamy ryzyko zachorowania na raka piersi z 50-70 proc. do 1 proc.”. Jak podkreślił doktor, jest to najskuteczniejsza metoda zapobiegania chorobie u nosicielek genu BRCA1, dodając przy tym, że „najczęściej decyzję o takim zabiegu podejmują kobiety, u których w rodzinie najbliższe osoby chorowały na raka piersi. Były świadkami często bardzo obciążającego leczenia onkologicznego, a nierzadko i zgonów osób najbliższych. Często wspieramy te pacjentki w podjęciu takiej decyzji, mając na uwadze wysoką skuteczność tego postępowania”. To są słowa lekarza, który widział jakimi konsekwencjami kończy się pozostawienie swojego życia i zdrowia przypadkowi. Myślenie kategoriami „może zachoruję, może nie” jest po prostu nieodpowiedzialne.
Po drugie, i co kluczowe w wypadku ostatniej amputacji amerykańskiej aktorki, „(…) wykrycie wczesnego raka jajnika (u nosicielek mutacji BRCA1 ryzyko zachorowania na raka jajnika wynosi około 40 proc.) jest często niemożliwe, w przeciwieństwie do raka piersi, którego wykrywamy we wczesnych stopniach zaawansowania dzięki badaniu rezonansem magnetycznym” – podkreślił dr Byrski.
Rozumiecie Państwo? Czy Pan to rozumie, Panie Tomaszu? Angelina Jolie wychowuje szóstkę dzieci, angażuje się w działalność charytatywną, na własne oczy widziała, jak na raka w męczarniach umierają najważniejsze kobiety jej życia. Czy według Pana powinna postawić wszystko na jedną kartę i liczyć, że jak w rosyjskiej ruletce, uda się wylosować od życia pustą komorę?
Bardzo celnie jeden z internautów dopytał na Facebooku redaktora Terlikowskiego o przypadek, w którym gangrena zaatakuje naszą nogę. Czy również wtedy, powinniśmy zwlekać z amputacją aż zaatakuje resztę ciała? „Jej nie zaatakowała choroba. Ona amputowała sobie jajniki prewencyjnie. I posługując się tym przykładem, to tak, jakbym z obawy przed możliwą gangreną obciął sobie nogę, kiedy była ona zupełnie zdrowa. Tak właśnie zachowała się Angelina Jolie” – odpisał wykształcony przecież człowiek. Uczulam więc, że w organizmie aktorki wykryto podwyższony poziom markerów nowotworowych, co oznacza, że niestety, „gangrena” już się zaczęła. Zakładam, że tego publicysta po prostu nie wie, inaczej udowodniłby, że faktycznie „można żyć bez mózgu”. Co znamienne, w charakterystycznym dla siebie stylu Terlikowskiego go m.in. Rafał Ziemkiewicz, kolejny raz udowadniając przy tym, że picie i używanie Twittera nie idzie ze sobą w parze. Zostawmy jednak złośliwości na boku, choć porażające jest, że w swoich poglądach naczelny Telewizji Republika nie pozostał odosobniony.
Dlaczego o tym wszystkim piszę? Ponieważ jestem przekonany, że w tej sprawie nie można milczeć. Nie można siedzieć cicho, kiedy człowiek uznawany za opiniotwórczego, swoją hipokryzją nie tylko razi po oczach, ale po prostu szkodzi sprawie i utwierdza w błędnym przekonaniu innych. A gra idzie nie tylko o świadomość wyboru, ale przede wszystkim usunięcie piętna z podejmowania decyzji, którą rozumieją jedynie kobiety, stające w obliczu jej podjęcia. Nie życzę Tomaszowi Terlikowskiemu, aby kiedykolwiek musiał znaleźć się w podobnym położeniu i samodzielnie dokonać podobnego wyboru. Obawiam się, że wtedy jego radykalizm mógłby stopnieć jak po bruderszafcie na kanapie u Kuby Wojewódzkiego. A to byłoby po ludzku smutniejsze niż środowiskowe spory.