Czego ci nie powie Adam Wajrak i inni „obrońcy puszczy”?
Puszcza Białowieska

Czego ci nie powie Adam Wajrak i inni „obrońcy puszczy”?


Kategorie

Z uwagą przeczytałem opublikowany w Wirtualnej Polsce wywiad z Adamem Wajrakiem o losie Puszczy Białowieskiej. Nie mam zamiaru podważać kompetencji dziennikarza, który większość swojej kariery zawodowej poświęcił obserwacji przyrody, ale wydaje mi się, że elementem zwykłej uczciwości intelektualnej będzie skonfrontowanie się z radykalnymi tezami, które stawia.

W dyskusji na temat planowanej wycinki w Puszczy Białowieskiej wcale nie chodzi o licytowanie się na wiedzę – system przyrodniczy tak bogatych drzewostanów jest równie skomplikowany co neurologia, dlatego mówimy w tym wypadku bardziej o pewnych ideach, a nie detalach naukowych. Wajrak nie ukrywa zresztą, że dzisiejszy spór ma charakter pryncypialny, ponieważ wnioski, do których dojdziemy, zależą od odpowiedzi na jedno kluczowe pytanie. Brzmi ono tak: czy człowiek powinien kształtować przyrodę wokół siebie czy też – ze wszelkimi konsekwencjami tej decyzji – należy zostawić ją nietkniętą?

Tak przedstawione zagadnienie nie byłoby niczym kontrowersyjnym, gdyby nie pokrętna aksjologia stosowana przez ekologów, nazywających siebie „obrońcami puszczy”. Przypomina ona fałszywą tezę, którą w XVIII wieku w odniesieniu do ludzi postawił Jean-Jacques Rousseau. Twierdził on, że cywilizacja czyni nas gorszymi, natomiast stan, do którego powinniśmy zmierzać, to ideał „dobrego dzikusa”. Człowieka etycznego, nietkniętego niszczącą go kulturą, cywilizacją i więzami społecznymi. Podobnie argumentuje Wajrak – przyroda jest tutaj święta. Nie można jej ruszać, przeszkadzać, kształtować. Najlepiej w ogóle wyeliminować z tego procesu człowieka, który tylko szkodzi „dobrej” naturze.

Jeśli nie uzupełnimy tej głównej tezy Wajraka o odpowiedni kontekst, zasługiwać ona będzie na miano przekłamania lub półprawdy. Czego nie mówi nam znany dziennikarz? Przede wszystkim tego, że na przyrodę można patrzeć inaczej. Antropologiczny pierwiastek, z którym Wajrak się nie godzi, reprezentuje dzisiaj m.in. minister Jan Szyszko. Oto trzy podstawowe zagadnienia, które formułuje przyrodnik, a które moim zdaniem są błędne.

Teza pierwsza: Polska nie umie się zaopiekować puszczą, należy liczyć na interwencję z zewnątrz

Adam Wajrak słusznie zauważa, że tereny Puszczy Białowieskiej „to najlepiej zachowany las nizinny strefy umiarkowanej”, który „przyciąga badaczy z całego świata”. Jednocześnie dodaje, że ma nadzieję na nałożenie na Polskę kar finansowych przez Komisję Europejską, a co najmniej na zakazanie naszemu Ministerstwu Środowiska dokonywania planowanej wycinki obumarłego drzewostanu. Problem polega na tym, że list na który się powołuje, cytując fragment o zaniepokojeniu KE, pochodzi ze stycznia 2016 roku, a od tej pory wiele rzeczy uległo zmianie. Przede wszystkim politycy europejscy są zaniepokojeni nie tyle wycinką, co zanikiem siedlisk i gatunków priorytetowych z punktu widzenia Unii. Jak mówił minister Szyszko, gdy miałem okazję rozmawiać z nim kilka tygodni temu: „W tej chwili prowadzona jest stała korespondencja z komisarzem ds. środowiska Karmenu Vellą, informujemy go o tym, co się dzieje z puszczą, o wszystkim transparentnie informujemy”. Nikt zatem nie czeka na potknięcie Polski, a faktyczne zakazy nam nie grożą.

Osobną sprawą jest wyciągnięcie wniosków z własnych słów, na co powinien się zdobyć Adam Wajrak, jeśli chce uchodzić za eksperta w temacie. Dlaczego żaden kraj w Unii nie ma równie spektakularnych terenów przyrodniczych formatu Puszczy Białowieskiej? Dlaczego pod tym względem Polska jest wyjątkowa i „przyciąga badaczy z całego świata”? Francja, Wielka Brytania czy Niemcy nie miały podobnych lasów nizinnych? Czy wyczarowała je w Polsce jakaś dobra wróżka? Otóż nie – tak bogaty i różnorodny drzewostan istnieje w naszym kraju, bo w przeciwieństwie do tych, którzy chcieliby nas ewentualnie rozliczać i mówić jak mamy postępować, umieliśmy o niego zadbać i zabezpieczyć. Działo się tak również za sprawą świadomego kształtowania rejonów Białowieży przez kolejne pokolenia leśników. Jeśli zatem ktokolwiek mógłby tutaj udzielać korepetycji z ekologii, to Polska reszcie Europy, a nie odwrotnie.

Teraz druga: Puszczę lepiej zostawić samej sobie, człowiek jest w niej intruzem i elementem zbędnym

Wątek ten zdecydowanie najczęściej pojawia się w argumentacji środowisk ekologicznych oraz samego Wajraka. Dziennikarz wielokrotnie twierdzi w wywiadzie, że marzy mu się objęcie zakazem wycinki całej puszczy, a nie tylko terenów parku narodowego. „Chodzi o objęcie ochroną nie tylko najcenniejszych kawałków puszczy, ale też tych przekształconych przez człowieka, by także mogły się samoistnie renaturalizować” – mówi, jak gdyby renaturalizacja było powrotem do etycznego stanu swobodnego rozwoju przyrody, który pogwałciła ingerencja intruza. Wajrak twierdzi również, że woli, aby przyrodzie nie pomagać, bowiem najpiękniejsza jest tam, „gdzie człowiek jej nie rusza”, a fatalna „gdy wspiera przyrodę”. Jego ideałem ochrony wszelkich drzewostanów jest zostawienie ich samym sobie tak, aby „mogły się wylizać”. I nie chodzi tutaj o parki narodowe, ale generalnie – lasy gospodarcze, rezerwaty, etc. Embargiem na inżynierię ekologiczną powinny być też objęte góry i jeziora. W końcu „jakoś tak się składa, że dzięcioła trójpalczastego znajduję tam, gdzie człowiek do przyrody się nie wtrąca” – argumentuje Wajrak. Co z tego wynika?

Po pierwsze, nikt w Ministerstwie Środowiska nie planuje wycinać objętego ochroną Parku Narodowego w Puszczy Białowieskiej, co starają się sugerować przeciwnicy ingerencji. Cięciami sanitarnymi objęte są tereny trzech nadleśnictw gospodarczych. Bez nich skala gradacji drzewostanu zarażonego kornikiem drukarzem oraz kilkoma innymi gatunkami może dotyczyć aż 1/3 całego obszaru leśnego, o którym mówimy. „Korniki z jednego zarażonego nimi świerka opanowują trzydzieści kolejnych” – odpowiada minister Szyszko. W ostatnich latach leśnikom odebrano narzędzie do walki z kornikiem i dopiero wtedy, gdy nie mogli wycinać drzew, ta plaga się rozprzestrzeniła, powodując de facto zanik siedlisk przyrodniczych ważnych dla Unii Europejskiej.

Po drugie, bezprecedensowa ilość powalonego suchego drzewa grozi niewyobrażalnym w swojej skali pożarem. Kto weźmie za niego odpowiedzialność? Czy jeśli wybuchnie, nie należy go gasić? Przecież, jak twierdzi Wajrak, pożary to również naturalny element samoregulacji ekosystemów.

Po trzecie, owszem, Puszcza Białowieska poradzi sobie sama, ale będzie wyglądać inaczej niż dotychczas. W wielu miejscach zdominuje ją jeden gatunek (np. zaborczy grab), a więc zubożeje.

Po czwarte, nikt nie mówi o całkowitym wycięciu obumarłego drzewostanu. Z niespełna 180 hektarów przewidzianych do wycinki, 1/3 tego obszaru Ministerstwo zamierza pozostawić samemu sobie (do dalszych obserwacji), na 2/3 natomiast – chore drzewa ściąć i na ich miejsce zasadzić młode (w sposób zróżnicowany, który będzie sprzyjał jak największej liczbie gatunków zwierząt). Być może nie będzie to dzięcioł trójpalczasty, ale inne gatunki ptaków, owadów i zwierząt, które wcześniej tam nie występowały. Status quo w przyrodzie nie istnieje, dlatego zmiana niszy biologicznej pociąga za sobą zmianę gatunków, które w nim egzystują. Czy to coś złego?

Teraz trzecia: Puszcza to wiekowe drzewostany, nietknięte ręką człowieka, dlatego nie należy w nie ingerować.

Wajrak twierdzi, że „w Puszczy Białowieskiej jakimś cudem i dzięki świadomemu działaniu polskich królów i rosyjskich carów ta ingerencja człowieka była niewielka”. Oskarża on również ministerstwo o przykładanie siekier do monumentalnych, mających ponad 100 lat drzewostanów. Jego zdaniem obecne działania są bez precedensu, a „leśnicy ze swoją gospodarką leśną pojawili się w puszczy dopiero w latach 20 ubiegłego wieku”. W tym miejscu dziennikarz nie tyle stawia swoją tezę, tylko albo zwyczajnie kłamie albo celowo przemilcza niewygodne dla niego fakty. A te wyglądają następująco: to, co widzimy w obecnej chwili, nawet nie równa się ze skalą rabunkowej polityki, prowadzonej w Puszczy Białowieskiej przez zaborców i prywatne firmy w II RP.

Sam carat, który rzekomo świadomie chronił ten rejon, przymierzał się do jego eksploatacji w 1911 roku. Zapędy Rosji powstrzymała jednak przegrana z Niemcami. Czego nie zrobili Rosjanie, oni dokończyli, budując 300 km kolejek wąskotorowych do transportu surowca zachowanych częściowo do dzisiaj. Przez niecałe cztery lata wycięli oni ponad 5 mln m³ drzew. Częściowo lub całkowicie ogołocono wtedy około 10 tys. ha lasu. Fatalny stan, w którym puszcza została pozostawiona, przyczynił się do ogromnej inwazji kornika, z którą walczono w latach 1919-1923. Prawie sto lat przed złowrogim PiS-em i rządami prawicy.

Wajrak na pewno wie również o działalności brytyjskiej firmy drzewnej, zwanej potocznie „Centurią”. The Century European Timber Corporation otrzymała bowiem od władz polskich zgodę na wyrąb 7,2 mln m³ drewna nad Niemnem i w Puszczy Białowieskiej. Gdy rząd zorientował się jakimi metodami prowadzone są prace, zorganizowano ogólnopolską akcję publicznej zbiórki pieniędzy na opłacenia odszkodowania za zerwany z polskiej inicjatywy kontrakt. Generalnie w latach 1916–1939 wycięto ponad 10 mln m³, czyli 1/3 zasobów Puszczy Białowieskiej. Jej drzewostany zostały przekształcone w sposób nieporównywalny z dzisiejszymi obszarami wycinek martwych drzew.

A proszę pamiętać, że mówimy jedynie o XX wieku, a udokumentowana ludzka ingerencja w tych rejonach sięga średniowiecza. Jeśli ktoś, kto nazywa się „obrońcą puszczy”, te fakty ukrywa, moim zdaniem działa w złej woli. Podobnie za szkodliwą półprawdę należy uznać szerzenie plotek o wycince wiekowego drzewostanu. Szkoda, że Wajrak nie dodaje, że według ustaw uchwalonych przez poprzedni rząd, ponadstuletni drzewostan oznacza stosunkowo spory fragment lasu, w którym jedno na dziesięć drzew ma minimum sto lat. Nie wszystkie są bowiem równie stare.

Post scriptum

Podobnych niekonsekwencji i niedopowiedzeń w wywiadzie z Adamem Wajrakiem jest więcej. Z jednej strony twierdzi on na przykład, że wycinka drzew nie przyniesie wielkich zysków („to nie są wielkie pieniądze. To raczej wojna ideologiczna”), aby chwilę później samemu sobie zaprzeczyć mówiąc, że leśnicy „traktują Puszczę jak skarbonkę” i jedyne na co liczą to „dodatkowe kubiki drewna”. Podobnie jałowa jest analogia do kwestii zabudowy doliny Rospudy, używana jako przykład zahamowania złych działań rządu. Wtedy zjednoczyły się różne środowiska – od Andrzeja Gwiazdy po Kazimierę Szczukę – i „obroniły naturę”. O tym, jaki los spotkał Rospudę, i że obwodnica przeszła w innym miejscu, już cisza. Planowana droga S19, która miała połączyć Skandynawię z Bałkanami i ożywić region, również została wymazana z planów unijnych. Czy takie działania, w których żaby i ptaki stawia się ponad interesem ludzi, należy uznać za sukces?

Argumentacja Wajraka w dużej mierze jest charakterystyczna dla osób, które nie potrafią się pogodzić z prymatem człowieka nad przyrodą. Dziennikarz jest święcie przekonany o swojej słuszności. Tak święcie, że w imieniu całego narodu mówi: „Polacy chcą, kurna, zapuszczonej Puszczy. Koniec kropka. Żadnych upraw, żadnego sadzenia, żadnego ratowania przed kornikiem”. Chwilę później dodaje: „Widzę u polskich polityków wielki brak zaufania do procedur, do oddawania władzy społeczeństwu, transparentności”.

Czy lekarz, kiedy operuje nowotwór, pyta o opinię społeczeństwa? Na jednym hektarze lasów z Białowieży występuje kilkadziesiąt tysięcy gatunków roślin i zwierząt. Miejmy nieco pokory, kiedy proponujemy tak łopatologiczne rozwiązania w procesie, którego dynamiki nie sposób ogarnąć czytając jedynie publicystykę. Właśnie dlatego minister Szyszko zaprosił na warsztaty naukowe dziennikarzy. A nie po to, by wydawać na nich zaświadczenia, które uprawniają do akredytacji na konferencje prasowe ministra. Wiem, bo na tych warsztatach byłem. W przeciwieństwie do „ekologów” nikt nas nie nawracał na swoją religię, a wnioski można było wyciągnąć samodzielnie, do czego również państwa zachęcam.

Marcin Makowski dla Wirtualnej Polski