Jerzy Popiełuszko – fenomen pokory

Jerzy Popiełuszko – fenomen pokory


Swoje kazania odczytywał z kartki spokojnym, lekko usypiającym głosem. Według dzisiejszych standardów, nie miał prawa porywać tłumów. Nie był typem showmana, nie używał kwiecistego języka, a jednak jego msze gromadziły tysiące wiernych. Symbolem „Solidarności” został z przypadku, ale przypadkiem nie była jego odwaga. Choć sporo o nim wiemy, nawet 31 lat po męczeńskiej śmierci, jedno pytanie nie przestaje intrygować. Z czego wynikał fenomen Jerzego Popiełuszki?

Był zwykłym chłopakiem z ubogiej wsi na pograniczu z Białorusią. W dzieciństwie częściej niż czystą polszczyzną, mówił specyficznym białoruskim dialektem. Stronił od ludzi, uczył się przeciętnie. Za to każdą wolną chwilę spędzał w okolicznym kościele, w jego murach odnajdując spokój. O najważniejszej decyzji swojego życia powiadomił znajomych na studniówce. Oni bawili się i dopiero odkrywali swoje powołanie, on już wiedział: seminarium.

Ilekroć myślę o Jerzym Popiełuszce, do głowy przychodzi mi jedynie czysta, ewangeliczna prostota. Wielu mamy w historii Kościoła świętych teologów, reformatorów, intelektualistów. Są jednak czasy, które bardziej niż subtelności, potrzebują usłyszeć Prawdę prosto z mostu. I chwała tym, który potrafią ją głosić nawet wbrew instynktowi podpowiadającemu, aby milczeć.

Taki właśnie był bł. Jerzy Popiełuszko. Zaczął mówić o realiach komunizmu, jak gdyby wychował się poza przytłaczającą retoryką półsłówek i zaklinania rzeczywistości. Co ciekawe, najważniejszy, „Solidarnościowy” etap życia księdza Jerzego, rozpoczął się przez przypadek. Do pamiętnej niedzieli 31 sierpnia 1980 r. był diecezjalnym duszpasterzem służby zdrowia. Później jednak, odnalazł swoje „powołanie wewnątrz powołania” – posługa ludziom pracy.

Delegacja strajkującej huty w Warszawie szukała akurat kapłana, do odprawienia mszy. Wszyscy w parafii św. Stanisława Kostki byli zajęci, poza jednym skromnym wikariuszem. Jak sam później wspominał, tamtej Eucharystii nie zapomniał do końca życia. Szedł pełen obaw i lęków, a przywitał go szpaler klaskając hutników. Był pierwszym księdzem przekraczającym bramy tego zakładu.

Wystraszonym robotnikom mówił wprost: „Jesteście wolni, a wolność dana jest człowiekowi jako wymiar jego wielkości”. Utrzymywał ich na duchu w najtrudniejszych chwilach, spowiadał, rozmawiał, organizował kursy dokształcające. Nie bez powodu na jego pogrzebie Lech Wałęsa powiedział: „<<Solidarność>> żyje, bo Ty oddałeś za nią życie!”.

Później przyszły pielgrzymki do Częstochowy, msze za Ojczyznę, zastraszanie przez Służbę Bezpieczeństwa i próby kompromitacji. Władza nie cofała się przed niczym, urządzając nagrywane przez telewizję przeszukanie jego mieszkania, do którego podrzucono broń, amunicję, nielegalną prasę. Jego sprawę relacjonowały media radzieckie, Jerzy Urban pod pseudoniłem pisał o kazaniach Popiełuszki, jako o „seansach nienawiści”.

Ksiądz Jerzy coraz bardziej podupadał na zdrowiu, proponowano mu wyjazd na studia do Rzymu. Było jasne, że pętla wokół niego się zaciska. Nawet w Kościele, niektórzy próbowali przemówić mu do rozsądku, tłumacząc, że działa za ostro, burzy delikatne status quo.

“Ma­my wy­powiadać prawdę, gdy in­ni mil­czą. Wy­rażać miłość i sza­cunek, gdy in­ni sieją niena­wiść. Za­mil­knąć, gdy in­ni mówią. Mod­lić się, gdy in­ni przek­li­nają. Pomóc, gdy in­ni nie chcą te­go czy­nić. Prze­baczyć, gdy in­ni nie pot­ra­fią. Cie­szyć się życiem, gdy in­ni je lekceważą” – spokojnie tłumaczył. Zginął zamordowany bestialsko przez pracowników SB 19 października 1984 roku. Kiedy jego zmasakrowane zwłoki wyłowiono z Wisły, nikt nie miał już wątpliwości co do natury systemu, który skazał go na śmierć.

Dziś przypada w Kościele wspomnienie liturgiczne bł. księdza Jerzego Popiełuszko, człowieka który nie chodził z Prawdą na kompromisy. Jestem przekonany, że to dzięki ludziom takim jak on, żyjemy dzisiaj w wolnej Polsce.

PS. Po napisaniu tego felietonu zgłosił się do mnie Pan Marek Popiełuszko – bratanek księdza. Choć na Wikipedii możemy przeczytać informację o tym, iż Jerzy Popiełuszko nie mówił w dzieciństwie po Polsku, jest to drobna nieścisłość. „To prawda ze w domu dziadków nie mówiono czystym literackim językiem polskim” – relacjonuje w rozmowie ze mną Pan Marek – „ale to nie znaczy ze nie mówiono po polsku .Przecież np. to ze górale mówią swoją gwarą nie znaczy ze nie są Polakami. Każdy region ma swoją gwarę i tak samo było u nas . Ja spędziłem wiele wakacji u Babci i Dziadka i jedynym językiem był język Polski .W rozmowach z nami dziadkowie nawet nie używali gwary, dlatego ja tego języka nawet nie rozumiem”.