Pierwsza tura, jak trzęsienie ziemi i ostrzeżenie: władzy nie dostaje się z urzędu.
Moment, w którym na antenie TVN24 Paweł Kukiz krzyczał „Jesteście gorsi od komunistów”, a tłum skandował za nim „Precz z TVN”, przejdzie do historii Polski. Nie wiem, czy najbardziej chwalebnej, ale jednego jestem pewien – właśnie przekroczyliśmy polityczny Rubikon. Ludzie znowu uwierzyli, że demokracja może być siłą, która wymyka się logice sondaży. I na swojej drodze zmiata nawet tych, którzy „nie mogli” przegrać.
„Szkoda Polski” – napisał Adam Michnik na pierwszej stronie poniedziałkowej „Gazety Wyborczej”, komentując wstępne wyniki I tury wyborów prezydenckich. Szkoda, ponieważ demokracja okazała się okrutna dla tych, którzy „o nią walczyli i chcą ją pielęgnować”. Jak wyrodne dziecko, nieuznające autorytetu ojca i na przekór niemu, zamiast medycyny, wybierające ASP. Szkoda Polski, bo nie potrafiła uszanować spuścizny architektów owej wolności. Szkoda Polski, bo akceptuje rządy „szczujni i absurdu”, zamiast kompetencji i doświadczenia. Wreszcie, szkoda Polski, której „ponura przyszłość” na na imię Macierewicz i Kaczyński. Biedny Narodzie, czy jesteś ślepy, czy musi cię prowadzić „rockowy tłum”? Myśmy nauczyli cię korzystać z wolności, a ty tak się nam odpłacasz…
Tak brzmi głos ludzi, których epoka przemija. Tyle do zaoferowania mają ci, którzy jeszcze pięć lat temu rozdawali karty, a dziś zgraną talią szykują ten sam, do znudzenia powtarzany blef. Nie rozumiejąc przy tym, że gra się zmieniła. Strachem w tym kraju nie da się już niczego wygrać.
Od początku ogłoszenia wyborów powtarzano nam we wszystkich sondażach, że sytuacja, którą wczoraj zobaczyliśmy, jest po prostu nierealna. Że może, jak stwierdził Jacek Żakowski w TOK FM, Duda będzie prezydentem zdolnym, ale nie dzisiaj. Nie w tym momencie. Dajmy Bronisławowi Komorowskiemu z godnością prowadzić Polskę przez kolejnych pięć lat, aby nikt pomiędzy Sejmem a Pałacem, kłócić się nie musiał. W końcu nie ma w polityce cenniejszej cnoty, niż umiarkowanie i przewidywalność. Zgoda i bezpieczeństwo. I święty spokój. Słyszeliśmy: dlaczego narzekacie, nie widzicie, co dla was zbudowaliśmy? Idźcie na grilla, a politykę zostawcie tym, którzy na własnych barkach dźwigali brzemiona rewolucji.
I co? Pompowany w mediach, popierany przez celebrytów, z autorytetem stojącym za urzędem prezydenta, mający wygrać w pierwszej turze – Bronisław Komorowski nie wygrał. Chwilę po ogłoszeniu wstępnych wyników, czytając z kartki wypowiedział słowa ważniejsze niż zdawał sobie z tego sprawę: „Ten wynik to ostrzeżenie”. Ale nie dla Polski, ale „dla obozu władzy”. A że ta władza, zaczynająca się od części mediów, a kończąca pod kryształowym żyrandolem w Belwederze ulega erozji, wie już chyba każdy. Z całą pewnością wie o tym Paweł Kukiz, który z człowieka wyszydzanego przez politycznych ekspertów, z polityka, który omal nie zebrał wymaganej do startu w wyborach liczby podpisów, sam w pojedynkę zapracował na 20-procentowe poparcie Polaków.
„Pogardzani, odpychani, szkalowani, opluci… ostatnie dni to był popis TVN24 i tym podobnych reżimowych mediów. Przebiliście komunistów, jesteście mistrzami manipulacji, w 80 proc. kupieni przez zagranicę. Ale myśmy już wygrali” – krzyczał w Lubinie do tłumu swoich wyborców Kukiz, a ten, podłapując jego retorykę, natychmiast odpowiedział: „Przecz z TVN, precz z TVN!”. I to wszystko na żywo, na antenie stacji, która przecież nie może przerwać transmisji z wieczoru wyborczego kandydata cieszącego się tak ogromnym poparciem. Kandydata, który już niedługo do Sejmu zamierza wprowadzić reprezentację ludzi, „chcących odzyskać Polskę”. Tę Polskę, za którą jak zapowiedział na wiecu Paweł Kukiz, „może oddać życie”.
Jeszcze kilka miesięcy temu trudno byłoby sobie podobną sytuację nawet wyobrazić. Dziś to rzeczywistość. Przekroczenie politycznego Rubikonu, z którego konsekwencjami przyjdzie się nam mierzyć.
Nie wiem, jak skończą się te wybory, ale wiem, że właśnie po tych słowach Kukiza, po wygranej Andrzeja Dudy, absolutnej porażce lewicy i PSL – w tym kraju coś pękło. Jak paląca jest potrzeba zmiany, jak wielka desperacja tych, którzy „powinni być wdzięczni a nie są”, zobaczyliśmy na własne oczy. I choćby sam ten fakt jest największym dokonaniem wszystkich osób, które w piękną majową niedzielę zadecydowały się jeszcze raz uwierzyć, że polityka może zmieniać rzeczywistość na lepsze. Nawet, jeśli to marzenie naiwne, jestem jedną z tych osób.