Joanna: kobieta, która została papieżem
Drzeworyt z około 1350 autorstwa Giovanniego Boccaccio przedstawiający papieżycę Joannę rodzącą podczas procesji

Joanna: kobieta, która została papieżem


Kategorie

Choć historia papiestwa przez dwadzieścia wieków zdążyła się doczekać niezliczonych skandali i teorii spiskowych, mało która cieszy się taką popularnością jak legenda pontyfikatu Jana VIII. Być może dlatego, że nie był to Jan, a Joanna. I nie papież, a papieżyca, która zatajając swoją płeć, zasiadła na tronie św. Piotra. Pech chciał, że pomimo światłych rządów zgubił ją… poród w samym środku procesji.

Self made woman

Istnieje wiele wersji legendy o rezolutnej kobiecie, która przez własny upór, spryt i inteligencję – oszukując kwiat ówczesnego duchowieństwa – dostała się na szczyt hierarchii kościelnej. Kronikarze wymieniają ją również pod wieloma imionami, od „Ioannes”, przez „Jutte”, „Gilberta”, „Agnes” po „Glencie”. O ile najbardziej upowszechniła się wersja pierwsza, czyli po prostu Joanna, o tyle nie ma wątpliwości, że we wszystkich przypadkach chodzi o tę samą osobę – urodzoną najprawdopodobniej w 818 r. w Moguncji córkę anglosaskiego duchownego. Sama jego postać różni się znacznie w poszczególnych podaniach: raz jest samotnym intelektualistą, któremu Joanna zawdzięcza znaczące – jak na kobietę tamtej epoki – oczytanie, innym razem używającym przemocy tyranem poniżającym córkę i żonę, która do końca życia nie wyzbyła się germańskich wierzeń.

Foto: Mary Evans Picture Library / Agencja BE&W

W zależności od tego różne są też przyczyny, dla których Joanna w wieku 20 lat opuszcza rodzinne strony. Bez znaczenia, czy chodzi o ucieczkę, czy zorganizowaną przez ojca pracę przy kopiowaniu manuskryptów, średniowieczni kronikarze są zgodni, że dalsza droga zaprowadziła dziewczynę do Aten. Najprawdopodobniej w męskim przebraniu udała się tam z mnichem wędrownym Frumendiuszem, w którym się ze wzajemnością zakochała. Właśnie w kolebce antycznej Grecji Joanna rozwinęła skrzydła i podczas wykładów, na które uczęszczała na tyle wyprzedzała intelektem swoich kolegów, że jeden z młodych biskupów zaproponował jej rolę wykładowcy w kolegium św. Marcina w Rzymie. Wiązało się to z koniecznością rozstania z ukochanym, ale Joanna miała się długo nie zastanawiać. Pęd za wiedzą i kościelnymi zaszczytami okazał się silniejszy. Dalej wypadki potoczyły się lawinowo.

Od wykładowcy do papieża

Kobieta z biegiem czasu zdobywała sobie coraz większe uznanie nie tylko u rzymskiego kleru, ale również prostych ludzi, w stosunku do których wykazywała się życzliwością. Ze względu na pochodzenie ojca, przyszłą papieżycę nazywano Janem Anglikiem. Sława o jego mądrości szybko dotarła do ówczesnego następcy św. Piotra – Leona IV, który zachwycony młodym mnichem, uczynił go swoim sekretarzem, a później kardynałem. Po jego śmierci w naturalny sposób to właśnie Joanna wydawała się predystynowana do objęcia schedy, które to wydarzenie większość kronikarzy datuje na rok 855.

W tym czasie, przez ponad dwa i pół roku jako Jan VIII, bez większych niepokojów i z poparciem wiernych sobie duchownych biskupem Rzymu była kobieta, o której tożsamości wiedział jedynie najbardziej zaufany członek straży przybocznej. To najprawdopodobniej z nim, bądź w innej wersji legendy z Frumendiuszem, który również udał się do Rzymu, Joanna zaszła w ciążę. Choć przez długi czas udawało się ją ukrywać pod powłóczystymi papieskimi szatami, rozwiązanie przyszło w najmniej spodziewanym momencie – w samym środku procesji. Wierni widząc rodzącego mężczyznę początkowo uznali to za cud, gdy jednak okazało się, że następca św. Piotra jest kobietą, rozpoczął się brutalny samosąd. Jak pisze XIII-wieczny kronikarz Jan z Mailly w „Chronica Universalis Mettensis”: ” (…) pewnego dnia, gdy wsiadała na konia, zaczęła rodzić. Natychmiast, zgodnie z rzymskim prawem, przywiązano ją za nogi do końskiego ogona i wleczono za koniem przez pół ligi, podczas gdy ludzie ją kamienowali. Została pochowana tam, gdzie zmarła i w tym miejscu wyryto napis PPPPPP, który oznacza „Petre, Pater Patrum, Papisse Prodite Partum” („Piotrze, ojcze ojców, ujawnij poród papieżycy”). W tym samym czasie ustanowiony został czterodniowy post, który nazwano „postem papieżycy”.

Mit czy historia?

Choć Jan z Mailly nie jest jedynym średniowiecznym dziejopisem, który przybliżył historię tajemniczej kobiety zasiadającej na tronie św. Piotra, właśnie relacje kronikarskie stanowią poważny argument przemawiający na niekorzyść legendy. O ile domniemane panowanie Jana VIII datowane jest na okres pomiędzy Leonem IV a Benedyktem III, względnie po pontyfikacie Wiktora III – a więc na IX wiek – żadne źródła z tamtego okresu nie wspominają o Joannie. Nic nie wie o niej nawet współczesny kronikarz Anastasius. Również dzieło spisujące panowanie wszystkich papieży, tzw. „Liber Pontificalis” Jana VIII datuje na okres od 872 do 882 roku. I nie byłaby to bynajmniej kobieta, a papież, którego panowanie przypadające na schyłek cesarstwa Karolingów jest wystarczająco dobrze udokumentowane. Legenda o Joannie pojawia się dopiero na przełomie XII i XIII stulecia, a sam Jan z Mailly mylnie określa panowanie papieżycy na rok 1099. Choć tego błędu nie popełnia Otton z Fryzyngi i Godefroy z Viterbo, a także Stefan z Burbon w „Siedium darach Ducha Świętego” – ich opisy są do siebie zadziwiająco podobne i lakoniczne.

Od tego czasu opowieść przekazywana również ustnie zaczęła żyć własnym życiem i zdobywać ogromną popularność. Wzmianki o kobiecie papieżu pojawiają się u wielkich epoki: Francesco Petrarki i Giovanniego Boccaccio. Swój udział w popularyzacji Joanny miał również Polak – dominikanin Marcin z Opawy. To właśnie kapelan Aleksandra IV w „Kronice cesarzy i papieży” poruszył niewygodną plotkę. Podaje on zarówno dokładną długość panowania, tj. dwa lata, siedem miesięcy i cztery dni, oraz odsłania kulisy porodu i przyczyny wymazania jej z historii. „Kiedy jednak już została papieżem, zaszła w ciążę ze swoim kochankiem. Nie wiedziała jednak, kiedy ma nastąpić poród. I tak zaczęła rodzić podczas procesji z bazyliki św. Piotra do bazyliki św. Jana na Lateranie, w uliczce między Koloseum a kościołem św. Klemensa. Mówią, że po jej śmierci została pochowana w tym samym miejscu. Każdy Ojciec Święty zawsze omija tę uliczkę i wielu ludzi wierzy, że czyni tak z powodu zgrozy i zgorszenia, jakie wywołało tamto wydarzenie. Jej imię nie zostało też umieszczone na liście Ojców Świętych, zarówno z powodu jej płci, jak i popełnionego wszeteczeństwa” – relacjonuje zakonnik. Po polsku, już w trakcie panującej reformacji, ukazało się również dzieło pod tytułem: „Historia o papieżu Janie, tego imienia osmym, który był Gilberta, biała głowa z Anglijej i o inszych wielu papieżoch, którzy przed nią i po niej byli. Prawdziwie napisana, a z łacińskiego na polskie pilnie wyłożona. Roku 1560”. Nieprzypadkowo właśnie w tamtym czasie w legendzie o papieżycy szukano sposobu na potępienie kleru rzymskiego.

Trzystu kardynałów milczy

Oczywiście, gdyby legenda o Janie VIII była całkowicie pozbawiona podstaw, z pewnością szybko by o niej zapomniano. Tymczasem to właśnie „ziarna prawdy” sprawiają, że historia ta żyje do dziś – powstają książki i adaptacje filmowe. Jedną z nich jest fakt, że o Joannie pisze nie tylko Marcin z Opawy, który był spowiednikiem wielu papieży, ale również inny dominikanin Bartolomeo Platina, który pracował w XV wieku na zlecenie Sykstusa IV. Czy gdyby opowieść była całkowicie zmyślona, biskupi Rzymu pozwoliliby swoim podopiecznym na jej opisanie? Zwolennicy wersji o papieżycy podają również argument Jana XX, który w 1276 r. ze względu na badania prowadzone w archiwach papieskich, zmienił imię na Jana XXI. Twierdzą oni, że stało się tak za sprawą uwzględnienia Joanny, jako legalnie urzędującego następny św. Piotra. Faktem jest również, że papieże faktycznie unikali podczas procesji Via Sacra, na której to ulicy miało się urodzić pechowe dziecko. Niestety zwyczaj ten wprowadzono dopiero w XIII wieku, możliwe, że właśnie ze względu na rozpowszechnienie się i popularność plotki o „skalaniu” tego miejsca.

Podobnie rzecz się miała z sella stecoriara, czyli tzw. „gnojnym krzesłem”, używanym rzekomo aż do XVI stulecia w celu udowodnienia płci nowego papieża. Procederu tego miał dokonywać najmłodszy kardynał, ogłaszając wszystkim uroczyście, że kandydat jest mężczyzną. Co prawda zwyczaj ten wspominany jest przez kronikarza np. podczas intronizacji Grzegorza XII, niemniej jednak geneza samego krzesła jest znacznie starsza niż legenda o papieżycy Joannie. Być może do jednego z najgłośniejszych świadectw przemawiających za jej istnieniem były słowa wykrzyczane przez Jana Husa na soborze w Konstancji w 1415 roku. Czech oskarżony o herezję wykrzyczał wtedy do 300 zgromadzonych kardynałów: „Czy nie był Kościół bez głowy i rządcy przez te dwa lata i pięć miesięcy, kiedy papieżem była Joanna?”. Jak głoszą relacje świadków, wszyscy w bezsilności zamilkli. Nie da się również podważyć tego, że jej posągi pojawiały się również w kościołach, np. w katedrze w Sienie. Niemniej jednak Joanna znikała stopniowo z piedestałów w XVII wieku w dobie kontrreformacji, kiedy też zgodnie z teorią spiskową miano zadecydować o wymazaniu niewygodnego epizodu w historii papiestwa.

Bez względu na to, czy legendę o papieżycy uznamy za prawdziwą, czy za element walki z Kościołem hierarchicznym albo wewnętrznym sporem międzyzakonnym (ojciec i kochanek Joanny byli bernardynami, niemal wszyscy autorzy kronik dominikaninami) – nie zmienia to faktu, że opowieść o Janie Angliku po dziś dzień budzi emocje. Dla jednych jest to przykład zgorszenia, dla innych inspiracja do większego zaangażowania kobiet w sprawowanie kultu.

Artykuł ukazał się na portalu Onet