Dobry wujek z Ameryki kupuje ciastka z wiśnią

Dobry wujek z Ameryki kupuje ciastka z wiśnią


Kategorie

John Kerry jest właśnie w trakcie politycznego tournée po Europie i Bliskim Wschodzie. Wszędzie przyjeżdża jednak skruszony, tłumacząc się z afery podsłuchowej. Wszędzie, tylko nie w Polsce. My witamy go bowiem jak bohatera, z uśmiechem i klepaniem po plecach. Nie słychać pytań o wizy, za to reporterka z podekscytowaniem relacjonuje: „Właśnie spaceruje po Krakowskim Przedmieściu, kupuje ciastko z wiśnią, pomachał pani w oknie!”. Czy to jeszcze sojusz, czy już toksyczny związek?

john kerry
Każdy, kto pamięta poprzednią epokę, kojarzy również relacje z gospodarskich wizyt I Sekretarza, rozpoczynające się od słów: „Towarzysz Gierek odwiedził…”. Ojciec opowiadał mi, że kiedy przyjeżdżał do okolicznego PGR-u, na dzień przed tym wydarzeniem krowy myto szamponem a trawę malowano na zielono. Dzisiaj myślimy, że to absurd. Przenieśmy się jednak do współczesnej Warszawy i zerknijmy na depeszę agencji prasowej największego państwa Europy środkowej.

„Kerry wstąpił (…) do cukierni. Kupił bagietkę, bezę, brownie i dwa ciastka z wiśnią. – Powiedział, że wszystko jest piękne, podał rękę i poszedł. Byliśmy bardzo zdziwieni tym, że wszedł do środka. Koleżance, która go obsługiwała trzęsły się ręce – relacjonowała jedna z pracownic”. Czytamy ze wzruszeniem.

„Gdy sekretarz stanu USA zbliżał się do placu Zamkowego, z okna jednej z okolicznych kamienic wychyliła się starsza kobieta. – Hello, Mr Kerry – zwołała i zaczęła mu machać. Sekretarz stanu pomachał jej i uśmiechnął się” – kontynuuje reporterka. Wszystko jak w baśni albo podczas wizyty Chińskiego cesarza. Sekretarz zatrzymuje dzieci z przedszkola, te uśmiechnięte mówią do niego „Hello!”, pani przedszkolanka patrzy z podziwem, ludzie przystają a on głaszcze maluchy po głowie.

Do kompletnego show brakowało jedynie żółtego paska w TVN24, który niczym przed Euro 2012 powinien informować: „Pilne. John Kerry zjadł śniadanie”. Nie było pytań o podsłuchy, nie było postawienia sprawy wiz i współpracy gospodarczej na ostrzu noża. A przecież Polska właśnie w tej chwili ma największą szansę zostać poważnie traktowanym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych, które na nadmiar przyjaciół w regionie nie mogą narzekać.

Zamiast gry z pozycji siły (nawet jeśli to tylko gra pozorów), kolejny raz wybieramy zabawę w rytualne gesty, którą nawet przy dużej dozie dobrej woli nie można nazwać ani dyplomacją, ani tym bardziej polityką. „Polska jest gospodarczą potęgą” – słyszymy z ust Kerry’ego, i jednocześnie w artykule o jego wizycie na portalu Washington Post widzimy zdjęcie ze spotkania z jakimiś arabskimi szejkami.

Tak wyglądamy z pozycji kolosa, którym nadal jest USA. Małe, zakompleksione państwo, wizytę w którym bez zażenowania można wrzucić do działu „Bliski Wschód”. Ot, taka symboliczna pomyłka.

Nie rozumiem, dlaczego po tylu latach nie nauczyliśmy się jeszcze, że silni rozumieją tylko język siły. Amerykanie kochają dumę i patriotyzm. Tylko to budzi ich szacunek. Niestety od wielu lat dokładamy wszelkich starań, aby w oczach amerykańskich polityków jawić się jak ubogi, mało rozgarnięty kuzyn, który zawsze czeka na kopertę z dolarami od wujka ze Stanów. Koperta nie przychodzi, ale on z własnego kieszonkowego leci przekopać jego grządki na działce w Afganistanie.

Kiedy nadrabiając zaległości naszych polityków postanowiłem zapytać ambasadora USA na Twitterze o postępy w sprawach wiz, usłyszałem tylko „Pracujemy nad tym w Kongresie, jest blisko ale trudno o termin”. Jesteśmy świetnymi sojusznikami, tygrysem gospodarczym i narodem dzielnych kawalerzystów, ale jeszcze troszkę musimy poczekać. Tarcza antyrakietowa? Będzie do 2018 r. Awaryjne F-16 i niezrealizowany offset? Przecież można przyznać medal Polskiemu żołnierzowi i powiedzieć: „You’re great!”.

Jak długo będzie nam to jeszcze wystarczać?