Historia, która nie może się powtórzyć
Wojna i polityka, szczególnie opisywane z perspektywy czasu, zawsze mają w sobie coś schizofrenicznego. Subtelny język traktatów i ich brutalna egzekucja, powaga międzynarodowych sojuszy i bezwstydne umywanie rąk, humanitarne konwencje i rzeź – czyniona odwiecznym „prawem zwycięzcy”. Wszystkie te rzeczy, jak w soczewce, skupiły się na ziemiach polskich w feralnych dniach 1939 roku. I jeśli zdrada może mieć jakąś datę graniczną, był to bez wątpienia 17 września.
Dziwna wojna
Do tamtego czasu Rosja Sowiecka jeszcze przyglądała się z boku na rozwój wypadków. A te, nie bez powodu już przez współczesnych nazywane były „drôle de guerre”, czyli dziwną, albo dosłownie – udawaną wojną. Zwycięska Francja, która zgodnie z traktatem sojuszniczym powinna otworzyć drugi front i zalać piechotą ziemie nieprzyjaciela, chimerycznie rozmieszczały wojska na granicy z III Rzeszą. Imperialna Anglia natomiast, zamiast wysłać eskadry bombowców roznoszących w pył fabryki zbrojeniowe, rozrzucała po niemieckich miastach propagandowe świstki. Wystarczy spojrzeć na zdjęcia tłumu warszawiaków wiwatujących na cześć aliantów, który wypowiedzieli Hitlerowi wojnę, aby zrozumieć skale wiązanych z tym nadziei i późniejszą, absolutną frustrację.
Jak krótkowzroczne było myślenie państw zachodnich, pokazał następny rok. Schowani za Linia Maginota, która okazała się linią pozorów, Francja skapitulowała, broniąc się jedynie kilka dni dłużej od walczącej na dwa fronty Polski. Wtedy jednak na refleksje było już za późno.
„Przyjacielskie porozumienie”
W jakimś sensie trudno się dziwić, że, obserwując nieudolność zachodu, ZSRR postanowiło podzielić łupy. Bez ostrzeżenia, łamiąc polsko-sowiecki pakt o nieagresji Armia Czerwona wkroczyła na teren RP, realizując postanowienia podpisanego 23 sierpnia paktu Ribbentrop-Mołotow. Jego tajny, dodatkowy protokół głosił: „Kwestia, czy w obopólnym interesie będzie pożądane utrzymanie niezależnego Państwa Polskiego i jakie będą granice tego państwa, będzie mogła być ostatecznie wyjaśniona tylko w toku dalszych wydarzeń politycznych. W każdym razie oba rządy rozstrzygną tę kwestię na drodze przyjaznego porozumienia”.
Dla wykrwawiającej się wtedy polskiej armii, to „przyjazne porozumienie” dwóch totalitaryzmów było ciosem w plecy, który przesądził o losach kampanii wrześniowej. Przez cały okres PRL nie można było o tym fakcie nawet wspomnieć. Dzisiaj, kiedy w stolicy toczy się ideologiczny spór o miejsce pomnika Czterech Śpiących, wracają dawne pytania. Jak się w tym wszystkim nie pogubić? Sojusznicy, którzy z karabinem u nogi obserwują bieg wypadków i armia, która dokonując rozbioru Rzeczypospolitej, dwa lata później będzie już dla nas „bratnia” i od zawsze antyfaszystowska. Jest coś przerażającego w fakcie, że nadal znajdują się w naszym państwie wysoko postawieni politycy, którzy gotowi są tego wymuszonego braterstwa bronić.
II wojna a mama Madzi
Im dłużej o tym myślę, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że dzisiejsza rocznica powinna być dla nas najdroższą lekcją historii, o której nigdy nie wolno nam zapomnieć. Tym bardziej, że im dalej od 1939 roku, tym czas ten zdaje się coraz bardziej rozmywać. Kiedy w Faktach TVN pierwszego września poświęcono półtorej minuty na relacjonowanie procesu „mamy Madzi”, wspomnienie o rocznicy II wojny światowej zmieściło się w kilkunastu sekundach. Ot tak, pobocznie. Choć zdanie to zakrawa na truizm, faktycznie historia lubi się powtarzać. Naszym zdaniem natomiast jest zrobić wszystko, aby nigdy się nie powtórzyła. Niestety dziś beztrosko popełniamy te same błędy. Relatywizujemy przeszłość i opieramy nasze nadzieje na sojusznikach. Staramy się „nie zaogniać stosunków”, obcinając jednocześnie wydatki na armię.
Choć 1 i 17 września 1939 roku jest dla Polaków datą symboliczną, dla wielu narodów stanowi ona tylko preludium do wojny. W Wielkiej Brytanii, „rozpoczęła” się ona w 1940, w USA i Rosji, w 1941 roku. Prawda niestety nie jest krzykliwa, ale jako Rzeczpospolita mamy moralny obowiązek głosić ją donośnie i bez zawahania. 74 lata temu Niemcy (III Rzesza), a później Rosja (ZSRR) przy biernej postawie zachodnich sojuszników najechały i rozgrabiły nasz kraj. Nikt na wojnie nie poniósł takich strat jak Polska i nic dziwnego, że w interesie Francji, Wielkiej Brytanii czy Niemiec nie leży opowiadanie o historii tak, jak ona naprawdę się potoczyła. Wojnę można było zakończyć w 1939 roku. Kampanii wrześniowej nie przegraliśmy tylko z powodu niewystarczającego przygotowania militarnego, ale poprzez brak solidarności i zaborcze instynkty sąsiadów. Chwała bohaterom września.