Cejrowski powinien milczeć? Wolne żarty
Wojciech Cejrowski w swoim kontrowersyjnym klipie wyborczym

Cejrowski powinien milczeć? Wolne żarty


Wiec wyborczy Bronisława Komorowskiego: z poparciem występuje mieszkająca od lat we Francji Agnieszka Holland – świetnie, racjonalny głos zza granicy. Inne spotkanie wyborcze prezydenta: z silnym wsparciem afiszuje się Dariusz Michalczewski, z dwoma obywatelstwami, mieszkający w Niemczech – rewelacja, bezstronny sportowiec. A później swój przeciwny Komorowskiemu klip w internecie pokazuje Wojciech Cejrowski. Prosto z Ekwadoru. I co? „Nie ma prawa do angażowania się w polskie życie polityczne” – pisze dziennikarz NaTemat. 

Piękne są słowa o pluralizmie, kiedy nie trzeba ich stosować w praktyce. W Polsce nauczyliśmy się już, że w obszarze debaty publicznej grane były prawie wszystkie chwyty. Zarówno po prawej, jak i lewej stronie sceny politycznej. W mediach nie jest inaczej, stąd niewiele nas dziwi. Jedni drugich uczą niezależności. Tu ktoś kogoś rozliczy za wsparcie PiSu, tam inny powie, że kolega z konkurencyjnej redakcji jest zakamuflowanym sztabowcem PO. Nawet jednak w tym, tak wyeksploatowanym obszarze wzajemnych lustracji i festiwalu gorzkich żali, zdarzają się rzeczy nowe. Na jedną z nich zdobył się lewicowy dziennikarz NaTemat – Kamil Sikora. Zacznijmy jednak od początku.

Bez słów i bez kompromisu 

Cejrowskiego lubię wtedy, kiedy opowiada o obcych kulturach i podróżach, niekoniecznie trawię go jako komentatora życia politycznego w Polsce. Jego wypowiedzi w większości wypadków są agresywne i populistyczne. Nie można im jednak odmówić swego rodzaju swady, na którą składa się inteligencja i bezkompromisowoś Cejrowskiego. Powody sukcesu klipu, w którym na odwrocie plakatu Bronisława Komorowskiego wypisał on wszystkie afery PO, następnie ten plakat podarł i wyrzucił do śmietnika – nie powinny być dla nikogo zaskoczeniem. Były prowadzący „WC Kwadrans” w ostry sposób pokazuje to, o czym większość wyborców rozczarowanych rządami Platformy i Komorowskiego myśli – tyle rzeczy zamietli pod dywan, miarka się przebrała; dosyć z dyplomatycznymi frazesami. Cejrowski w krótkim spocie, opartym na zaskoczeniu i prostej idei – za aferami stoi prezydent – daje „antysystemowcom” maksymalnie skondensowany przekaz i zachętę, że o polityce można mówić językiem prostym i brutalnym. „Nie wybierajcie śmieci” – i tyle. Żadnych cekinów i owijania w bawełnę, żadnych zbędnych słów. „Gdyby kontrkandydatem Komorowskiego było żelazko, to zagłosowałbym na żelazko” – dodaje jedynie w ostatnim wywiadzie Cejrowski. I do ogromnej rzeszy ludzi przekaz ten po prostu trafia. Nie przez przypadek w jeden dzień wyświetliło go ponad 2,5 mln. osób. To więcej niż każdy ze spotów wyborczych innych kandydatów. Te liczby muszą robić wrażenie i dawać do myślenia, bez względu na to, jak oceniamy poziom wypowiedzi Cejrowskiego.

Wolność słowa? Bez przesady

Mogę się zgodzić ze stwierdzeniem, że ta forma ekspresji, zwłaszcza jeżeli dotyka tematów politycznych, przynosi więcej szkód niż pożytku. Spłyca ona język debaty publicznej i niepotrzebnie ją radykalizuje. Niemniej jednak, zawiera się ona w ramach starego dobrego prawa demokracji, któremu na imię wolność słowa. O ile nie podobają mi się poglądy Adama Michnika, Romana Giertycha uważam za politycznego cynika, a np. Stefan Niesiołowski to w mojej opinii furiat – nikomu z nich nie odmawiam prawa do wygłaszania poglądów. To chyba oczywiste. Jak się jednak okazuje, nie dla wszystkich. Kamil Sikora, student V roku politologii, który w portalu NaTemat odpowiada za dział polityczny, zdaje się nie rozumieć, że pluralizm debaty publicznej zakłada również istnienie poglądów skrajnie różnych od jego credo. Czy dziennikarzowi, który uważa się za niezależnego komentatora, trzeba tak elementarne rzeczy tłumaczyć?

Polska to nie Ekwador

Sikora twierdzi, że Cejrowski nie tyle operuje złym językiem, co de facto, nie ma prawa wygłaszać swoich poglądów. „To stoi w sprzeczności z wybieraniem ekwadorskiego paszportu zamiast polskiego, tylko z powodów podatkowych i ogólnego niezadowolenia z polityki i polityków. To kapitulacja, która odbiera Cejrowskiemu moralne prawo do angażowania się w polskie życie polityczne” – wyrokuje młody, lewicujący dziennikarz. Chciałbym, żeby te słowa wybrzmiały lepiej, bo ich sens i konsekwencje w mojej opinii są porażające. Oto człowiek, który w swoich tekstach nieustannie prześwietla polityków PiS, chwali Bronisława Komorowskiego, uderza w Andrzeja Dudę, a prawicowych dziennikarzy lustruje kluczem „partyjnego zaangażowania”, pozwala sobie na podobną bezczelność. Odmówić prawa do angażowania się w polskie życie polityczne? Dlatego, że Cejrowski mieszka w Ekwadorze? To tak, jakby nagle wróciły wspomnienia i klucz politycznego wykluczania ludzi z 1968 roku. Obcy i niepoprawny? Nie nasz? Won z podwórka i polskiej polityki. Tak słowa Sikory odbieram, bo inaczej się nie da.

Równi i równiejsi

Co ciekawe, Sikorze nie przeszkadzają celebryci z wieloma paszportami, angażujący się w kampanię Bronisława Komorowskiego. Na wiecu wyborczym prezydenta z poparciem występuje mieszkająca od lat we Francji Agnieszka Holland – świetnie, racjonalny głos zza granicy. Na innym spotkaniu z silnym wsparciem afiszuje się Dariusz Michalczewski, z dwoma obywatelstwami, mieszkający w Niemczech – rewelacja, bezstronny sportowiec. Tymczasem wystarczy Cejrowski z odmiennym zdaniem – i już ten jeden fakt, że mieszka w Ekwadorze i ostro krytykuje system polityczne w Polsce, wyklucza go z naszej polityki. „Chętnie posłucham co będzie miał do powiedzenia o wyborach prezydenckich, ale w Ekwadorze, nie w Polsce” – kończy swój tekst Sikora. W takim razie może warto odpowiedzieć pięknym za nadobne. Panie Kamilu, chętnie posłucham co będzie miał Pan do powiedzenia o polskiej polityce, ale w gazetce studenckiej, a nie na dużym portalu. Bo to jest dzisiaj Pana poziom.

Tagi