Katolicki „syndrom królika”

Katolicki „syndrom królika”


Kategorie

W średniowiecznej Europie, chcąc wyjaśniać spory doktrynalne, mawiano: „Roma locuta, causa finita”. Dziś, kiedy głos zabiera papież, przynajmniej w Polsce obowiązuje inna zasada. „Rzym przemówił, Terlikowski skrytykował”. I nie byłoby w tym nic złego, w końcu krytyka papieża to nie grzech, gdyby nie fakt, że redaktor Terlikowski kolejny raz najpierw się oburzył, a dopiero później słowa Franciszka doczytał.

„Katolicy nie muszą być jak króliki” – powiedział papież w samolocie lecącym z Filipin do Rzymu, dodając, że optymalny model rodziny to trójka dzieci. I faktycznie, gdyby tylko na tym poprzestał, słusznie można by pytać, co właściwie miał na myśli następca św. Piotra. Krytykę wielodzietności? Troskę, o przeludniającą się Azję i Afrykę? Kapitulację wobec konsumpcyjnego stylu życia Europejczyków? Co jeden wariant, to gorszy.

Zapewne też tak, niczym krytykę skierowaną we własny styl życia, odebrał wypowiedź papieża Tomasz Terlikowski. Z całej, dosyć długiej rozmowy przeprowadzonej z dziennikarzami na pokładzie samolotu, szef Telewizji Republika usłyszał tylko jedno zdanie. O królikach. A następnie zrobiło mu się „przykro, że papież mówi coś takiego do ludzi, którzy idą pod prąd światu”. Niestety, na tym redaktor Terlikowski nie poprzestał, wygłaszając swoistymanifest ideowy dumnej głowy rodziny wielodzietnej.

Wypowiedź Tomasza Terlikowskiego po słowach papieżaWypowiedź Tomasza Terlikowskiego po słowach papieża, fot. Twitter.com

 

„Skoro optimum jest 3. dzieci, to niech papież wskaże, które z moich jest nieoptymalne” – retorycznie pytał na swoim Twitterze. A wystarczyłoby zapoznać się kontekstem wypowiedzi Franciszka, aby zrozumieć, że właściwie każdy katolik i rozsądnie myślący człowiek powinien się pod nimi podpisać. Bo co faktycznie miał na myśli papież, kiedy mówił o warunkowym pohamowaniu tendencji prokreacyjnych? Odpowiadał na pytanie odnośnie wielodzietności Filipińczyków, która powoduje ubożenie tamtego społeczeństwa oraz odpowiedzialności za dzieci, które przychodzą na świat.

„Trójka dzieci w rodzinie (…) to liczba, o której eksperci mówią, że jest ważna dla utrzymania populacji. Troje dzieci na jedną parę. Gdy ta liczba spada, wpadamy w inną skrajność, jak to się dzieje we Włoszech” – przekonywał papież, a następnie dodał kluczowe słowa. „Słyszałem – nie wiem, czy to prawda – że w 2024 r. nie będzie pieniędzy, aby wypłacać emerytury z powodu spadku populacji. Dlatego słowem kluczowym w odpowiedzi na tę kwestię, słowem, którego  Kościół używa cały czas, i ja też, jest odpowiedzialne rodzicielstwo. Jak je osiągnąć? W dialogu. Każda osoba ze swym duszpasterzem poszukuje tego, co oznacza odpowiedzialne rodzicielstwo”.

Zatem, jak sugeruje Tomasz Terlikowski, nie może być tutaj mowy o papieskiej krytyce wielodzietności, ale o zaakcentowaniu świadomości własnych ograniczeń. Tak materialnych, jak i czysto psychologicznych. Katolik nie jest maszynką do płodzenia dzieci, ale kimś, kto umie ocenić ilu z nich jest w stanie zapewnić godne życie. Ilość nie jest i nie może być w tym kontekście wyznacznikiem gorliwości niczyjej wiary. A chyba do takich wyścigów chciałby się zabrać Tomasz Terlikowski. W końcu poświęcił się, od ust odejmował i nagle poczuł się wyszydzony. Po ludzku go rozumiem, ale od kogoś, kto rości sobie pretensje do doktrynalnej nieomylności, oczekuję czegoś więcej, niż reakcji czysto emocjonalnej.

Aby nie pozostać gołosłownym, Franciszek definiuje rozumienie odpowiedzialności w rodzinie, podając przykład kobiety, która spodziewała się ósmego dziecka, mając już siedmioro urodzonych przez cesarskie cięcie. „To jest nieodpowiedzialność. Ta kobieta mogłaby odpowiedzieć: 'Nie, ja ufam Bogu’. Ale patrzcie, Bóg daje nam środki, by być odpowiedzialnymi. Niektórzy uważają, że – przepraszam za język – aby być dobrymi katolikami, musimy być jak króliki. Nie. Rodzicielstwo odpowiedzialne. To jest jasne i dlatego w Kościele są grupy wsparcia dla małżeństw, są eksperci, są duszpasterze, do których można się zwrócić, i jest wiele sposobów, które są dozwolone i które są pomocne”.

Cieszę się, że papież tak jednoznacznie wyłożył niewygodną dla wielu katolików prawdę, że wielodzietność nie może być ideologią. Nie może nią być tak samo, jak twierdzenie, że posiadanie dwójki dzieci jest oznaką mniejszej miłości i otwarcia na „dar życia”. Miłość nie podlega gradacji.

„Dla większości ludzi biednych dziecko jest skarbem. Prawdą jest, że także w tej kwestii trzeba być roztropnym, ale dla nich dziecko jest skarbem. Niektórzy mogliby powiedzieć, że „Pan Bóg wie, jak im pomóc” i być może niektórzy z nich nie byliby roztropni, to prawda. Ojcostwo (ma być) odpowiedzialne, ale trzeba też dostrzec hojność tego ojca i matki, którzy widzą skarb w każdym dziecku” – zakończył rozmowę papież Franciszek.

Czy tak trudno w XXI-wieku dotrzeć dziennikarzowi katolickiemu do źródeł wypowiedzi głowy jego Kościoła? Czy palce tak bardzo świerzbią, żeby znając jedno „kontrowersyjne” zdanie ogłosić całemu światu swoje rozgoryczenie na „złego papieża”? Tomasz Terlikowski sam siebie nazywa „dumnym królikiem”. I co ciekawe, nikt mu prawa do tej dumy nie domawia. Być może łatwiej jest jednak ścigać się na dzieci, niż zrozumieć co znaczy odpowiadać za tych, których wydało się na świat. I znać swoje granice, realnie oceniać, ile dzieci jestem w stanie wychować i zapewnić im przyszłość.

Bóg w końcu od nikogo nie wymaga więcej, niż jest w stanie unieść. I chyba właśnie to w istocie powiedział na pokładzie samolotu papież. Szkoda, że znowu trzeba pewne oczywistości niektórym tłumaczyć.