Widmo Dudy nad Paradą Równości
Według zapewnień organizatorów, to była „rekordowa Parada Równości”. Tłumy sympatyków, rodziny z dziećmi, kolorowe platformy i słoneczna pogoda. Być może ze względu na upał, jedna z aktywistek postanowiła wystąpić półnago, na swoim ciele umieszczając manifest: „Śpię z kim chcę”. Jak na ironię losu, nie mogła liczyć na tolerancję w bastionie tolerancji. Choć z parady została wyproszona przez organizatorów, proszę zgadnąć, kogo faktycznie obarczyła winą. Podpowiem – Andrzeja Dudę.
Widmo Andrzeja Dudy unosi się nad Paradą Równości. Widmo konserwatyzmu. Może tak, dosyć ironicznie należałoby skomentować pewien drobny epizod, który w środowiskach feministycznych i „Gazecie Wyborczej”, urósł do miana skandalu obyczajowego. A trzeba przyznać szczerze, wywołanie skandalu na paradzie LGBTQ, to już nie lada wyzwanie.
To nie ciało, to biopolityka
Wszystko rozpoczęło się od tego, że działaczka środowisk homoseksualnych Marta Konarzewska, naturalnie ekspertka w kwestii gender i „krytyczka literacka”, Paradę Równości pomyliła z Marszem Szmat. Przyszła zatem, na „rodzinną i wesołą” przecież imprezę półnaga, wokół pępka malując tęczę, a na klatce piersiowej umieszczając ambitny manifest: „Śpię z kim chcę”. Jak żaliła się później w wywiadzie dla „Codziennika Feministycznego”, ktoś jej performersu wśród organizatorów najwyraźniej nie zrozumiał i do niego nie dorósł. „To był manifest z rejonów biopolityki, nie striptiz. Zresztą, miałam zasłonięte sutki” – powiedziała. „Policja nie miała nic przeciwko, bo zgodnie z prawem było to obyczajne. Ruch LGBTQ może się teraz stać bardziej papieski niż sam papież (Franciszek) i próbować udowodnić, że <<odmieńcy>> są grzeszne i grzeszni” – dodała Konarzewska w swoim podsumowaniu parady na łamach „Gazety Wyborczej”.
Zacofani, wystraszenie, homoseksualni
Już sam ten fakt, narzekania na brak tolerancji w bastionie tolerancji, może budzić dysonans poznawczy u niejednego leminga. Dalej jednak, refleksja nad przyczyną zwrócenia uwagi na „nieobyczajny” strój i opuszczenia parady, staje się nie mniej ciekawa. Skoro nie chodzi o łamanie prawa (przecież sutki były zasłonięte), samo środowisko LGBTQ musi mieć coś na sumieniu. Jak wylicza aktywistka, mogą to być wewnętrzne ustalenia paradowe, wewnętrzne lęki, pruderia, strategia mimikry oraz „strach przed tym, jak oceni nas prawicowa prasa”. Last but not least „(…) a może to prezydent Duda?” – rzuca dramatyczne pytanie młoda aktywistka.
Każdej, nawet średniointeligentnej osobie, zapalić się powinna w tym momencie w głowie lampka. Ciąg przyczynowo-skutkowy „skandalu sutkowego”, który przedstawia Marta Konarzewska, nawet dzisiejszym dyskursie politycznym, jest pewnym novum. Tak oto, od roznegliżowanego ciała, które jest „transparentem biopolityki” i autorską przestrzenią dyskursu światopoglądowego, przechodzimy do ostracyzmu organizatorów Parady Równości, którzy motywowani własnymi lękami i strachem przed „prawicową prasą”, realizują ksenofobiczną wizję autorstwa prezydenta elekta – Andrzeja Dudy. Owszem, pewne rzeczy należy wypowiedzieć na głos, dopiero wtedy bowiem okazuje się, jak bardzo tracą na powadze.
Wychodzi szydło z worka
To jednak nie koniec gorzkich żali, które przy okazji pozwalają podejrzeć autentyczne motywacje przynajmniej części środowisk homoseksualnych. Konarzewska w wywiadzie w „Codzienniku Feministycznym” de facto przyznaje się do tego, że jej zdaniem obecna postawa działaczy LGBTQ jest za miękka. Krytyczka literacka martwi się, że przy prawicowych rządach przyszłe parady nie będą bardziej radykalne, tylko wpadną w pułapkę „lękowego autokorygowania”, które zmierza do wykluczenia. „Prezydent się zająknie, że <<półnadzy homoseksualiści>>, a my się schowamy pod kołdry. Pod które i tak nam zajrzą” – ubolewa.
To już nawet nie prawica i jej zapędy stają się problemem, co prewencyjna autocenzura samego ruchu. Homoseksualista tak się boi prawicy, że jeszcze zanim ona cokolwiek zrobi, z tego strachu schodzi do podziemia. Prezydent mówi żartobliwie w rozmowie z Mazurkiem o „półnagim paradowaniu po biurze” i nawet nie wie, że tym samym wyklucza z Parady Równości. „A potem ja nie mogę paradować na paradzie. Paranoja!” – zupełnie serio wykrzykuje Konarzewska. Może w tym miejscu powinno się postawić kropkę, ale gdzieś w przypływie gorliwego żaru i emancypacyjnego zaangażowania, feministka dodaje jeszcze: „Tylko przypominam: (Duda) miał na myśli raczej rozebranych chłopców, nie kobiety, więc może chłopców należało napominać i wypraszać. Ale kobiety zawsze łatwiej zbesztać za ciało”. Czyli już nie tylko homofob, ale i seksista.
Duda – homofob, seksista, trendseter
Obiecuję, to już ostatni cytat, ale wprost nie mogę się powstrzymać: „Czy Duda będzie wyznaczał trendy nawet mniejszościom seksualnym?” – czytamy w „Wyborczej”, w tekście „Niech parada się nie kłania”. Więc do homofoba i seksisty, trzeba jeszcze dodać trendsetera. Sporo, jak na człowieka, który jeszcze nie objął swojego rzędu i pawicę, które nie wygrała wyborów.
Jeśli tak w tej chwili wyglądają lęki rewolucyjnych frakcji wewnątrz światopoglądowych liberałów, wypada im tylko współczuć. Pozostawieni przez PO, która na koniec zabierze tęczę z Placu Zbawiciela. Niezrozumiani przez własne, zbyt zamknięte środowisko. Wykpienie w wywiadzie przez Dudę. A Pani Marta chciała tylko wyjść na ulice Warszawy, zakleić sutki i pokazać na brzuchu, jak na sztandarze swojej niezależności – że ona sypia z kim ma ochotę. Niech się w takim razie spieszy. W październiku wejdą do mieszkań o szóstej nad ranem, i pewnie tego też zabronią. Parszywi faszyści z Parady Równości.
Tekstu ukazał się 19.06.2015 w gazecie „Rzeczpospolita”.