Fantastyczny Pan Feynman

Fantastyczny Pan Feynman


Kategorie

Richard Feynman jest znany głównie jako laureat Nagrody Nobla. Jego osiągnięcia naukowe są niepodważalne – był twórcą elektrodynamiki kwantowej, brał udział w Projekcie Manhattan oraz odkrył przyczynę katastrofy promu Challenger. W życiu prywatnym również czerpał pełnymi garściami. Grał na bębnach na karnawale w Rio, wystawiał na sprzedaż swoje rysunki i… otwierał sejfy.

Samba w sercu Warszawy

Był środek upalnego lata 1962 roku. Na zaproszenie polskich naukowców do Jabłonnej pod Warszawą zjechały tuzy współczesnej fizyki. Codziennie po skończonych pracach kawalkada geniuszy wracała autokarem do Grand Hotelu. Wśród zaproszonych gości znajdował się Amerykanin Richard Feynman. O wiele bardziej od hotelowych luksusów ciekawiło go nocne życie komunistycznej stolicy. Młodemu magistrowi, który służył mu za przewodnika, kazał się zabrać do najlepszego klubu studenckiego w mieście. Wybór padł na „Hybrydy”. Feynman znalazł miejsce przy barze, zamówił dużego drinka i łowił wzrokiem co ładniejsze dziewczęta. Kiedy zespół przygrywający do tańca zrobił przerwę, ten podbiegł do nich z niecodzienną propozycją. Plan Feynmana był surrealistyczny – nauczyć warszawskich studentów samby. Początkowe opory przełamało kilka wspólnie wypitych na koszt fizyka piw i muzycy zgodzili się, aby Richard zasiadł za perkusją. Nikt nie wiedział, że rok wcześniej twórca elektrodynamiki kwantowej grał na tym instrumencie podczas karnawału w Rio. Z początku nieskładne dźwięki z czasem zaczynały przypominać latynoskie rytmy. Kiedy było już jasne, że muzycy chwycili tempo, Feynman oddał pałeczki i zeskoczył na scenę. Porywając do tańca zaskoczone warszawianki, rozpoczął przyspieszony kurs samby. Dopiero nad ranem Amerykanin wybiegł z klubu, przypominając sobie o wykładzie, który miał wygłosić za kilka godzin. Wtedy jeszcze nie wiedział, że za prowadzone wtedy badania niedługo otrzyma Nagrodę Nobla.

Próżno szukać w historii nauki drugiego takiego jak Feynman. Jego życie to gotowy scenariusz nie tylko na film, ale cały wieloodcinkowy serial. Był urodzonym pragmatykiem, który kpił z filozofów i poetów, jednak z biegiem lat sam potrafił się zadumać nad chaotycznym tańcem atomów w spienionych falach oceanu. Kochał naukę, ale nie cierpiał naukowców, od których bardziej cenił sobie studentów pierwszego roku. Gdziekolwiek się pojawił, skupiał całą uwagę – techniki podrywu stosując jak algorytmy. Jednocześnie popadał w depresję, odcinał się od świata, narzekał na samotność. Jak pośród tylu sprzeczności naszkicować spójny portret człowieka, który w XX wieku (obok Einsteina) wniósł bodaj największy wkład w nasze poznanie wszechświata? Zacznijmy tą historię jeszcze raz, od początku.

Zorza na nocnym niebie

Feynman urodził na przedmieściach Nowego Jorku, w rodzinie żydowskich emigrantów o polsko-rosyjskich korzeniach. Choć niezbyt im się powodziło nie tracili optymizmu – matka potrafiła zarazić syna poczuciem humoru, a ojciec ciekawością świata. Przyszły Noblista pierwsze słowa wypowiedział dopiero w trzecim roku życia, ale z czasem stało się jasne, że błyskawicznie nadrabia zaległości. Jego pokój przypominał warsztat skrzyżowany z amatorskim laboratorium chemicznym. Pasjami rozkręcał wszystkie urządzenia, które nawinęły mu się pod rękę. Eksperymentował z elektrycznością, czytał encyklopedię od A do Z. Dosyć szybko zasłynął w okolicy, jako dzieciak, który za grosze naprawia radia. Kiedyś podirytowany klient zapytał go: „Co ty robisz? Przyszedłeś naprawić radio i chodzisz sobie po pokoju?”. „Myślę” – odpowiedział młody Richard. Po chwili wpadł na rozwiązanie. Mężczyzna był pod takim wrażeniem, że załatwiając mu inne zlecenia za każdym razem powtarzał: „Ten chłopak naprawia radia myśleniem!”.

Nierozwiązane zagadki drażniły go. Od urodzenia odczuwał konieczność logicznego tłumaczenia świata. Być może dlatego w wieku 12 lat obudził swoją młodszą siostrę w środku nocy. Trzymając się za ręce poszli na skraj przedmieścia, gdzie światła miasta nie były już tak widoczne. „Spójrz w górę, to wzbudzone atomy azotu zderzają się i emitują fotony” – powiedział Richard. Ponad ich głowami w różnych odcieniach zieleni jaśniała zorza polarna. Lata mijały a Feynman nie chciał wyrosnąć z miłości do tajemnic, wtykania szpilek i zadawania niewygodnych pytań.

Okres liceum był dla niego pasmem sukcesów i spektakularnych numerów, które wycinał nauczycielom. Na lekcjach matematyki czytał podręczniki uniwersyteckie, testy rozwiązywał w momencie dyktowania pytań, seryjnie wygrywał konkursy, stając się lokalną gwiazdą.

Człowiek orkiestra

Swoją karierę uniwersytecką Feynman rozpoczął na słynnym Massachusetts Institute of Technology. Gdy jego koledzy przerabiali całki, on siedział na kursach dla doktorantów. Do końca studiów zdał wszystkie kursy fizyczne oferowane przez uczelnię. W wolnym czasie z finezją rozwiązywał naukowe spory. Kiedy w akademiku kłócono się o to, czy mocz wypływa z człowieka pod wpływem siły ciężkości, po prostu wysikał się stojąc na głowie i obalił tę tezę.

Tytuł magistra otrzymał w roku wybuchu II wojny światowej, niedługo potem podjął decyzję o pisaniu doktoratu w Princeton. Nie było wtedy lepszego miejsca pod słońcem dla rozwoju nauk ścisłych. Na jego pierwsze seminarium zaciekawieni tematyką przyszli m.in. Pauli, Einstein i von Neumann. Feynman powoli zaczynał obrastać legendą. Jednym z najpraktyczniejszych rezultatów jego nieustającej dociekliwości była interdyscyplinarność. Kiedy chwilowo znużył się przerabianym akurat problemem, natychmiast starał się osiągnąc perfekcję w czymś innym. Obsesyjnie stawiał sobie nowe wyzwania – badał zachowania mrówek, ruchy pantofelków, mutacje wirusów. Może najbardziej zaskakujące w tym wszystkim były sukcesy, które odnosił z jakąś oszałamiającą lekkością. Po kilkumiesięcznych badaniach bakteriofagów został zaproszony na tygodniowy pobyt na Uniwersytecie Harvarda, podczas którego przeprowadził eksperyment asystując Watsonowi – jednemu z odkrywców DNA. „Zawsze tak robię – pisze Noblista w swoich wspomnieniach – angażuję się w coś i sprawdzam, jak daleko zajdę”. Doktorat z fizyki kwantowej ukończył w 1942 roku u wybitnego profesora Johna Wheelera. Młody, niepokorny – był u progu największych sukcesów.

Tajne przez poufne

Kiedy pod koniec 1941 Hitler wypowiedział Ameryce wojnę, uniwersytety zaroiły się od mundurowych, którzy szukali naukowców mogących przesłużyć się ojczyźnie. Choć w tamtych czasach ludzie praktycznie nie wiedzieli, czym zajmował się fizyk (nawet Einstein znany był bardziej jako matematyk), to fizycy właśnie mieli stanowić awangardę jednej z najważniejszych tajnych operacji w dziejach. Oczywiście jak wszędzie, gdzie coś się działo, i tutaj nie mogło zabraknąć Feynmana. W czasie pracy nad doskonaleniem systemów celowniczych artylerii przeciwlotniczej został wtajemniczony przez przyjaciela w plany budowy bomby atomowej. Początkowe wahania fizyka szybko poszły w odstawkę. Feynman wiedział, że Hitler też pracuje nad swoją bombą. Perspektywa ta przekonała go, że trzeba działać z całym zapałem. Tak rozpoczęła się jego przygoda z Projektem Manhattan.

Traktując sprawę niezwykle poważnie, rząd USA wybudował dwa tajne miasta, w których ulokował personel i naukowców pracujących równocześnie nad kilkoma projektami. W jednym z nich zamieszkał Richard Feynman. Ze względu na swój wiek nie był zaangażowany w główne prace teoretyczne, choć doradzał m.in. słynnemu Nielsowi Bohrowi, który cenił go za to, że zawsze mówił prosto z mostu. Zdecydowaną większość czasu Feynman spędzał zarządzając grupą „ludzkich komputerów”, czyli naukowców, którzy przy wsparciu pierwszych maszyn liczących IBM wykonywali arytmetyczną brudną robotę.

Sejfy i Indianie

Miasto na środku pustyni oferowało dyskrecję i spokój przy pracy, ale miało jedną ogromną wadę – wszechogarniającą nudę. Są jednak ludzie, którzy w takich warunkach zamiast gnuśnieć, dają upust swojej kreatywności. To w Los Alamos Feynman stał się słynnym kasiarzem, otwierając sejfy kolegów i zostawiając im złośliwe notki. Doszło nawet do tego, że oficjalnym rozporządzeniem władz ośrodka sekretarki zobowiązane były zmieniać szyfry w miejscach, w których pojawiał się przyszły Noblista. Jedną z ciekawszych metod stosowanych przez Feynmana, była ta zaczerpnięta z tanich „podręczników”. Okazało się, że fizycy nie różnią się w pewnych kwestiach od zwykłych śmiertelników i za kody do zamków służą im często liczby łatwe do zapamiętania. W tym przypadku było to pierwsze sześć cyfr ze znanych stałych matematycznych. Dzięki tym kombinacjom można było uzyskać dostęp do większości tajemnic konstrukcji bomby atomowej.

Innym razem, szukając odskoczni od żmudnych obliczeń, obudziła się w Feynmanie młodzieńcza fascynacja Indianami. Kiedy w jednej z piwnic znalazł porzucony bęben, zabrał się do odgrywania dzikich rytmów. Nie chcąc nikomu przeszkadzać, wychodził do lasu i przy świetle księżyca udawał, że odprawia stare rytuały. Pewnego razu zaintrygowani koledzy, słysząc dochodzące z opodal odgłosy, zakradli się, sądząc, że trafili na egzotyczny spektakl. Po powrocie odpowiedzieli swoim żonom co widzieli, a one odparły – „E, to na pewno Feynman – on lubi grać na bębnach.” – „Nie bądźcie śmieszne” – odrzekli fizycy. – „Nawet Feynman nie jest tak szajbnięty.”

Od latającego talerza, do Nagrody Nobla

Po ukończeniu głównej misji Projektu Manhattan, przyszła pora na powrót do normalnego życia.  Pierwszą posadę profesora Feynman objął na uniwersytecie Cornell w Ithace. Już wtedy było dla niego jasne, że nie może żyć bez studentów. Pomimo sukcesów dydaktycznych tkwił w stanie apatii skrzyżowanej z depresją. „Czas schodził mi w Cornell na przygotowywaniu zajęć i na chodzeniu do biblioteki, gdzie czytałem Baśnie z tysiąca i jednej nocy i gapiłem się na panienki” – pisze. Dobrze płatne oferty z innych ośrodków tylko go przybijały. Do dręczących go po Hiroszimie wyrzutów sumienia doszła pustka po stracie żony, która zmarła na gruźlicę podczas pobytu Feynmana w Los Alamos. Wtedy zagłuszał to pracą, ale kiedy przyszło więcej wolnego czasu, coś w nim pękło. Noblista ożenił się jeszcze dwukrotnie i dochował dwójki dzieci, ale jego prawdziwą miłością zawsze pozostała znana od dziecka Arlene.

Nie wiedząc jak wyjść z patowej sytuacji, Feynman wpadł na pomysł powrotu do korzeni. „Fizyka trochę mnie teraz mierzi, a kiedyś sprawiała radość. Dlaczego sprawiała mi radość? Bo się nią b a w i ł e m”. Autor słynnych podręczników, zaczął od podstaw. Podczas spaceru zainteresował go tor lotu talerza, którym rzucały dzieci. Zaczęło się banalnie – skończyło na Noblu. Próby wyliczenia krzywych ruchu zaprowadziły go ku przemieszczającym się orbitom elektronów w teorii względności. Dalej trop wiódł do równania Diraca, a następnie do elektrodynamiki kwantowej – dziedziny, w której odniósł największe sukcesy. Jak sam wspomina, jego diagramy ułatwiające zapis oddziaływań fizycznych i inne osiągnięcia, za które otrzymał Nagrodę Nobla, wzięły się z dłubania nad wzorem opisującym ruch wirującego talerza!

„Zawsze mamy naszą fizykę”

Podczas jednej z mroźnych zim w Ithace Feynman ugrzązł samochodem w zaspie. Po męczarniach z łańcuchami na koła i rozpaczliwych próbach powrotu na kampus, miarka się przebrała. „Musi być na świecie miejsce, gdzie ludzie nie mają takich problemów”. Następnego dnia przypomniała mu się wizyta na uniwersytecie Calteh w Kalifornii, zadzwonił do znajomego, który dodatkowo kusił go bliskością Las Vegas i barów ze striptizem. Decyzja została podjęta, na następne lata, pomimo niebotycznych sum proponowanych przez inne uczelnie, Richard Feynman związał się z California Institute of Technology. Właśnie tam powstały jego najdonioślejsze teorie, oraz najsłynniejszy na świecie podręcznik do fizyki, który sprzedał się w liczbie ponad 1,5 miliona egzemplarzy.

Feynman nadal był niespokojnym duchem. W trakcie podróży poślubnej rozszyfrował tablice matematyczne Majów i przyczynił się do reformy systemu edukacji w Brazylii. Kiedy czuł, że nauka go nudzi, zbliżał się do sztuki, intensywnie ucząc się rysunku. Nawet w tej dziedzinie odniósł sukces, organizując dwie wystawy i sprzedając liczne prace. Ale to jeszcze nie koniec. W latach siedemdziesiątych w Paryżu do finału międzynarodowego konkursu baletowego dotarł spektakl z zachodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych – zgadnijcie, kto przygrywał na bongosach?

W powszechnej świadomości Amerykanów Feynman bardziej niż z fizyki, znany jest, jako człowiek, który wyjaśnił przyczyny katastrofy promu Challenger. Zmagając się z chorobą nowotworową, ciągle pełen wigoru i świeżego spojrzenia na naukę, noblista obnażył nieprzygotowanie NASA. Tam gdzie zawiodły miliony dolarów i sztaby ekspertów, on sam potrafił wskazać problem używając uszczelki i szklanki z zimną wodą.

Kilka lat przed śmiercią, podczas prywatnej rozmowy z przyjacielem Stephenem Wolframem, Richard Feynman powiedział: „Wiesz, Ty i ja jesteśmy szczęściarzami. Cokolwiek by się nie działo, jak źle by nie było – zawsze mamy naszą fizykę.”