Żytnia. Scenariusz pisany przez głupotę.
Zrzut ekranu z profilu facebookowego Żytnia

Żytnia. Scenariusz pisany przez głupotę.


Czarno-białe zdjęcie, po ubiorach widać, że późny PRL. Na nim grupa kilku osób za ręce i nogi trzyma nieprzytomnego mężczyznę. Ewidentnie gdzieś się spieszą, krzyczą. W podpisie czytamy: – Gdy wieczór kawalerski wymknie się spod kontroli. Wina Żytniej? -. Sama fotografia zamieszczona na Facebooku ozdobiona jest jeszcze stylizowaną ramką z hasłem: – Kac Vegas? Scenariusz pisany przez Żytnią -. Niestety, tym razem to scenariusz pisany przez głupotę. Zdjęcie nie pochodzi z imprezy, tylko manifestacji w 1982 roku. Ten, którego nieśli nie był pijany. Zmarł od kul ZOMO.

 

W ostatni dzień sierpnia 1982 roku „Solidarność” zorganizowała w ponad 60. miastach w Polsce manifestacje, mające upamiętnić drugą rocznicę podpisania porozumień w Gdańsku. Lato, podobnie jak stan wojenny, było w pełni. Dziennik telewizyjny prowadzili wojskowi, godzina milicyjna o 22:00 wyludniała ulice. Nastrojów społecznych nie dało się jednak zmienić tak łatwo, jak przekazów medialnych.

Rankiem 31 sierpnia w „Polsce ludowej” zrobiło się jeszcze bardziej gorąco. Od wybrzeża po Dolny Śląsk i Małopolskę domagano się – Przywrócenie działalności NSZZ „Solidarność”, uwolnienia internowanych, aresztowanych i skazanych, zawarcia porozumienia narodowego -. Władza nie wierzyła jednak w szczere intencje związkowców, a ówczesny szef MSW gen. Czesław Kiszczak z charakterystyczną dla siebie butą ostrzegał towarzyszy: – Przeciwnik traktuje obchody sierpnia jako próbę sił, chce przywrócenia sytuacji sprzed 13 grudnia 1981 r., demonstruje swoją siłę, chce zmusić władze do rozmów na swoich warunkach -. Władza oczywiście rozmawiać nie zamierzała.

Właśnie w takich okolicznościach rozegrał się dramat w Lubinie, zagłębiu miedziowym i oczku w głowie komunistycznych włodarzy. Nie w Warszawie, Gdańsku czy Krakowie, ale właśnie tam – na uboczu wielkiej historii – doszło do mordów, które stały się krwawym symbolem stanu wojennego. Przypadkowym świadkiem wydarzeń był fotoreporter Krzysztof Raczkowiak, pracujący dla lokalnego tygodnika „Konkrety”. Tak po latach opisuje przebieg wypadków: – Wszystkie te zdjęcia powstały właściwie przypadkiem. Aparat miałem ze sobą z przyzwyczajenia. To był odruch po kilku latach pracy w charakterze fotoreportera. Nie miałem jednak w nawyku bohaterstwa. Zanim w tym dniu zacząłem fotografować, normalnie, po ludzku bałem się – tłumaczy.

Strach był uzasadniony. Z jednej strony protestujący mogli go wziąć za podstawionego ubeka, milicjanci natomiast za prowokatora, dokumentującego zajścia dla podziemnej prasy. Przełomowym momentem okazała się chwila, w której uciekający przed pałującymi zomowcami krzyknął do Raczkowiaka: – Panie, fotografuj pan to skurwysyństwo! -. Jak sam przyznaje, po tym nie było już odwrotu. Biegał z protestującymi, był obok strzelającej milicji. Zrobił 200 zdjęć, z czego najważniejsze na trzech ostatnich klatkach filmu.

Mowa właśnie o tym zdjęciu. Czterech mężczyzn niesie piątego. Ktoś przed nimi krzyczy i wskazuje ręką przed siebie. Facebookowy profil wódki Żytnia wykorzystał ten kadr bez zgody autora jako przykład „wieczoru kawalerskiego, który wymknął się spod kontroli”. Jak było naprawdę? Jeśli przyjrzymy się bliżej, głowa nieprzytomnego mężczyzny jest ciemna od krwi. To 28-letni Michał Adamowicz, elektryk z Zakładów Górniczych w Lubinie, członek „Solidarności”. Jedna z trzech, obok Mieczysława Poźniaka (26 lat) i Andrzeja Trajkowskiego (32 lata) ofiar mordu w biały dzień. – Milicjanci zaczęli z nich strzelać do uciekającej grupy. W esbecko-milicyjnym slangu to się nazywało rajd safari. Nysa podjeżdżała do rozproszonych demonstrantów, a klęczący w jej drzwiach funkcjonariusze strzelali do ludzi jak na polowaniu – opisuje tamten dzień dziennikarz Michał Majewski.

Na miejscu śmierci trzech demonstrantów mieszkańcy Lubina błyskawicznie wystawili symboliczne mogiły, na których napisano: – Zginęli z rąk władzy ludowej -. Nie było w tym cienia przesady. Milicjanci strzelali na oślep, do ludzi w oknach, dziury po kulach następnego dnia widoczne były w całym centrum miasta. – Najważniejsze zdjęcie mojego dotychczasowego życia (…). Dopiero następnego dnia, gdy wywołałem filmy i zrobiłem powiększenia, zobaczyłem scenę, przy której naprawdę zabiło mi serce. Zrozumiałem, czego byłem świadkiem – na moich oczach zamordowano człowieka – opisuje wydarzenia 31 sierpnia 1982 roku autor słynnego zdjęcia. Nie były to jedyne ofiary obchodów drugiej rocznicy podpisania porozumień gdańskich. Właśnie tam zastrzelono również Piotra Sadowskiego (32 lata), we Wrocławiu zginął Kazimierz Michalczyk (27 lat), a w Kielcach Stanisław Rak (35 lat). Spośród demonstrantów milicja zatrzymała ponad 5 tys. osób.

I teraz mając tą wiedzę wróćmy do punktu wyjścia. Ktoś z obsługi social media Żytniej siedzi przy komputerze, przegląda losowe zdjęcia z PRLu. W końcu komunikacja marki od dłuższego czasu nawiązywała do resentymentu za czasem młodości dzisiejszych 40, 50 – latków. Osoba ta jednak nie pamięta „Polski ludowej” ani z autopsji, ani ze szkoły, w której o komunizmie właściwie się nie uczy. Widzi więc klasycznego „zgona” i najpewniej sądzi, że trafiła na niezły żart. Ile absurdu, ignorancji i głupoty mieści się w tym splocie wypadków, trudno nawet określić. Nawet bez jakiejkolwiek wiedzy historycznej widać było na tej fotografii coś niepokojącego. Ludzie biegną, ich twarze wykrzywia strach, ciało zwisa bezwładnie, twarz jest lepka od krwi. Być może tak mocno posunęliśmy się w infantylizowaniu PRLu, że nikomu nawet nie zaświeciła się czerwona lampka w głowie. Nie zadziałała empatia. – Pragniemy podkreślić, że publikacja takiej fotografii nie była wynikiem braku szacunku, a naszej nieświadomości. – tłumaczą administratorzy profilu „Żytnia Extra. Nieświadomość nie zwalnia z odpowiedzialności. Niestety, kładąc niemal quasi-religijny nacisk na kult przedmiotów ścisłych, usuwając nauczanie historii z liceów, pomijając lata 1945-1989 – otrzymujemy takie właśnie efekty.

Pomiędzy obrazkami z budowy PKiN, maluchem, „czarem PRLu”, ktoś w zupełnej nieświadomości wkleił zdjęcie ikonę stanu wojennego. To również dla tej osoby musiał być szok. Taka sentymentalna epoka, a zabijali w niej ludzi na ulicach? Więcej wódki, mniej historii. I takie sobie wychowamy społeczeństwo, że nam jeszcze ze zdjęć z września ’39 zrobi memy z imprezy.