Co naprawdę kryje się za kontrolą Komisji Europejskiej wobec Polski?

Co naprawdę kryje się za kontrolą Komisji Europejskiej wobec Polski?


Bycie pionierem budzi same pozytywne skojarzenia, chyba że jest się państwem wobec którego po raz pierwszy Komisja Europejska zaczęła rozważać wszczęcie procedury monitorowania praworządności.

Nie piszę jak większość polskich mediów „wszczęła”, ale „zaczęła rozważać”, ponieważ w tej chwili mamy do czynienia jedynie ze wstępną oceną sytuacji w Polsce, do samej trzystopniowej procedury jeszcze daleko. Jak zapowiedział szef KE, Frans Timmermans: „Dyskusja (…) koncentrowała się na kwestii Trybunału Konstytucyjnego. Jak się dowiedzieliśmy, decyzje TK nie są wykonywane w Polsce, rząd [Polski] przeprowadził zmiany, które wpływają na jego funkcjonowanie. KE przeprowadzi wstępną ocenę sytuacji w Polsce. Jej celem jest wyjaśnienie faktów w sposób obiektywny, bez dotykania możliwych następnych kroków”. Słowa te na gorąco skomentował Konrad Szymański, sekretarz stanu w MSZ, który podkreślił, że cieszy się, iż najczęściej wymienianym słowem w wystąpieniu Timmermansa jest „dialog”, a rząd jest zainteresowany odpowiedzią na wszystkie następne pytania.

Tyle wiemy z oficjalnych i dyplomatycznych dyskusji między politykami. W kuluarach mówi się natomiast, że sam fakt zainteresowania się Polską przez Komisję Europejską i Unię świadczy o chęci uniknięcia „scenariusza Węgierskiego”. W stosunku do Orbana instrumenty nacisku zostały użyte zbyt późno, w przypadku Polski nie można sobie pozwolić na nonszalancję. Znaczący jest również sam fakt, że za próbą wszczęcia procedury monitorowania praworządności opowiedzieli się wszyscy komisarze KE. Niestety płacimy dzisiaj cenę za brak jakichkolwiek lobby wewnątrz struktur unijnych, które umiałyby blokować podobne zakusy polityków europejskich. Nie jest również tajemnicą, że we wspomnianych zakusach przodują europarlamentarzyści niemieccy, dla których choćby symboliczna wolta Polski jest walką nie o jej demokrację, ale o ochronę własnych interesów. Naiwnością byłoby sądzić, że ktokolwiek w Europie autentycznie interesuje się stanem polskich mediów czy Trybunału Konstytucyjnego. Cała gra w ewentualne sankcje toczy się raczej o postulaty ekonomiczne Prawa i Sprawiedliwości, takie jak podatek bankowy czy podatek od hipermarketów, bezpośrednio uderzające w dominujący w naszym kraju kapitał niemiecki.

W obecnej sytuacji rząd musi zachować daleko idącą powściągliwość w relacjach w urzędnikami KE i UE, jednocześnie robiąc wszystko, aby zachować transparentność i praworządność. Nie możemy sobie pozwolić na przenoszenie polskiej debaty i problemów na forum międzynarodowe. Od tego mamy Parlament i instytucje prawa, aby rozwiązywały je poprzez już posiadane narzędzia. W tej chwili czas na ruch Beaty Szydło i autentyczne wyciągnięcie ręki do opozycji, pokazanie kompromisowego oblicza. Inaczej konflikt będzie eskalować podsycany zarówno z naszego kraju, jak i przez polityków europejskich. To najgorszy scenariusz dla Polski.