Chytre baby z H&M
Prapremiera kolekcji Balmain for H&M w Warszawie / screen z Plotek.pl

Chytre baby z H&M


Nowa kolekcja paryskiego domu mody Balmain dla H&M w Krakowie rozeszła się w kilka minut. W Warszawie kolejka ustawiła się już po godzinie 22 dzień przed otwarciem sklepu. Gdy sprzedaż ruszyła, blogerki modowe i wystylizowani chłopcy wyrywali sobie sukienki z rąk, ktoś krzyczał, że dusi się w tłoku, były przepychanki z ochroną. To ci sami ludzie, którzy śmieją się z wyprzedaży karpia w Lidlu.

Chyba wszyscy widzieli słynną „Chytrą babę z Radomia”, która na lokalnej miejskiej wigilii chowała za pazuchę kolejne butelki napoju gazowanego. Internet zaśmiewał się z dwóch dziadków, którzy na otwarciu łódzkiego hipermarketu chcąc być pierwsi na promocji, wchodzili nieudolnie po ruchomych schodach, jadących w przeciwną stronę. Przed świętami media społecznościowe zalewają relacje z polowań na karpia w Lidlu, podczas których ludzie tratują się jak podczas bitwy pod Azincourt. Ostatnio na jednym z takich filmików słyszałem, jak matka w zatłoczonym sklepie krzyczy: „Czy ktoś widział moje dziecko”? Cóż, PRL-owska „kultura stania”, zamieniła się w „kulturę biegania”, celowo podkręcaną przez sieci hipermarketów, korzystających z medialnego nagłośnienia sprawy. Można nad tym upadkiem obyczajów teatralnie załamywać ręce, ale więcej mówi to o nas niż o społeczeństwie, które bynajmniej nie uprawia podobnych przepychanek dla sportu.

Choć promocje są różne, jedna z rzeczy pozostaje niezmienna. Zawsze pod każdym z takich wydarzeń można przeczytać te same komentarze: „wiocha”, „wstyd mi za nich”, „cebulaki”, etc. Czy wychodzą one spod klawiatury nowego MacBooka albo iPhona nie wiem, ale mogę się domyślać. Z całą pewnością natomiast, piękni, młodzi i z wielkich ośrodków z jakąś perwersyjną przyjemnością wpatrują się w tłuszczę, która ustawia się o świcie pod supermarketami, żeby wyrwać sobie z ręki przeceniony schab czy innego crocksa.

Swego czasu głośno zrobiło się o proteście szafiarki (bo tak w branży nazywa się blogerki modowe), która autentycznie i szczerze ubolewała nad upadkiem obyczajów, przejawiającym się „rzuceniem” do marketu toreb, uważanych za luksusowe. Trzeba przyznać, że był to problem z gatunku egzystencjalnych. Jeśli taką samą torbę, którą ona kupiła drożej w markowym sklepie, byle kto może wyszarpać w Lidlu, co odróżni elitę od reszty świata? To zupełnie tak, jakby nagle sprzęt Apple’a rozdawać w telekomach za złotówkę. Pryska czar, luksusowe robi się ordynarne. Nie dziwię się, że niektórzy jak Renata Kim po usunięciu tęczy z placu Zbawiciela, „gubią swoje busole” i tracą poczucie pieczołowicie budowanej tożsamości klasy średniej.

Co jest w tej historii piękne i moralizatorskie to fakt, jak mało się wszyscy od siebie różnimy. Co przeraża, to świadomość, że łączy nas akurat jedna z gorszych cech – chciwość. I nie ma tutaj różnicy – celebryta, bloger, Kowalski. Tak samo było na przedpremierowej sprzedaży kolekcji Balmain zorganizowanej dla „VIP-ów” w Warszawie. Tłok, wyszarpywanie ubrań, nastrój karnawału połączonego z nerwowym śmiechem podszytym poczuciem żenady. Kto by jednak jej nie przełknął, jeśli buty, spodnie i sukienki natychmiast można było wystawić na Allegro z nawet sześciokrotną przebitką? „Kupić tanio, sprzedać drogo”. To wie w Polsce nawet VIP.

Tym bardziej wie o tym obrotna młodzież Warszawy czy Krakowa, przepychająca się z ochroniarzami w galeriach handlowych tylko po to, żeby upolować gustowne kozaczki. „Ludzie to idioci. Widzi pan te spodnie? Kosztowały 300 zł, zaraz sprzedam je za 500. Wolałbym siedzieć teraz na matematyce, ale biznes jest biznes” – mówił w wywiadzie telewizyjnym jeden z licealistów, który zamiast siedzieć w szkole, stał przed H&M. A może to ja się mylę, a aspirujący mieszczanie wcale się w tych kolejkach nie upadlają, ale właśnie realizują estetyczne aspiracje? Jedna z moich znajomych napisała do mnie na Facebooku: „Spódniczka wzoru Olivera Roustlinga chodzi za 7,5 tys. złotych, karp w Lidlu za 9,99 zł/kg, więc porównanie jest ignoranckie, a przynajmniej nieproporcjonalne. Ta kolekcja to okazja dla szarego człowieka, żeby liznąć wielkiego świata mody, wiec rozumiem dlaczego powoduje tyle pożądania i emocji”.

Cóż, chyba po prostu przespałem odwrócenie piramidy Masłowa. Myślę jednak, że jeśli ktoś leci na złamanie karku żeby zapłacić kilka złotych taniej za kawałek ryby, to dla niego nie jest liźnięcie wielkiego świata kuchni. Ba, nie jest to nawet biznes. Ryba nie ląduje na Allegro, nie handluje się nią pod sklepem, jak ciuchami ze skóry i aksamitów. To po prostu proza życia, zamiast pozy zblazowanych „ofiar mody”. Jakoś tak mam, że wolę się śmiać z tych drugich.