Ojciec narodu nie musi płacić alimentów
Mateusz Kijowski na demonstracji pod Sejmem RP, 19 grudnia 2015. Fot. Wikimedia Commons

Ojciec narodu nie musi płacić alimentów


Jacek Żakowski, broniąc Mateusza Kijowskiego, dowiódł, że pierwszą ofiarą wojny o demokrację padła prawda.

Mateusz Kijowski, lider Komitetu Obrony Demokracji, zalega z alimentami na prawie 100 tys. zł. Nie jest to wiadomość nowa, tydzień temu opublikował ją „Super Express”, a sam zainteresowany tłumaczył, że płacić nie mógł, chociaż bardzo chciał. Niestety, siedzi w domu na utrzymaniu drugiej żony, zaangażowanie w sprawy społeczne nie pozwala mu podjąć pracy.

Być może Kijowski został przy tym pierwszym oficjalnie zarejestrowanym w Polsce bezrobotnym informatykiem, złośliwości zastawmy jednak na boku. To już wiemy, zastanawiające natomiast było, jak z „moralnego pata” wybrną środowiska lewicowe i zwolennicy KOD, dla których alimenciarze stanowią oblicze zepsutego, zmaskulinizowanego świata. Jeszcze w kwietniu „Gazeta Wyborcza” pisała, że kto nie płaci na dzieci, dopuszcza się wobec nich i swojej byłej partnerki przemocy. Trudno o bardziej jednoznaczną postawę.

W więzieniu siedzi sporo osób, które od alimentów się uchylały, ponieważ zgodnie z prawem w pewnych okolicznościach jest to zwykłe przestępstwo. Gdyby podobny problem miał poseł PiS albo lider jednej z manifestacji prorządowej, nie mam wątpliwości, że analogiczny argument chwilę później znalazłby się na pierwszej stronie „Newsweeka”, a TVN poświęciłaby mu cały materiał w „Faktach”. Co najmniej tak długi jak źle zaparkowanemu golfowi Kingi Dudy. W końcu obie sprawy są równie istotne, prawda? Zachodziłem zatem w głowę, co zrobi wczorajszy salon, a dzisiejsza opozycja. Jak wykręci kota ogonem, żeby nadal wydawało się, że się do nas uśmiecha.

Najśmielsze oczekiwania przeszedł jednak Jacek Żakowski, który w debatach potrafi zgrywać mędrca, a w publicystyce błazna. Wywiad, którego udzielił w poniedziałek tabloidowi, przeczytałem rano i – słowo honoru – w pierwszym odruchu sądziłem, że to zwykła fałszywka albo jeszcze się porządnie nie obudziłem. Przecież tych słów nie mógł powiedzieć szanujący się intelektualista, ba, żaden rozsądnie myślący człowiek.

Niestety, wszystko, co zawyrokował Żakowski, było jego autoryzowaną refleksją. Według publicysty Kijowski nie płaci, ponieważ to odwieczna cena walki o wolność. Dzieci muszą cierpieć, gdy ojciec stoi na barykadach. W końcu „cmentarze wojenne pełne są bohaterów, których dzieci zapłaciły cenę” – mówi Żakowski. Między wychodzeniem pod Trybunał a walkami w kanałach Warszawy nie ma przecież jakościowej różnicy. I tu, i tam ryzykuje się życie w walce z hitlerowskim okupantem.

Idźmy dalej, bo tylko cytaty oddają autentyczną skalę zawiłości logiki Żakowskiego. Na pytanie, dlaczego ktoś przestaje pracować, skoro zasądzono wobec niego obowiązek alimentacyjny, redaktor odpowiada: „Powiem (…) brutalnie: w Polsce od pokoleń mężczyźni zostawiają kobiety z dziećmi i idą na wojnę. Są takie sytuacje jak Wałęsy”. A dalej: „ (…) jeżeli człowiek decyduje się zapłacić tak ogromną cenę, by zrobić coś dla kraju, jak pan Kijowski, to tym bardziej należy mu się szacunek i uznanie!”. Na replikę dziennikarza, o tym, że stanie z opornikiem pod Trybunałem nie jest wielką ceną, za to dużą cenę płacą dzieci, słyszymy, co następuje: „(…) dla mnie te ckliwe kawałeczki o dzieciach, które pan teraz sprzedaje, są kompletnie nieprzekonujące. Jak moje pokolenie za »Solidarności« siedziało w więzieniach albo pokolenie powstańców tracących życie, to dzieci też płaciły cenę”.

Teraz ja powiem brutalnie. Ten wywiad dla „Super Expressu”, bez względu na zaangażowanie polityczne, to obraza dla rozumu. To śmiech prosto w twarz. Nie ma znaczenia, z jakiej strony mówimy o podobnych sprawach. Kiedy Dorn nie płacił alimentów, media starły go w proch. I słusznie. Osoba publiczna zawsze stoi na świeczniku i zawsze za takie sprawy się jej oberwie.

Oto cena bycia autorytetem moralnym, od wieków ta sama. Teraz dowiadujemy się natomiast, że istnieją sytuacje wyjątkowe, a dzieci muszą przegrać z demokracją. I na nic ckliwe historyjki.

Ciekawe tylko, o jaką demokrację Mateusz Kijowski walczył kilka lat wcześniej, kiedy jeszcze jako zwykły bloger przebierał się w sukienki, chodził na wiece i bronił „praw ojców”. Wtedy też był jak powstaniec warszawski? Cóż, skoro wojna, to wojna, zatem pierwszą ofiarą musiała paść prawda. Ze spokojem czekam teraz na felieton Jacka Żakowskiego: „Obowiązek alimentacyjny przemocą wobec broniących demokrację!”. Bo w końcu paradygmaty się zmieniły. Ot tak, niezauważalnie i po cichu.

 

Felieton pierwotnie ukazał się w „Rzeczpospolitej„.