Lekcja Jarosława Gowina
Czekaliśmy, napięcie narastało, były kolejne „kontrowersyjne” wypowiedzi, „spotkania dyscyplinujące” z premierem Tuskiem, a na koniec, zapadła decyzja o dymisji ministra sprawiedliwości. Z ulgą odetchnęła lewica i postępowi celebryci – bez Gowina jesteśmy jedną nogą w Europie!
„No to pa – te trzy słowa zbliżają Polskę do XXI wieku” – napisał Kuba Wojewódzki przy zdjęciu byłego już ministra z Krakowa. W podobnym tonie wypowiedzieli się inni znani i lubiani. Dla środowisk, którym nie po drodze było z konserwatywnym światopoglądem Gowina, właśnie udanie rozpoczął się długi weekend. Przy grillach, czipsach i sześciopakach, otwarta na świat młodzież weźmie głęboki oddech. W sumie wszystko poszło zgodnie z planem. Jak zapewnił premier, powody odwołania Jarosława Gowina bynajmniej nie były natury ideowej. Ot, zabrnął on w niepotrzebne insynuacje o handlu zarodkami, źle się wytłumaczył, a by nie psuć naszych kryształowych relacji z zachodnim sąsiadem – musiał zapłacić za to własnym stanowiskiem.
– Uprzedzałem ministra Gowina, że w jego rękach jest zdolność panowania nad własną ekspresją. Jest rzeczą ważną, żeby rząd – a także PO – żebyśmy nie mieli radykalnych przechyłów i kontrowersji związanych z poglądami – zapewnił Donald Tusk. Niestety Polska to taki dziwny statek, który nawet podczas sztormów, buja się tylko na prawo. Przecież ustawa o związkach partnerskich to samo serce centrum, nieprzyklękanie przed biskupami to środek poziomicy światopoglądowej, a rząd jak jeden mąż stoi na straży spokoju i ciepłej wody w kranie.
Przy okazji odwołania ministra sprawiedliwości Donald Tusk pokazał, że nie obca jest mu filozofia władzy. – To jest kwestia talentu i samodyscypliny – na ile mogę pozostać wierny swoim poglądom, będąc w partii wielonurtowej? – zapytał retorycznie szef PO. Niestety, jego zdaniem Jarosław Gowin nie umiał wytrwać w takiej wewnętrznej dyscyplinie. Nie był wystarczająco bezkonfliktowy, w zbyt wielkim stopniu miał własne zdanie, a przecież, jak każdy wykształcony politolog wie, wewnętrzna dynamika partii rządzącej na tym polega, aby nie wychylać głów przed szereg. Te bowiem, jak uczy historia, często tracą później swoich właścicieli.
Lekcja Gowina na długo zapadnie w pamięć każdemu, kto ośmieli się mieć w Platformie zbyt wyraziste poglądy. Przecież, jeśli zgodnie ze słowami premiera w decyzji tej nie chodziło o spory światopoglądowe, dlaczego „kluczem kompetencyjnym” nie pozbyto się do tej pory ministra Arłukowicza, „ministry” Muchy i dramatycznie miernej pani Szumilas?
Wybór Marka Biernackiego na stanowisko następny Gowina słabo tuszuje prawdziwe intencje premiera. Niby Biernacki również konserwa, z byłego AWS, ale jednak od zawsze przyjaciel i towarzysz Tuska. A na takich można liczyć, że zanim coś pomyślą – przepraszam – powiedzą, najpierw zapytają szefa. I wcale nie dlatego, że nie mają własnego zdania. Jak pisał Sun Zi w „Sztuce wojny”, nic nie dyscyplinuje bardziej niż publiczna egzekucja marudera.
Tusk wie, że przegrał prawicę, a to, co naprawdę spędza mu sen z powiek, to nie Smoleńsk i czyhający na każde potknięcie Kaczyński. Do walki o „młodych wykształconych” włączyła się właśnie (jak to strasznie brzmi) postkomunistyczna centrolewica. Być może nie przez przypadek w ten sam dzień Ryszard Kalisz zapowiedział utworzenie swojej inicjatywy „Dom wszystkich: Polska”, która razem z Europą Plus ruszy do wyborów do Europarlamentu. Jak szybko wyjaśnił były członek SLD, znany gentleman, fan jaguarów i drogich oprawek – Polska to dom dla wszystkich „najbiedniejszych, wykluczonych, mniejszości seksualnych i mniejszości używkowych”. O tych wszystkich chce walczyć również PO. Cała reszta, z Gowinem na czele to przecież mniejszość, która chciała żyć ponad stan.