Krzesłem w prezydenta, czyli zamach, którego nie było
Wyobraźcie sobie Państwo, że kilka lat – ba, kilka miesięcy temu napisałbym, że prezydenta RP można znieważyć przynosząc na jeden z jego wieców zwykłe… krzesło.
Krzesło niezgody
Bez kontekstu, co tu dużo mówić, absurd. Ale nawet z nim, aby poczuć zniewagę trzeba by przed samym sobą przyznać, że coś na wyjeździe do Japonii Bronisławowi Komorowskiemu nie wyszło. Skoro jednak Kancelaria Prezydenta w oficjalnym oświadczeniu zaprzeczyła, jakoby wchodził on na fotel ustawiony za mównicą w japońskim parlamencie, sięgnięto po inne środki. W końcu trudno oficjalnie się obrażać za coś, czego się (oficjalnie) nie zrobiło.
Jak zatem utrzeć nosa młokosowi od Korwina, który jawnie „zakpił” w Krakowie z głowy państwa? Trzeba posunąć się do stworzenia takiej wersji wydarzeń, która będzie bardziej absurdalna od oryginału. Ludzie bowiem ze swojej natury za bliższe prawdy uznają rzeczy zmyślone i poparte autorytetem, od tych, które faktycznie się wydarzyły. Warto, choćby dla gorzkiej satysfakcji podejrzenia zaplecza politycznych rozgrywek, rozłożyć tą prostą przecież historię na czynniki pierwsze. W końcu jak mawiał Lec: „Kłamstwo nie różni się niczym od prawdy, prócz tego, że nią nie jest”.
Jak było?
Na wiec podczas kampanii prezydenckiej Bronisława Komorowskiego przyszedł młody sympatyk partii Janusza Korwina Mikke. Stojąc w tłumie ludzi z uniesionym w jednej ręce krzesłem – jak sam twierdzi w wywiadzie, którego udzielił przed zatrzymaniem – chciał w ten sposób urządzić happening polityczny. Jego zdaniem postawa Prezydenta RP w Japonii przynosi wstyd krajowi, który reprezentuje. Przyznaję, forma happeningu mało wyszukana, ale nadal mieszcząca się w obrębie wolności słowa. Do granic przesady hołubionej przecież po zamachach islamskich na redakcję Charlie Hebdo. Chyba, że nagle zapomnieliśmy kto i jak wyraźnie wypisywał, że jest Charlie.
Co nam powiedziano?
Kiedy usłyszałem o zatrzymaniu tego człowieka, odruchowo zakpiłem przy znajomych w pracy, że jak znam życie, zrobią z niego zamachowca. Zaniemówiłem, kiedy po kilku godzinach okazało się, że moja znajomość egzystencji i jej ciemnych zakamarków jest większa, niż byłem skłonny sądzić. – Według ustaleń policji celem działania mężczyzny było uderzenie, rzucenie krzesłem w pana prezydenta – powiedziała portalowi niezalezna.pl Elżbieta Znachowska z biura prasowe komendy wojewódzkiej policji w Krakowie. Kiedy już po przewiezieniu na komisariat okazało się, że podejrzany należy do jednej z grup „krakowskich pseudokibiców”, władza i część mediów miały wyjaśnienie podane jak na talerzu. Zamiast pisać o dyplomatycznych wpadkach Komorowskiego, w świat poszła skrojona na miarę narracja: „Policja zatrzymała krakowskiego pseudokibica, który usiłował rzucić krzesłem w prezydenta”.
„Jaki prezydent, taki zamach”?
Co z tego, że z kilku metrów jedną ręką nie da się rzucić krzesłem. Kto by się przejmował, że sam „winny” się wypiera, skoro wg. policji na komisariacie nagle zmienił zeznania. To nieistotny detal, że kontekst sytuacyjny każe go określać raczej jako członka młodzieżówki partii KORWIN, a nie pseudokibica. Ważne, że komentując incydenty z Nowego Targu i Krakowa Bronisław Komorowski mógł je wykorzystać do swojej kampanii, prowadzonej pod znajomo brzmiącym hasłem o zgodzie, która buduje. – Świetna ilustracja tego, co nam wszystkim grozi w Polsce. Mówię o braku zgody i awanturnictwie. W zasadzie powinienem im podziękować, bo na tle awantury urządzonej przez ekstremistów widać jeszcze bardziej, że zgoda to hasło, które służy Polsce – powiedział polityk.
Jeśli mam być szczery, prezydent powinien podziękować w pierwszej kolejności policji. W końcu spisała się na medal. Krzesło – było. Wymachiwanie – było. Kibicuje Wiśle albo Cracovii – odhaczone. Wyśmiewa Komorowskiego – zgadza się. Politowanie może budzić tylko fakt, że przy montowaniu całej tej misternej konstrukcji ktoś nie zwrócił uwagi na to, że jak w krzywym zwierciadle odbija ona słowa Bronisława Komorowskiego, wypowiedziane po ostrzelaniu kolumny samochodów z Lechem Kaczyńskim w Gruzji w 2008 roku. „Jaki prezydent, taki zamach”. To wszystko byłoby nawet po orwellowsku zabawne, gdyby nie drobny szczegół. Oskarżonemu chłopakowi z krzesłem grozi do pięciu lat więzienia. Niech to będzie ostrzeżenie dla nas wszystkich. Kto podniesie krzesło na władzę, temu to krzesło… i tak dalej.
fot. Stanisław Rozpędzik