Ostatni taki spacer prezydenta?
Francja XVIII wieku. Maria Antonina wyjeżdża w swojej udekorowanej karocy poza Paryż, aby przyjrzeć się problemom i życiu prostych ludzi. „Jesteśmy głodni, nie mamy chleba” – krzyczą za nią nędznie ubrani wieśniacy. „To jedzcie ciastka” – odpowiada im królowa Francji. Polska XXI wieku. Bronisław Komorowski otoczony swoim sztabem, szpalerem mediów i gronem zwolenników, udaje się na spacer po najbardziej prestiżowych ulicach Warszawy. „Jak zarabiając 2 tys. kupić mieszkanie?” – pyta go młody chłopak. „Znaleźć nową pracę i wziąć kredyt” – odpowiada prezydent. Jaka jest różnica miedzy opisanymi sytuacjami? Ta druga wydarzyła się naprawdę.
Każde kolejne wybory i ten sam, powtarzany do znudzenia scenariusz. Władza przypomina sobie o obywatelach, kiedy osuwa się jej grunt pod nogami. Nawet wtedy robi to z subtelnością godną Pudziana w składzie porcelany. Właśnie tak odbieram spacer Bronisława Komorowskiego, który przy medialnej obstawie i zablokowanych ulicach, otoczony sztabem wyborczym, prosił „przypadkowych przechodniów” o oddanie na niego głosu.
Odstawiając na bok złośliwości, sam pomysł skonfrontowania się ze zwykłymi ludźmi uważam za bardzo udany. Skoro nie sprawdził się „format prezydencki” kampanii, pompatyczne przemowy i przejazdy Bronkobusa, trzeba na chwilę zdjąć krawat i wyjść na ulicę. Posłuchać o codziennych troskach, uścisnąć kilka dłoni, przeprowadzić staruszkę przez pasy, sprawnie wybrnąć z sytuacji kryzysowych. Właśnie po takich spotkaniach poznaje się wielkość i empatię polityka. A w tej chwili, po przegranej I turze, niczego bardziej nie potrzeba Komorowskiemu niż ukazania ludzkiej twarzy. Bez masek, wystudiowanych gestów i sztucznego dystansu. Tyle moglibyśmy się dowiedzieć czytając dowolny podręcznik do marketingu politycznego i kreowania wizerunku.
Życie jednak, jak zwykle, pisze swoje scenariusze. Do prezydenta podchodzi młody chłopak, na oko gimnazjum-liceum. Nie chce sobie zrobić selfie, tylko pyta wprost: „Moja siostra szukała trzy lata pracy. Teraz zarabia dwa tysiące. Jak ma kupić mieszkanie?”. Polityk z doświadczeniem, nawet na poziomie powiatu, może wybrnąć z tej sytuacji na wiele sposobów. Zaczynając od ludzkiego odruchu: „Bardzo mi przykro, mam nadzieję, że siostra znajdzie lepszą pracę. W drugiej kadencji zrobię wszystko, aby takim osobom jak ona żyło się lepiej”, po polityczny manifest: „Jeśli obywatele zaufają mi raz jeszcze, obiecuję wprowadzić w życie program Dobry Start Dla Młodych, w którym ułatwimy młodym ludziom zakładanie firm, stworzymy nowe miejsca pracy i tanie mieszkania pod wynajem”. I tak dalej.
Prezydent powiedział jednak coś zupełnie innego. „To niech znajdzie lepszą pracę i weźmie kredyt”. I wiecie co jest w tej sytuacji najśmieszniejsze? Że nie jest to odpowiedź tak zła, jak obecnie przedstawiają ją media. Na zdrowy rozum, co innego może zrobić ktokolwiek w podobnej sytuacji? Zdobyć nowe kompetencje, poszukać innej pracy i postarać się o kredyt. Problem polega jednak na tym, że odpowiedzi nie udzielał ekonomista, znajomy czy przedsiębiorca, tylko człowiek współodpowiedzialny za kierunek, w którym zmierza ten kraj. Człowiek obserwowany przez kamery, który musiał mieć świadomość, że zwłaszcza teraz, każdy nietakt zostanie wykorzystany przeciw niemu. Pomimo tego spiętrzenia oczywistości, Bronisław Komorowski mówi właśnie to, co wszyscy słyszeliśmy. Nie idzie jej? To niech sobie poradzi. Albo parafrazując cytat z Paris Hilton, co celnie na swoim Facebooku zauważył Jan Śpiewak: „Przestańcie być biedni!„. „I żyjcie na kredyt!”, chciałoby się dodać.
Niestety, sytuacja ta nie jest wyjątkiem od reguły. Cały ten spacer, prowadzony w szybkim tempie, obliczony był na miły obrazek do programów informacyjnych, ale w rzeczywistości obfitował w podobne wpadki. Pojawia się słynny Andrzejek, który jest zresztą obecny na wszelkiej maści wydarzeniach publicznych, i dyryguje chórem dzieci śpiewających „Nasz prezydent, Komorowski”. Ktoś spotkany przypadkiem mówi, że organizował spotkania wyborcze prezydenta. Modelowy przykład „rozmowy z wyborcą” tamtego dnia, można zamknąć w poniższym dialogu.
„Panie prezydencie, a co z podpisami 4xTAK? Zostały zmielone”.
„Dziękuję bardzo”
„Panie prezydencie, co z podpisami 4xTAK?”
„Oj, za dużo państwo, teraz to… Teraz marsz przez Warszawę! W którą stronę idziemy?”.
Szczerze mówiąc, nie wiem, w którą stronę idzie obecny prezydent, ale jeśli jeszcze chce wygrać te wybory, natychmiast musi zmienić kurs. Na pewno nie pomógł mu w tym feralny spacer. Podobnym strzałem w kolano wydaje się odmowa udziału w debacie z Andrzejem Dudą, moderowanej przez Pawła Kukiza, a wcześniej niespodziewana zmiana zdania w sprawie referendum odnośnie wprowadzenia JOW-ów. Poetycko można powiedzieć, że na niecałe dwa tygodnie przed rozstrzygającym głosowaniem, kampania Bronisława Komorowskiego wygląda jak galeon bez sternika, miotany na wszystkie strony falami sztormu. Jeśli ktoś nie chwyci na ster, nawet tak potężny statek po prostu pójdzie na dno.