Burke i Hare – seryjni mordercy „w służbie” nauki
Mordowali dla pieniędzy. Nie czerpali ich jednak z okradania swoich ofiar. Najzwyczajniej w świecie… sprzedawali ich zwłoki.
Choć Edynburg przez stulecia nazywany był „Starym Kopciuchem”, w XIX wieku przeżywał prawdziwy rozkwit. Korzystając z dobrodziejstw rewolucji przemysłowej, miasto ze ściśniętego i zatłoczonego centrum zaczęło wychodzić poza mury obronne. Powstawały szkoły, uniwersytety, nowe szpitale i fabryki. Obietnica bogactwa i rozwój nauki ściągała do szkockiej metropolii nie tylko studentów i inżynierów, ale również wielu ubogich imigrantów, którzy przyjeżdżali z Irlandii, cierpiącej wtedy na klęskę głodu. Taką drogą przywędrowali do Edynburga również William Burke i William Hare – najgroźniejsi mordercy w dziejach miasta. W jakimś sensie ich historia zaczęła się właśnie w cieniu naukowej rewolucji.
Dług spłacony po śmierci
Wiliam Burke był niskim, przystojnym i budzącym sympatię mężczyzną. Urodził się w roku 1792 w niewielkim irlandzkim mieście Urney. Niewiele wiadomo natomiast o Williamie Hare, którego opisywano jako człowieka opryskliwego, o niskim ilorazie inteligencji. Pech chciał, że tych dwóch, pozornie nie mających nic ze sobą wspólnego mężczyzn, los związał w 1827 r., kiedy Burke wraz ze swoją żoną wynajęli pokój w pensjonacie prowadzonym przez małżeństwo Hare’ów. Ponieważ obaj lubili wypić, szybko znaleźli wspólny język. W przeciwieństwie do Burke’a, Hare miał w przeszłości kilka incydentów, w których po alkoholu ewidentnie tracił nad sobą kontrolę. Być może jeszcze zanim się poznali, już dokonał pierwszego morderstwa. Tłumaczyłoby to nagłe zniknięcie pierwszego męża jego małżonki, który zostawił w spadku sporej wielkości pensjonat – miejsce, w którym dokonała się większość z ich zbrodni.
Jak później tłumaczył przed sądem Burke, obaj mężczyźni zaczęli zabijać przez przypadek. Według jego obszernych i szczegółowych zeznań, na pomysł sprzedawania zwłok wpadli w momencie, w którym jeden z lokatorów wynajmujących mieszkanie u Hare’ów zmarł, zanim spłacił zaciągnięty wcześniej dług. Kiedy właściciel pensjonatu poprosił Burke’a o radę, ten przypomniał sobie, że rozwijające się uniwersytety medyczne nieustannie zmagają się z problemem niewystarczającej liczby zwłok potrzebnych do przeprowadzenia sekcji podczas zajęć akademickich. Lekarze byli tak zdesperowani, że za każde dostarczone ciało płacili od ręki i w większości przypadków nie pytali o jego pochodzenie. Tak też pomysł na pośmiertną spłatę długu wprowadzono w życie, a ciało dawnego lokatora odkopano po pogrzebie i wyjęte z trumny zaniesiono do Królewskiego College’u Chirurgicznego. Dr Knox, do którego trafiły zwłoki, zgodnie z przewidywaniami wyjął pieniądze na stół, nie wnikając gdzie dwóch dobrze ubranych mężczyzn znalazło świeże jeszcze ciało.
Bez skrupułów
Zachęceni łatwym zarobkiem, Burke i Hary czekali na kolejną okazję. A ta nadarzyła się niedługo później, kiedy jeden z bardziej wiekowych lokatorów pensjonatu umierał na gruźlicę. Ponieważ Hare obawiał się, iż odstraszy on klientów, postanowił zakończyć cierpienia starca dusząc go we śnie poduszką. Ciało ponownie zaniesiono do dra Knox’a, który zapłacił za nie 10 funtów. W owych czasach kwota ta była niebagatelna. W taki sposób rozpoczął się ich mroczny biznes. Swoje kolejne ofiary na przemian dusili we śnie, albo zapraszali do hotelu, upijali mocnym alkoholem i dopiero wtedy pozbawiali życia. W końcu zwłoki miały być w jak najlepszej kondycji, bo tylko za takie chirurdzy byli gotowi zapłacić pełną kwotę.
Raz na jakiś czas zaplanowane zbrodnie wymykały się jednak spod kontroli. Szczególnie dwa morderstwa, opisane przez Burke’a na procesie sprawiły, że gdyby nie liczna obstawa policji, oskarżeni zostaliby rozszarpani jeszcze na sali rozpraw. Podobnie jak wcześniejsze zabójstwa, również te wydarzyły się w jednym z mieszkań wynajmowanego u Hare’a pensjonatu. Mężczyźni od dłuższego czasu obserwowali starszą kobietę, która narzekając na kłopoty ze zdrowiem, zażywała silne leki. Niestety, opiekowała się ona również 12-letnim, lekko upośledzonym chłopcem, którego zamierzano oszczędzić. Plan okazał się jednak za prosty: kiedy kobieta wyszła, dosypano do butelki z alkoholem całą zawartość fiolki z lekami, licząc że same „załatwią sprawę”. Niestety, kobieta niespodziewanie wróciła z dzieckiem do pokoju, zastała krzątającego się tam Burke’a i Hare’a. Ci oczywiście jakoś się wytłumaczyli, ale ze swoich planów rezygnować nie zamierzali, namawiając ją na odrobinę koniaku. Kiedy poczuła się gorzej, poprosiła mężczyzn o wyjście, ci jednak – sami już nieco pijani – rzucili się na staruszkę. Kiedy Hare dusił kobietę, Burke za wszelką cenę starał się uciszyć krzyczącego chłopca, którego rozłożył na swoich kolanach, aby następnie złamać mu kręgosłup. Według zeznań, długo jeszcze nie mógł zapomnieć wykrzywionej twarzy dziecka.
Ponieważ przygotowane wcześniej trumny okazały się za małe, oba ciała umieszczono w beczkach po śledziach, które następnie załadowano na powóz ciągnięty przez konia Hare’a. Niestety Plac Chirurgów, gdzie mordercy umówili się z dr Knoxem był na wysokim wzgórzu, a zbyt obciążony koń odmówił posłuszeństwa. Beczki mężczyźni dotoczyli ręcznie, ale po powrocie Hare wyładował gniew na zwierzęciu, które zastrzelił na dziedzińcu swojej posiadłości.
Rycina przedstawiająca W. Burke’a i podejrzewaną o współudział w zbrodniach Helen M’Dougal
Na gorącym uczynku
Nawet to doświadczenie nie przygasiło ich rządy zysku. Przy kolejnych ofiarach starali się zachowywać ostrożniej. Szukali samotnych prostytutek, osób, które dałyby się zwabić do mieszkania, a następnie upić na umór. Przyszedł jednak moment, w którym mordercy, ewidentnie oszołomieni swoją bezkarnością, zaczęli popełniać błędy.
Najpierw Burke zamordował kuzynkę swojej żony, prowokując niewygodne pytania o jej nagłe zniknięcie ze strony rodziny. Później wraz z Hare’m skręcili kark „Głuchemu Jamiemu”, młodemu żebrakowi, który błąkał się po ulicach Edynburga, kojarzony przez tamtejszych mieszkańców. Ponieważ jeden ze studentów dr Knoxa rozpoznał chłopaka, działalność dwójki morderców zaczęła być kłopotliwa nawet dla chirurga. Nieustannie odurzeni alkoholem, z czasem zaczęli zabijać bez żadnego przygotowania. Scenariusz ten wydarzył się przy ostatniej, 16. ofierze, której ciało 31 października 1828 roku odkryli inni lokatorzy pensjonatu Hare’a, zaniepokojeni nocną szamotaniną. Seria morderstw dwójki wspólników dobiegła końca.
Choć policja na gorącym uczynku złapała ich tylko na jednym morderstwie, przewidywano, że mogła być to ostatnia ofiara z długiej serii przestępstw. Ponieważ jednogłośnie rozstrzygnięto, że to inteligentniejszy Burke był głową całego procederu, w zamian za obietnicę wolności, skłoniono Hare’a do przedstawienia historii krok po kroku oraz zidentyfikowania wszystkich ofiar. Proces stał się z miejsca głośny nie tylko w Edynburgu, ale również w całej Szkocji. Wobec jednoznacznych dowodów zbrodni, William Burke został skazany na karę śmierci. Publiczna egzekucja odbyła się w centrum miasta, a zgodnie z relacjami, przyglądało się jej ponad 30 tys. gapiów. Niektórzy gotowi byli zapłacić duże pieniądze za miejsce w oknie, z którego widać było przebieg egzekucji.
Kto mieczem wojuje…
Jak na ironię, zgodnie z wyrokiem sądu ciało Burke’a już po powieszeniu, zostało przeznaczone na otwarty pokaz sekcji zwłok, przeprowadzony w murach tej samej uczelni, do której trafiały ich ofiary. Jak głosi legenda, ze skóry mężczyzny sporządzono portfele, które sprzedawano na ulicach Edynburga, a profesor przeprowadzający zabieg na sam koniec umoczył pióro w jego krwi i napisał na akcie zgonu: „Oto krew Williama Burke’a, powieszonego za swoje zbrodnie, pobrana z jego głowy”. Pomimo powszechnego publicznego niezadowolenia, małżonki morderców oraz samego Hare’a, wypuszczono po wszystkim na wolność, a skupujący zwłoki lekarz został oczyszczony z zarzutów. Mieszkańcy Edynburga nie potrafili jednak zapomnieć wyrządzonych krzywd i każda z tych osób z czasem musiała budować swoją przyszłość gdzie indziej. Hare najprawdopodobniej rozstał się z żoną i zakończył żywot jako żebrak w Londynie. Małżonka Burke’a po licznych perturbacjach osiadła natomiast w Australii.
Lalki w trumnach odnalezione zaraz po złapanie zabójców. Źródło: www.atlasobscura.com
Historia najgroźniejszych seryjnych morderców w historii Szkocji nie kończy się jednak w tym miejscu. Niedługo po głośnym procesie mały chłopiec, który bawił się w jednej z jaskiń znajdujących się na wzgórzach Edynburga, odnalazł coś niepokojącego. W jednej z szczelin jaskini znajdowało się bowiem 17 drewnianych trumienek, a w nich 17 wykonanych ze starannością niewielkich lalek. Niemal od razu powiązano ten fakt ze zbrodniami znienawidzonego duetu, ponieważ również cechy charakterystyczne lalek przypominały zamordowane wcześniej osoby. Przeprowadzone współcześnie badania DNA nie potwierdziły jednak żadnych śladów, które mogłyby wskazywać na jednego z dwóch mężczyzn. Obecnie osiem z 17 lalek znajduje się w Narodowym Muzeum Szkocji, gdzie można je oglądać na stałej wystawie. Kto je stworzył i w jaki sposób powiązane są z faktycznymi ofiarami, do dziś pozostaje tajemnicą.
Artykuł mojego autorstwa opublikowany pierwotnie w portalu Onet.pl (http://ciekawe.onet.pl/historia/burke-i-hare-seryjni-mordercy-w-sluzbie-nauki,1,5577384,artykul.html)