Od narkotyku po ikonię biznesu

Od narkotyku po ikonię biznesu


Kiedy Josh Pemberton wymyślił colę, reklamował ją jako „napój tak pyszny, że sam Bóg by nim nie wzgardził”. Choć zna ją właściwie każdy, nie do końca wiadomo, co kryje się w składzie popularnego napoju. Czarny scenariusz uwzględnia rakotwórcze barwniki i pestycydy. Mówi się także o coraz liczniejszych przypadkach uzależnienia od coli. Bzdury, czy warto się temu przyjrzeć serio?

Coca-cola to obecnie jedna z najbardziej rozpoznawalnych i cieszących się publicznym zaufaniem marek. Jej receptura – traktowana jak skarb narodowy – od 1919 roku znajduje się w sejfie pilnie strzeżonego banku w Atlancie. Być może to właśnie aura tajemnicy powoduje, że raz po raz powracają plotki o szkodliwych substancjach dodawanych do napoju. Choć oficjalnie mówi się o niebezpiecznie wysokich dawkach barwników 2-MI oraz 4-MI, które nie występują w naturze i zwiększają ryzyko zachorowania na raka, w swojej historii cola miała o wiele gorsze wpadki. Bogata w kokainę, według niektórych komentatorów z początku XX w., przyczyniła się do… rosnącej liczby gwałtów. Jak doszło do tego, że napój, który na początku sprzedawany był jako lek w aptekach, w pewnym momencie został surowo zakazany? Ile jest prawdy w szkodliwości coli?

Historia

Gdyby nie pech jednego człowieka, być może świat nigdy nie poznałby smaku coli. Wszystko zaczęło się od fatalnej rany niejakiego Johna Pembertona, którą odniósł walcząc na wojnie secesyjnej po stronie konfederatów. Powikłania związane z tym incydentem, zaprowadziły młodego farmaceutę do uzależnienia od morfiny i kokainy, stosowanych ówcześnie w roli środków przeciwbólowych. Kiedy mężczyzna wyszedł ze szpitala, pozbawiony używek zaczął szukać środka zastępczego, czegoś co poprawi mu humor i w gorsze dni „postawi na nogi”. W tych dość specyficznych warunkach narodziła się coca-cola, której nazwa wzięła się z połączenia ekstraktu z liści koki oraz owoców koli.

Napój, sporządzony w jednej z aptek Atlanty, zadebiutował 8 maja 1886, serwowany po cenie pięć centów za szklankę (słynne butelki przyszły nieco później). Choć pierwsze sukcesy były niemrawe, a przeciętnie sprzedawano kilka szklanek dziennie, z czasem coraz więcej ludzi przychodziło spróbować nowego, mocno gazowanego fenomenu.

Jak zapewniał sam Pemberton, specyfik, który opracował w swoim laboratorium, to skuteczne lekarstwo dla ludzi „dotkniętych nerwicami, zaburzeniami trawienia, wyczerpaniem psychicznym i fizycznym, wszelkimi chorobami przewlekłymi”. Twierdził również, że wynalazek ten „pobudza aktywność seksualną i leczy problemy z płodnością”. O ile większość z tych rzeczy to oczywista bajka, jednej nie dało się zanegować – coca-cola pobudzała aktywność. Trudno się jednak temu dziwić, bowiem do 1903 roku jedna szklanka napoju zawierała w sobie około 8mg kokainy. Przeliczając to na dzisiejsze „standardy”, wystarczyło wypić około litr napoju, aby uzyskać efekty porównywalne z zażyciem jednej „działki” narkotyku.

Zaalarmowana efektami ubocznymi prasa, rozpoczęła kampanię zmierzającą do wycofania szkodliwego dodatku ze składu coca-coli. Jak donosił dziennik „New York Tribune”, ustami pułkownika ze stanu Georgia: „po spożyciu narkotyku kolorowi robotnicy gwałcą białe panie”. Choć firma próbowała się jeszcze bronić, pisząc, że esencja z liści koki czyni każdego „błyskotliwym i pełnym wigoru”, niewiele dało się zdziałać. Gwoździem do trumny okazał się artykuł z renomowanego pisma „Medical Record”, w którym potwierdzono, że dodawany do napoju narkotyk, sprawia m.in. iż „seksualne żądze są coraz większe i coraz bardziej wynaturzone”.

Tajemniczy skład

Niemniej jednak, nazwa napoju nie przestała być aktualna. Obecnie do coli dodaje się dekokainizowany ekstrakt z liści koki, oraz niezmiennie ekstrakt z owoców koli, których nasiona bogate są w alkaloid kofeinę. Swój charakterystyczny smak coca-cola zawdzięcza połączeniu wanilii, gorzkiej pomarańczy i cytryny. Brązowy kolor uzyskiwany jest jednak sztucznie, dzięki zastosowaniu syntetycznego barwnika E150d, czyli karmelu amoniakalno-siarczynowego. Bez jego dodatku cola miałaby kolor zbliżony do… zielonego. Niestety, według wielu badań, ten często stosowany w przemyśle spożywczym barwnik, przy przekroczeniu dawki 200mg/kg masy ciała może wywoływać rozwolnienia, nadpobudliwość czy nasilenie ruchów robaczkowych jelit. Podobnie rzeczy się mają z kwasem ortofosforowym E338, który służy w napoju jako regulator kwasowości. Spożywany w ilościach powyżej 70mg/kg masy ciała, przyczynia się do ograniczonego wchłaniania wapnia, magnezu i żelaza, osłabiając przy tym strukturę kości.

Co ciekawe, wspomniany karmel dodawany do coca-coli będzie zawierał mniej substancji 4-MEI, która – jak wykazali naukowcy w badaniach na myszach – zwiększa ryzyko zachorowania na raka. Powód takiej zmiany zawdzięczamy władzom stanowym Kalifornii, które w tym roku wprowadziły nakaz zamieszczania na etykiecie ostrzeżeń przed nowotworami. Aby uniknąć takiej przykrej konieczności, władze koncernu zmieniły nieco skład napoju, ograniczając jego szkodliwość. Ostatnio do opinii publicznej wyciekł również inny niewygodny sekret – nazwa mieszaniny smakowo-zapachowej, która jest kluczem do aromatu napoju. Merchandise 7X to zestaw olejków eterycznych pomarańczy, cytryny, gałki muszkatułowej, kolendry i cynamonu.

Niestety, raz na jakiś czas coca-coli zdarzają się jednak nie tylko marketingowe potknięcia, ale również prawdziwe, zagrażające zdrowiu konsumentów kłopoty. Jeden z takich incydentów miał miejsce w Indiach w 2003 roku, gdzie niezależna agencja monitorująca toksyczność produktów spożywczych odkryła, że woda, z której produkowany jest m.in. popularny na świecie napój, zawiera pestycydy, które ponad 30-krotnie przekraczają przyjęte normy. Wśród wykrytych składników znajdował się między innymi środek owadobójczy DDT. Na szczęście zagrożenie to nie dotyczyło dystrybucji globalnej, a szybka reakcja i filtrowanie używanej wody zapobiegło większym zagrożeniom. Niemniej jednak, w związku z zamieszaniem wywołanym przez wykryty skandal, w 2004 roku sprzedaż coca-coli w Indiach spadła o 15%.

Śmiertelne uzależnienie?

Niedawno nowozelandzkie media donosiły o przypadku 30-letniej Natashy Harris, która zmarła w swoim domu z powodu ataku serca. Pojawiły się spekulacje, że przyczyną zawału w tak młodym wieku było uzależnienie od coli. O takich przypadkach słyszy się ostatnio coraz częściej.

Czy od coli rzeczywiście można się uzależnić? Specjaliści uspokajają – od kiedy nie ma w niej kokainy w zasadzie jedyną substancją w napoju, od której rzeczywiście możemy się uzależnić jest kofeina. Nie jest to jednak bardziej szkodliwe niż uzależnienie od zwykłej kawy. Co więc spowodowało chorobę Natashy Harris?

Okazuje się, że przypadek Nowozelandki był ekstremalny – od kilkunastu lat kobieta piła około 10 litrów coli dziennie! Jednocześnie prowadziła bardzo niezdrowy tryb życia i źle się odzywiała. Tak duże spożycie kofeiny, kwasu fosforowego i sztucznych barwników wywołało w organizmie spustoszenie.

Jak powiedział dr Christopher Holstege w wywiadzie dla „Daily Mail”: „W toksykologii wszystko sprowadza się do dawki. Wygląda na to, że w tym przypadku doszło do katastrofalnego przedawkowania”. Lekarz wyjaśnia, że spożycie tak dużej ilości coli powoduje groźne dla życia zaburzenia balansu elektrolitów w organizmie, nadmierny poziom cukru oraz kofeiny. Przypadek skończył się więc tragicznie.

Wygląda na to, że jak ze wszystkimi przyjemnościami w życiu, z colą trzeba po prostu uważać. Picie tego typu napojów jest szkodliwe głównie ze względu na gigantyczną zawartość cukru, jednak jeśli podejdziemy do tego ze zdrowym rozsądkiem i wypijemy szklankę coli raz na jakiś czas, nie powinna nam specjalnie zaszkodzić.

Artykuł ukazał się na portalu Onet.pl 29 maja 2013 (http://ciekawe.onet.pl/medycyna/cala-prawda-o-coli,1,5528309,artykul.html)