„Taśmy prawdy” wracają jak bumerang
Za taśmami z ”Sowy i Przyjaciół” mieli stać sterowani przez środowiska biznesowe kelnerzy-patrioci. ”Knajacki język” podsłuchanych polityków PO miał świadczyć o zepsuciu moralnym i ich mieliznach intelektualnych, na które chadzają, gdy gasną światła kamer. Publikowanie taśm miało być czynem propaństwowym, po dziennikarsku niepokornym i ważny. Ujawnianie ich kolejnych wycinków po latach w aurze sensacji, istotnym elementem rozszyfrowywania układanki personalnej III RP.
I nagle usłyszeliśmy na nich premiera Mateusza Morawieckiego, ówczesnego szefa banku BZ WKB, jak w środowisku platformianych prezesów prowadzi pogawędki towarzysko-polityczne przy carpaccio. I pomieszały się nam porządki. Błyskawicznie za taśmami stanąć mieli Niemcy, którzy poprzez opozycję i szwajcarsko-niemieckie media (Onet), zaplanowały przedwyborczą destabilizację niewygodnej politycznie Zjednoczonej Prawicy. Ich publikacja licować zaczęła ze zdradą racji stanu, a sama konwersacja okrzyknięta mianem odgrzewanego kotleta. Natomiast rzucane tu i ówdzie przekleństwa? Cóż, każdemu z nas się przecież zdarza.
Teraz na drugą nogę, medialną. Publikacja taśm było przestępstwem, skoro zdobyto je ze względu na nielegalny podsłuch. Sam fakt mówienia o nich stanowił granie ”w scenariuszu napisanym cyrylicą” i pomaganie Rosji w obaleniu proeuropejskiego rządu PO-PSL. Kulturalni ludzie mieli się nimi nie zajmować, bo nie ważne co na nich mówiono, ale kto i dlaczego nagrywał.
I nagle ci sami dziennikarze, którzy wtedy głosili takie tezy, chwalą media za nieustępliwą postawę, nieugiętość w ”patrzeniu władzy na ręce”, nie mają problemów z publikacją i generalnie – robią z nagrania Morawieckiego z kolegami drugą Watergate, chociaż wcześniej w redakcji Wprost jakoś ich nie widziałem. Dodatkowo, nie przeszkadza im, że z trzech godzin nagrania, wycięto tylko te fragmenty, które wydały się wobec premiera niekorzystne, a resztę przemilczano.
Jedno się w tym wszystkim zgadza i pozostaje bez zmian, polskie służby jak spały, tak śpią. A taśmami jak ktoś układał polską politykę, tak po latach robi to nadal. Tutaj – niestety – dyktowatość państwa nie uległa zmianie.