„Generacja przemocy”. Poetka wraz z chłopakiem morduje jego rodziców. Dlaczego?

„Generacja przemocy”. Poetka wraz z chłopakiem morduje jego rodziców. Dlaczego?


Zapalili skręta, po chwili założyli lateksowe rękawiczki. Do domu weszli w środku nocy. Zaskakująco ciepłej, jak na środek grudnia. Rodzice Kamila spali, kiedy wraz z Zuzanną zadali pierwsze ciosy. Na oślep, jak w przerażającym transie. Wcześniej w jednym z wywiadów Zuzanna mówiła o „wstręcie do hołoty umysłowej” – nie żartowała. Zawsze chciała być poetką wyklętą. Morderstwo miało otworzyć jej tę drogę. 

Zanim wdarli się do sypialni, ojciec Kamila zdążył się ocknąć. Być może nie wiedząc, że to jego własny syn, instynktownie rękoma osłonił żonę, która w panice wybiegła na zewnątrz. Służył w straży granicznej, był wysportowany, stawiał zaciekły opór. Dlatego najpierw zamordowali jego, wbijając noże chaotycznie, głównie w klatkę piersiową.

Dopiero później dogonili matkę, zaciągając ją za nogi z powrotem do łóżka. Tam, najprawdopodobniej Zuzanna, poderżnęła jej gardło. Po wszystkim próbowali obciąć swoim ofiarom dłonie, w naiwnej nadziei zatarcia śladów DNA. Jak się okazało, każdy z trzech noży, które mieli przy sobie, okazał się za tępy. Kilkanaście pchnięć zrobiło swoje.

Policjanci, którzy 13 grudnia przyjechali na miejsce zbrodni, nie mogli uwierzyć w to, co ukazało się ich oczom. „Dom spłynął we krwi. Czegoś takiego nie widziałem, odkąd pracuję, prawie 30 lat. Sceneria gorsza niż w horrorach gore” – powiedział w wywiadzie dla „Gazety” jeden ze śledczych, który był na miejscu w spokojnym do tej pory Rakowisku na Lubelszczyźnie.

Już po wszystkim, dwójka 18-letnich kochanków pojechała do Krakowa promować tom wierszy Zuzanny, która zdaniem prokuratury była mózgiem całej zbrodni. Dokładnie ją przemyślała i dzień po dniu przekonywała chłopaka to tego, aby pozbył się „hołoty umysłowej”. To znaczy, jego rodziców. Zuzanna, a może raczej Maria Goniewicz? Zacznijmy tą historię od początku.

Poznali się w gimnazjum w Białej Podlaskiej. W internecie można bez problemu znaleźć zdjęcia Zuzanny, ubranej w strój bramkarza. On grał namiętnie w koszykówkę. Później ich drogi się rozeszły, trafili do dwóch różnych liceów, ale na tyle mocno ciągnęło ich ku sobie, że w klasie maturalnej coś znowu zaczęło iskrzyć. Zostali parą, z pozoru jak każda inna. Może poza drobną różnicą – ona ewidentnie uważała się za gorszą, mniej atrakcyjną, owładniętą emocjonalnym przywiązaniem do Kamila, który momentami nią gardził. Ten stan wylewał się wręcz z jej wierszy, nawet jeśli literackim faux pass jest utożsamienie podmiotu lirycznego z autorem.

Dwa lata wcześniej Zuzanna zaczęła kompulsywnie pisać, wymyślając dla siebie alter ego – Marię Goniewicz. Zanim jednak chwyciła za pióro, jej życie i psychikę ukształtowała tragiczna śmierć ojca. „Moja przygoda z poezją rozpoczęła się niestety od ogromnej tragedii w życiu prywatnym.  Mój własny koniec świata był powodem, dla którego zaczęłam szukać jakiejś formy wyrażania siebie” – zwierzyła się w wywiadzie dla jednego z lokalnych portali. Publikowała, wygrywała konkursy, zrobiło się o niej głośno.

Kiedy czytam ten wywiad dzisiaj, brzmi on jednak zupełnie inaczej. Oczywiście, pełno w nim nieskrywanej pychy i młodzieńczej buńczuczności. Na pozór nic dziwnego. Nie ona jedna zachłysnęła się pierwsze miłością, nie ona pierwsza i nie ostatnia upoiła wydanym tomem wierszy, który miał być przepustką do świata „poetów wyklętych”. Co innego jednak fantazjować, co innego wcielać swoje egzaltacje w czyny.

Przeglądając wiersze Zuzanny i obserwując jej Facebooka, można odnieść wrażenie, że niczego bardziej nie pragnęła niż ostatecznego wyklęcia. „Thank you for the tragedy. I need it for my art. Piszę, kiedy nie wiem już jak radzić sobie z emocjami. To jest moja ucieczka od rzeczywistości” – opowiadała w wywiadzie z rozbrajającą szczerością.

Na pytanie o ewentualną krytykę odparła: „Nie, krytyka nie rusza mnie ani trochę. Znam wartość swojej twórczości, więc nie przejmuję się opinią kilku jednostek, które nie rozumieją ‘co autor miał na myśli’. Podzielam tu zdanie Witkiewicza i również <<mam wstręt taki do hołoty umysłowej, że rzygam>>”.

Czy ten „wstręt” pchnął ją do ostatecznego kroku – makabrycznej kreacji – w której morderstwo stało się potwierdzeniem jej „wyjątkowości”, „wrażliwości”, odrealnienia i paradoksalnie – prawdy jej poezji? Zatrzymana przez policjantów, nie była już Zuzanną. Rozmawiała z nimi Maria Goniewicz, dumna ze swojego dzieła, przepełniona nieukrywaną radością, że ostatecznie przekroczyła granicę.

Grafika, która ukazała się na profilu FB Marii GoniewiczGrafika, która ukazała się na profilu FB Marii Goniewicz, fot. Facebook

 

Dlaczego pisze o „prawdzie” w kontekście jej wierszy i tego, co wraz ze swoim chłopakiem zrobiła? Trudno we wszystkim co pisała i robiła, nie odczytywać subtelnych znaków zapowiadających krwawy finał. Na kilka dni przed zbrodnią Zuzanna założyła stronę, na której minuta po minucie spazmatycznie publikowała całą swoją twórczość. Również na jej Fecebooku pojawiały się dziwne zdjęcia. Na jednym z nich w czarno-białym kolażu mężczyzna morduje swoją ofiarę nożem w trzech różnych pozach. Kiedy indziej pojawia się piosenka, z enigmatycznym podpisem: „pozdrowienia do więzienia”. Na koniec utwór zespołu „Death Grips” z rzuconym lakonicznie komentarzem: „generation of violence”.

Profil Marii GoniewiczProfil Marii Goniewicz, fot. Facebook

„Kiedy ktoś czyta jakiś mój wiersz – mam wrażenie jakbym opowiadała mu część swojego życia, ale taką część, która jest idealnie dopracowana i która jest perfekcyjna. Niestety w rzeczywistości nie zawsze tak jest. „. Czy z tym morderstwem miało być inaczej? Miało być idealnie dopracowane i perfekcyjne? Paradoksalnie wydaje się, że tak. Przecież musieli wiedzieć, że to tylko kwestia czasu, zanim w kajdankach nie zostaną zaprowadzeni do aresztu. Nie uciekali. Zuzanna z dumą chodziła po Krakowie, 13 grudnia – już po morderstwie – pisząc: „Halo Kraków! Dzisiaj też można się ze mną umówić w mieście w sprawie odbioru <<33>>”.

„33” to tom jej poezji. 33 to liczba idealna. Według Zuzanny, takie właśnie jest jej dzieło.

„Uważam wrażliwość za swoją największą wadę czy może nawet zgubę, dlatego staram się jej pozbyć pisząc wiersze” – przyznała. Czy w pewnym momencie zapragnęła się jej pozbyć ostatecznie?

„będzie ci przy mnie nieziemsko

racja

ale nikt nie mówi tu o niebie

nie musisz iść ze mną w ogień

to i tak będzie piekło”

16 grudnia para przyznała się do popełnienia zbrodni. Grozi im dożywocie.